— Wpadnę do ciebie później — powiedziała Edith, biorąc łyk kawy. — Znalazłam kilka nowych ksiąg.

— Od tygodnia jedyne co robimy to czytamy książki — rzuciła wkurzona. — Zrozum, że to nic nie da.

— Tym razem znalazłam naprawdę ciekawe egzemplarze.

— To daj je Goldowi i Belle, którzy odwalą całą robotę za nas. — Edith zaprzeczyła głową.

Regina uniosła głowę z pewną myślą. Coś sobie uświadomiła. Uśmiech wdarł jej się na twarz, gdy wszystko ułożyło się w jedną całość. Mogła się mylić, ale cała postawa Edith dawała wiele do myślenia.

— Nie przychodzisz do mnie, żeby wyłącznie studiować księgi — stwierdziła, a Edith uniosła wzrok, oblewając się rumieńcem.

— Masz rację to nie jest jedyny powód — przyznała cicho. Regina nic nie odpowiedziała, więc szatynka zamierzała mówić dalej. — Będę szczera, tu jest cholernie nudno. Wszyscy ci ludzie są jak kartki papieru i cokolwiek mówię, to oni to robią. A ty jesteś tu jedyną osobą, która jest prawdziwa.

Właśnie z tymi słowami plan Reginy, o którym myślała przedtem, miał szansę zaistnieć. Edith była zbyt samotna, więc przyczepiła się do niej. Codziennie ze stosem ksiąg przychodziła do niej i razem czytały oraz tłumaczyły pewne zaklęcia. Szatynka miała nadzieję, że znajdzie wśród nich coś specjalnego, co pomoże jej, choć sama nie wiedziała w czym. Regina dobrze wiedziała, że to pretekst, jednak chciała poczekać, aż ta sama to przyzna. Niepokoiło ją to, bo Edith ktoś ewidentnie pomagał, choć ta sprawiała odwrotne wrażenie.

— Czy ty próbujesz mi powiedzieć, że chciałaś się ze mną zaprzyjaźnić? — zapytała, mrużąc oczy, a szatynka speszyła się. — Wiesz, wystarczyło powiedzieć, a nie marnować mojego czasu na tłumaczenie hieroglifów.

— Tak więc wpadnę do ciebie później. — Odłożyła sztućce na talerz.

Wzięła do ręki torebkę i uśmiechnęła się na pożegnanie. Brunetka siedziała zdezorientowana tym, że Edith wyszła, choć miała mieć podobno dla niej jakieś dobre wiadomości. Irytowało ją to zmienne zachowanie.

Odsunęła od siebie talerz i również opuściła lokal. Szła chodnikiem ze spuszczoną głową. Dzisiaj, gdy się obudziła czuła ból. Coś rozrywało jej serce od środka. Znów nie zobaczyła obok siebie Robina. Nie poczuła jego ciepła, a jedynie chłód pustki. W rezydencji nieustannie panowała cisza, którą była dla niej zbyt głośna i przerażająca. Regina nie wiedziała jak mogła spędzić większość życia w taki sposób. Myliła się i to bardzo. To nie chęć zemsty kiełkowała w jej sercu, a brak miłości. Teraz, będąc sama, znów czuła narastającą złość. Gdyby mogła, to zniszczyłaby pół miasta, wydarła kłaki z głowy Edith i zmiażdżyła jej serce. Dzisiaj jednak była bohaterką, a nie Złą Królową. Nie mogła pozwolić jej wrócić, ale ciągle kusiło ją to.

W pewnej chwili poczuła ciepło na klatce piersiowej. Wyciągnęła spod bluzki naszyjnik, który świecił się na czerwono. Usłyszała swoje imię, które było niczym świst wiatru. Weszła do domu i zamknęła drzwi, upewniając się, że nikt za nią nie szedł. Spuściła zasłony, a w środku zapanowała ciemność. Ruszyła w stronę kuchni, w której był Nikodem. Siedział przy wsypie kuchennej z kamienną twarzą.

— I jak? — zapytała z nadzieją, że coś znalazł.

— Kiepsko — rzucił. — Mojry powiedziały, że przyszłość dopiero się kreuje i nic nie zdradzą.

Once upon a time in StorybrookeWhere stories live. Discover now