wspólny mianownik

214 15 12
                                    


Lucyna przemyka w swoim koronkowym stroju tuż przed moimi oczami. Trudno mi jest odwrócić od niej wzrok. Na basenie było spokojnie, do czasu, aż nie pojawia się tam król całego zamieszania.

— Siema Mati! - wskakuje do jacuzzi obok kumpla.

Mateusz był jedynym kolesiem na turnusie w w miarę podobnym wieku. Jest prawnikiem i trochę z niego sztywniak, ale póki co na niego nie narzekam.

— Cześć Filip. - lekko uśmiecha się na powitanie. Zbijamy piątkę. — Widziałeś Luśkę? Ale laska. - scisza głos, jakby obawiał się, że dziewczyna, którą obgaduje stoi na tyle blisko aby to słyszeć.  Postanawiam ułatwić sprawę mojemu kumplowi.

— Luśka! Mati mówi, że jesteś niezła laska! - krzyczę z całych sił wypuszczając powietrze, które zgromadziło się w moich zepsutych płucach.

— Okej? - dziewczyna zawahała się. Szybko odwróciła się na pięcie i poszła do swoich koleżanek.

— Nie tym razem, amigo. - wzdycham. — Ale musisz przyznać, że dziś było blisko. - unoszę obie brwi do góry, subtelnie głaszcząc swojego wąsa.

— Ty wszystko potrafisz zjebać. - robi skwaszoną minę. Sztywniak. — Ja ją naprawdę lubię. - spuszcza wzrok z grupki dziewczyn na swoje pomarszczone przez wodę dłonie.

— Raz się żyje. - rozmyślam się. — Zaproś ją na wieczorek taneczny. — dzielę się pomysłem. Zaraz po tym, strzelam sobie mentalnego liścia z całej siły, bo bardziej żałośnie nie dało się tego powiedzieć.

— Czy ty się słyszysz? Nie ma opcji. - wyśmiał mnie. — Ty chyba nie... Mówisz na serio?

— Zmusili mnie. - odpowiadam bo chwili dwuznacznego milczenia.

— Niby kto? - ignoruje mojego kolegę, bo widzę jak do pomieszczenia wchodzi szatynka.

Włosy ma związane na czubku głowy w cebulę. Spoczywa na niej bordowy kostium kąpielowy z wysokim stanem, eksponujący jej dolną część ciała. Długie nogi to jedna z moich słabości.

— Czekaj Mati. Muszę coś załatwić. - odpieram chłopakowi i wychodzę z jacuzzi.

Już mam podejść, zapytać, zagadać, ale przypominam sobie wcześniejsze zdarzenia.

Krew zaczyna szybciej krążyć, a serce przyspiesza. Żyły same pchają się nad poziom skóry, pokrywając całe moje ramiona i kawałek szyi. W tamtej chwili, nie wiem co mi odbiło.

Zamiast do niej, podchodzę do grupy koleżanek i Luśki, które po kolei dyskretnie lustruję wzrokiem.

— Co za niespodzianka. - jedna z nich postanowiła się odezwać pierwsza, a reszta zawtórowała jej chichotem. Szybko łypie na dziewczynę w koku.

— Sorki bejbe, jak masz na imię? - spiąłem lekko wszystkie mięśnie.

— Angelika. Przez „g". - zachichotała. Widzę, że trafiłem w dziesiątke, oskonały okaz.

— Chodź na stronę, kochanie. - skinąłem głowa w bok, starając się brzmieć najbardziej seksownie jak tylko potrafię.

— Może chciałabyś pójść ze mną na bal w tym tygodniu? - pytam przegryzając wargę.

— Chodzi ci o „wieczorek taneczny"? - pyta i po chwili bezmyślnie chichocze.

— Tak. Właśnie o to. - odpowiadam lekko zirytowany.

— Jak mogłabym nie pójść z takim przystojniakiem. - odpowiada szczęrząc się.

Nachylam się do blondynki i zachłannie całuje ją w usta. Zerkam kątem oka w okolice, gdzie stoi tamta szatynka. Nie wiem dlaczego się na nią spojrzałem.

Odrywam się od „Angeliki" i obracając się na pięcie odchodzę w kierunku szerokiego korytarza. Mijam brunetkę, która ma minę jakby nie mogła właśnie uwierzyć w to, co się stało.

Puszczam jej oczko i odwracając od niej wzrok odchodzę w głąb korytarza.

dalia

To jakieś żarty. Ten chłopak naprawdę myśli, że zrobiło to na mnie wrażenie. Nie wiem co bardziej mnie nie obchodzi, ta sytuacja czy temperatura topnienia miedzi.

Zaciskam pięść i siadam na hebanowy leżaczek. Otwieram przed sobą książkę, którą przyniosłam ze sobą. Próbuje zatopić się w lekturze, ale coś nie daje mi spokoju. Dostaje zawiechy, myśląc nad tym, czym jest rzecz, która mnie rozprasza.

— Baron- Cohen? „Teoria zła", zgadza się? - na leżak obok kładzie się wysoki blondyn z oliwkową cerą i rumieńcami na polikach.

— Tak, dokładnie. Skąd widziałeś? - zapytałam zdziwiona. Chociaż zaraz po tym, dochodzę do wniosku, że jest to napisane na okładce.

— Czytałem ją na studiach, odrazu przypomniały mi się stare czasy. - uśmiechnął się lekko, łypiąc to na mnie, to na książkę.

— Więc są dwie opcje. Albo studiowałeś prawo albo kryminalistykę. - odwzajemniam uśmiech.

— Prawo. - mówi jakby dumny z siebie. — Mateusz. - podaje mi rękę.

— Dalia, miło mi poznać. - lekko wstrząsam jego wielką dłonią.

— Może zechciałbyś pójść ze mną na wieczorek taneczny w tym tygodniu?







an
siemka, to znów ja, zostawcie gwiazdkę i dawajcie znać w komentarzach jakie są wasze odczucia, nie krępujcie się
miłego wieczoru/dnia/nocy

hotel marmur. hemingwayWhere stories live. Discover now