witaj w hotelu marmur

242 16 29
                                    



— Witamy w hotelu Marmur. - wymruczałam napis widniejący na ulotce. Odrywając wzrok od świstka papieru, spojrzałam w górę na ogromny gmach budynku. W tle było widać horyzont zacierający się wraz z linią morza. Szum wody delikatnie muskał mój zmysł. Ciarki przeszły po mojej skórze.

Wielki neon z napisem „Marmur" raził mnie w oczy. Słońce już dawno zaszło, a niebo robiło się coraz bardziej granatowe. Teraz gdy stoję przed wejściem naprawdę zastanawiam się czy aby na pewno chcę tam wejść, ale chyba nie mam innego wyboru. Tak naprawdę to był wspólny wybór, mój, lekarza i mojej mamy.

Weszłam do środka. Wieki hol zapełniony eleganckimi ludźmi i rozmaitą roślinnością powitał mnie na starcie. Tyle tu ludzi. Mam nadzieję, że nie mają takich wyniosłych charakterów na jakie wyglądają. Przechodzą mnie ciarki. Nie zarezerwowałam, żadnego pokoju. Nie przyszło mi to do głowy, przez to wszystko co się działo.

Spojrzałam w dół. Podłoga była cała z marmuru, co dawało trochę pogrzebowy vibe. Ale wyglądało też bardzo szykownie. Poza tym w końcu to hotel marmur, prawda?

— Pani Fijałkowska, dobry wieczór, czekaliśmy na panią. Zameldowaliśmy panią w pokoju 516. - portier zwrócił się do mnie po nazwisku.

— Nie mam rezerwacji żadnej, także... - wymruczałam zakłopotana.

— Proszę, zapraszam do windy. Zdajemy sobie sprawę że przed panią ogrom pracy oczywiście, niemniej zachęcam panią do uczestniczenia w życiu naszego hotelu. Za kilka dni odbywa się wieczorek taneczny, obecność obowiązkowa - winda ruszyła w górę.

— No nie wiem, zobaczę... Nie ma pan czasem ładowarki do takiego telefo... - wyjmuje telefon z kieszeni jednak portier mi przerywa.

— Nie. Zachęcamy gości do niekorzystania z technologii. - odpiera stanowczo. Na tyle, że wyczuwam w jego tonie irytację.

— Super... - mruczę jak gdyby sama do siebie.

— Voilà. Pani pokój, a oto klucz, i wideo powitalne. Dobranoc, i powodzenia. - w dłoń wsadził mi mały kluczyk i zniknął za futryną drzwi.

Zamknęłam je powoli rozglądając się po korytarzu. Wydaje mi się że przez chwilę widziałam tam poza portierem, jakąś inną sylwetkę. Nie miałam odwagi jednak aby ponownie uchylić drzwi.

Siadłam na obszernej kanapie i włożyłam kasetę do odtwarzacza i czekałam aż rozpocznie się to całe „wideo powitalne". Skoro nie mam co robić to może chociaż to zapewni mi odrobinę rozrywki.

Po tym jak wideo się kończy, wyjmuję kasetę z odtwarzacza i zrzucam bluzę z moich ramion. Przez chwilę zastanawiam się nad tym czy jestem wystarczająco śpiąca aby się położyć. Zdecydowanie nie jestem..

Postanawiam przejść się po hotelu i nieco bardziej zapoznać się z całą przestrzenią. Muszę nadmienić, że hotel jest naprawdę ogromny.

Podchodzę do drzwi i je otwieram. Drzwi wymykają się jednak z moich rąk i z ogromną siłą zderzają się z czymś... twardym?

— Nosz kurwa mać! - słyszę przekleństwo dobiegające z korytarza.

Przestraszona wybiegam zza progu i mierzę wzrokiem przestrzeń przede mną. Od razu dostrzegam wysokiego bruneta trzymającego się kurczowo za skroń, na klęczkach.

— Strasznie pana przepraszam! Wszystko w porządku? - zasłaniam usta dłonią. Zbliżyłam się do chłopaka, przypatrując się ranie, z której sączy się delikatnie bordowa krew i fioletowej plamie pod jego okiem.

— Jak ma być w porządku. Przed chwilą zakurwiłaś mi drzwiami prosto w twarz! - wygląda na wściekłego. Czoło mu się marszczy powodując nie lada grymas.

— Mówię, przepraszam! Poczekaj tu. - odpowiadam rozjuszonemu chłopakowi, starając się ukoić jego ognisty gniew.

— Jakbym miał się gdzie kurwa wybierać... - mruczy sam do siebie, lecz to zdanie dotarło także do moich uszu. Fukam pod nosem.

— Proszę. - przykładam brunetowi lód zawinięty w beżową szmatkę. Jednak po chwili chłopak wyrywa mi go z rąk i sam przykłada go sobie do skroni. Naprawdę?

— Może jakieś dziękuję? - pytam. Trochę mnie zdenerwowało jego zachowanie.

Co to za buc, ja mu pomagam i nawet nie raczy rzucić „dziękuję". Mogłam go tam równie dobrze zostawić, żeby się wykrwawił.

— Dzięki za bliznę na kolejnych kilka miesięcy. - rzuca, sycząc w międzyczasie z bólu. Podnosi się z podłogi i odwraca się na pięcie.

Wzdycham ciężko i ruszam z miejsca wprost za nim. Niestety także idzie w stronę holu, do którego zmierzam.

— Możesz za mną nie iść? - pyta zirytowany. Nie wiem skąd wiedział, że za nim idę. Nawet się nie odwrócił.

— Nie, nie mogę. - odpyskowuje. Co za kretyn. Mam nadzieje, że to było moje jedyne spotkanie z tym nadętym pajacem.

Ten skręca po chwili w stronę windy, przez co nie muszę go już oglądać. Docieram na hol, gdzie uśmiechem wita mnie portier. Udaję się bliżej mężczyzny.

— Dobry wieczór, Pani Fijałkowkska. Czegoś pani potrzebuje? - Pan Cieszyński, bo tak ma napisane na plakietce, pyta mnie z troską w głosie.

— Najlepiej leków uspokajających. - wzdycham głęboko, próbując opanować mój gniew.

— Coś się stało? - portier nachyla się bliżej czekając na jakąś poufną informację.

— Jakiś kretyn, przepraszam Pana, że tak mówię, wbiegł na moje drzwi i rozbił sobie głowę, a gdy mu pomogłam nawet nie raczył podziękować. - wyżalam się z tej całej sytuacji portierowi.

— Wysoki brunet, z chropowatym głosem? - pyta. Chyba, wysoki dureń, z wkurwiającym głosem.

— Tak, skąd pan wiedział? - bardzo się zdziwiłam.

— Och, widzę, że poznała pani już pana Szcześniaka. Faktycznie jest bardzo... specyficzny. Proszę się nim nie martwić. - rzucił. Mam nadzieje, że nie martwienie się nim jest łatwiejsze niż z nim rozmawianie.

Lepiej niech nie wchodzi mi w drogę...

hotel marmur. hemingwayWhere stories live. Discover now