24

7.9K 288 3
                                    

Pov Nicole

Kiedy się obudziłam, nie do końca wiedziałam czy już otworzyłam oczy. Było ciemno, i chwilę mi zajęło nim przypomniałam sobie, co się właściwie stało. Usiadłam na łóżku, rozglądając się na boki. Naprzeciwko mnie na niewielkiej leżance spała Tessa razem z moim bratem. A na drugiej obok mojego łóżka, spał Vincent. Nie mogłam powstrzymać uśmiechu cisnącego się na usta. Tak bardzo ich kochałam. Jednocześnie popatrzyłam na swoje zabandażowane ręce. Jedynym powodem dla którego zrobiłam rany na rękach było to, że miał być to OSTATNI raz.

Przez cały czas byłam świadoma. Niestety. Wolałabym być nieprzytomna, i nie słyszeć co się dzieje wokół mnie. Ale niestety słyszałam płacz Tessy, kiedy mnie znalazła, słyszałam zawodzenie Tylera, kiedy wpadł do pokoju, słyszałam jak przyjechali Max i Vincent. Zamknęłam oczy powstrzymując łzy. Jedyne czego żałuję to, to że musieli mnie widzieć w takim stanie.

Najgorszym momentem było czekanie na działanie leków. Uczucie bezsilności i strachu, że zadziałają za późno. Na samą myśl o tym wszystko do mnie wracało. Byłam w szoku. W jednej chwili czekałam na śmierć, do której brakowało mi paru minut by leki zaczęły działać lub głębsze cięcie by dostać się do żył. Przykryłam się kołdrą, przypominając sobie, że nic na sobie nie mam. Kolejnym powodem, dlaczego żałuję, tego że byłam świadoma, jest to, że słyszałam rozmowy lekarzy, kiedy tu trafiłam, kiedy zostałam sama, a Vince musiał wyjść na zewnątrz. Najgorsze było to, że nie mogłam nic zrobić. Jedynie słuchać i czekać, aż to wszystko się skończy. Gdyby ktoś powiedział mi, że można usłyszeć takie słowa z ust lekarzy, nie uwierzyłabym.

Komentowanie głębokości cięć. Mówienie o tym tak jakby mówiło się o tym, że ktoś niedokładnie pozmywał naczynia. Słowa *pewnie zrobiła to, bo chłopak ją rzucił*, nadal dźwięczały mi w uszach i z każdą chwilą czułam większe rozgoryczenie. Kiedy wydaje ci się, że ludzie dorośli są na tyle dojrzali by nie zniżać się do poziomu małych dzieci, które lubią ubliżać i wyśmiewać się ze wszystkiego, bo mają większą świadomość... Okazuje się to jednak kłamstwem. Dorośli niczym nie różnią się od dzieci.
Nadal pozostaję przy swoim zdaniu, że ludzie są beznadziejni. Może nawet wierzę w to jeszcze gorliwiej niż dotychczas. Nie wiem, dlaczego tak bardzo mnie zabolało to, co słyszałam, kiedy mnie ratowali. Może to ta ironia? Że ratowali mi życie, jednocześnie komentując jaka to jestem żałosna, że chciałam się zabić. Wiele razy słyszałam dużo gorszych rzeczy. Ale teraz bolało to tak bardzo głównie, dlatego że ci ludzie komentowali to, że chciałam popełnić samobójstwo, a raczej śmiali się z tego, i tworzyli własne historię, które były ich zdaniem zabawne. W dodatku byli to ludzie dorośli. Lekarze. Którzy mieli mnie ratować. Podczas gdy na chwilę obecną moja dusza miała jeszcze głębsze rany niż przedtem. Słysząc ich docinki, miałam wrażenie, że stoję na scenie, a na widowni siedzą ludzie ze szkoły i się śmieją jak to mają ludzie w moim wieku i młodsi. Ale za nic nie powiedziałabym, że będą to ludzie dorośli, lekarze, którzy powinni być chociaż trochę uwrażliwieni. Nie dość, że żałowałam, że nie udało mi się zabić to na dodatek usłyszałam kolejne miłe słowa, które będą mi się przypominać zawsze, ilekroć w moim życiu będzie troszkę lepiej niż totalnie beznadziejnie.

Odsunęłam od siebie te myśli, chcąc jak najszybciej o tym zapomnieć. O ile kiedykolwiek uda mi się o czymś takim zapomnieć. Przeniosłam spojrzenie ponownie na Maxa I Tessę, a następnie na Vincenta. Od razu, kiedy wszedł do sali chwycił mnie za dłoń. Miałam dosłownie ochotę rozpłakać się ze szczęścia, bo po przykrych słowach, czułam się jeszcze gorzej. Kiedy poczułam jego obecność przestałam się bać, bo wiedziałam, że przy nim jestem bezpieczna i że nikt już mnie nie skrzywdzi. Rozejrzałam się za guzikiem przywołującym pielęgniarkę, miałam nadzieję, że przyjdzie do mnie ta sama, która przyszła, kiedy się obudziłam, gdy nikogo nie było w pokoju. Ta jedyna pielęgniarka była miła.

Kiedy znalazłam ten guzik nacisnęłam go, dziękując opatrzności za to, że nie wydaje z siebie żadnego dźwięku, tym samym nie budząc połowy oddziału. Po chwili przyszła ta sama uśmiechnięta starsza pani. Weszła jakby wiedziała, że reszta śpi.

- Jak się czujesz?- spytała szeptem, skanując moją twarz wzrokiem, doszukując się w niej odpowiedzi.

- Dobrze- odpowiedziałam- ale chciałabym się ubrać- dodałam? patrząc to na nią, to na kroplówkę, na co westchnęła.

- W porządku, tylko od teraz masz pić dużo wody- powiedziała i zaczęła odpinać mnie od wszystkich urządzeń. Skrzywiłam się, kiedy wyjęła z mojego ciała grubą igłę, która wprowadzała do mojego organizmu to co było w kroplówce- twój brat przyniósł ci ubrania- odparła, podając mi złożone rzeczy, ułożone na krześle przy ścianie- za tymi drzwiami- tu wskazała na drzwi najbliżej mnie- jest łazienka, tam masz już wszystko co będzie ci potrzebne- powiedziała.

- Dziękuję- odpowiedziałam szczerze wdzięczna kobiecie, że mogłam już się ubrać i zakryć te wszystkie bandaże. Kiedy pielęgniarka wyszła w ekspresowym tempie przemierzyłam pokój i zamknęłam się w łazience, by wziąć prysznic i w końcu coś na siebie ubrać.

Wychodząc spod prysznica czułam się o wiele lepiej. Włosy dopiero po czterokrotnym umyciu nie były posklejane. Gdybym miała tu nożyczki obcięłabym te włosy, bo zaczęły bardzo mnie irytować. Kiedy miałam już na sobie bieliznę, leginsy, ciepłą parę skarpet i bluzę mojego brata, spojrzałam w lustro. Byłam blada, ale nic poza tym. Zgasiłam światło wchodząc na palcach do pomieszczenia, by ich nie obudzić. Czułam się okropnie, bo ostatnie czego chciałam to ich zranić. A zrobiłam to i doskonale o tym wiedziałam. Usiadłam delikatnie na łóżku. Kiedy powiodłam wzrokiem w stronę, gdzie spał Vince, niemal nie padłam na zawał, kiedy zobaczyłam, że przeciera dłonią twarz. Kiedy spojrzał na mnie, momentalnie zerwał się w moim kierunku. Spojrzał na mnie, uśmiechając się z ulgą i obejmując dłońmi moje policzki. Pochylił się lekko ku mojej twarzy. Po chwili poczułam na swoim czole pocałunek. Podniosłam się wyżej by móc się do niego przytulić. Dosłownie przyczepiłam się do niego, ściskając z całej siły materiał jego bluzy. Nie wiem dokładnie dlaczego, ale będąc w jego objęciach poczułam cisnące się do oczu łzy. Nie potrafiłam ich zatrzymać. Schowałam twarz, wtulając ją w jego pierś. Vincent był prawdopodobnie zaskoczony moim zachowaniem. Nie musiałam długo czekać, odwzajemnił uścisk równie mocno. Drugą dłonią gładził moją głowę uspokajając mnie. Prawdopodobnie nie domyślał się nawet, że powodem moich łez jest to, że kiedy go tu przy mnie nie było, autentycznie żałowałam tego co zrobiłam. Albo chociaż tego, że nie dość się postarałam. Za nic nie chciałabym przechodzić przez to samo. Po pewnym czasie nie miałam już czym płakać, a mój organizm zmęczony dzisiejszymi rewelacjami pozwolił mi ponownie zasnąć.

**moi drodzy, powoli zmierzamy ku końcowi opowiadania, w dalszym ciągu bardzo wam dziękuję za aktywność i za wszystkie miłe słowa, do następnego ❤❤**

One broken soulजहाँ कहानियाँ रहती हैं। अभी खोजें