18

1.3K 95 16
                                    

Jedziemy przed siebie. Camila zbiera się i po chwili zaczyna opowiadać całą pieprzoną historię.

- Nie wiedziałam, Lauren! Powiedziałaś, że nie możesz mieć dzieci i tak sądziłam aż zaczął się zmieniać. Wyglądał coraz bardziej, jak twoja kopia. Pewnego wieczoru zasnął i zmarszczył nos, tak jak ty to zawsze to robiłaś i wtedy wiedziałam, wiedziałam że to twoje dziecko. - łzy lecą po jej policzkach.

Zaciskam kurczowo kierownice i jadę wsłuchując się w jej głos.

- Odkrywałam to z każdym dniem coraz bardziej, nie mogłam przyjąć tego do wiadomości. Pewnego wieczoru dałam mu napój czekoladowy a on powiedział, że go nie lubi. Zupełnie, tak jak ty. Myślałam, że oszaleję, gdy Matt po prostu walnął w stół i wyszedł. Całe piekło zaczęło się od momentu, w którym on się dowiedział. Zagroził mi, że jeżeli dowiesz się on i tak zabierze Jeogo i opłaci leczenia w Chinach, dla mojej mamy. Setki razy chciałam Ci to oznajmić i wytłumaczyć. Tak bardzo, jak było mi przykro z powodu Matt, tak cieszyłam się, że Jeo jest twój. To nasze dziecko, Lauren.

- To on Cie uderzył, prawda? - pytam próbując przetrawić jej słowa.

Nie odpowiada, co daje mi do zrozumienia, że to prawda.

- Musisz go zostawić w tym momencie. - mówię szybko.

- Nie mogę, Lauren. On nie opłaci leczenia mojej mamy. - mówi mi a ja marszczę brwi. Ta pętla kłmastw musi w końcu ujrzeć powierzchnie.

- Nie obchodzi mnie to. - kłamię. - Jeżeli zależy Ci na mnie i dziecku, zostaw go. Kochasz mnie, wiem o tym Camila.

- Nie zaprzeczam. Kocham Cię. - ulga pojawia się w moim sercu. - Ale on...

- Proszę Cię po prostu to zrób. Zawróćmy i powiedz mu, że to koniec. - odpowiadam.

- Nie mogę. To ogromna suma a ja nie pozwolę jej powoli umierać! Zrozum mnie, błagam. - łzy spływają po jej policzkach. Rozumiem ją, ale jeżeli mnie kocha powinna wiedzieć, że z każdej sytuacji można wyjść a ja nie pozwoliłabym na to, żeby była nieszczęśliwa.

- Zrób to, Camila. Inaczej więcej mnie nie zobaczysz. - mówię przez zęby.

- Nie mogę, przykro mi. - odpowiada.

- Dobrze w takim razie i tak pojawię się tam. Nie obchodzi mnie, co on zrobi. To dziecko jest moje, do cholery! - uderzam w kierownice i wydzieram się.

Wizja jej i jego wdziera się mojej głowy. Nienawidzę faktu, że wróciłam. Wszystko do mnie wraca.

- Nie rób tego.

- Nie! Za dużo przez ciebie wycierpiałam. Za dużo! To moje dziecko! Jeżeli nie chcesz mnie, to nie ważne, ale nie pozwole Ci zabrać mi to, co jest również moje!  Jesteś samolubna! To chore! Po prostu nie mogę uwierzyć w to, co mówisz! Brzydzę się tym, jaka jesteś! - podkeżdżam pod dom i wysiadam. Mam ochotę coś rozwalić.

Camila ciągnie mnie za kurtkę abym nie wchodziła do domu, ale wyrywam się tak, że upada. Podbiegam i przepraszam ją. Ona znów błaga a ja jestem coraz bardziej szalona. Czy ona słyszy o co mnie prosi?
Walę w drzwi i po kilku chwilach otwiera mi Matt. Musiał spać, ponieważ jest w dresach i bez koszulki. Czuję od niego alkohol a kilkudniowy zarost dodaje mu kilka lat więcej. Gdy widzi mnie i Camilę w przejściu zaczyna się śmiać. Ton ma szyderczy i wyśmiewczy. Powstrzymuję się, żeby nie rzucić się na niego.

- Nieźle Lauren. Zajęło Ci to troszkę czasu, ale w końcu jesteś. O proszę i jakimś cudem odnazazłyście do siebie drogę. Zawsze byłem głupi. - mówi i podchodzi do lodówki. Wyciąga z niej piwo i otwiera je siadając do stołu.

- Już mam się pakować? Twoja miłość wróciła. - zwraca się do Camili.

- Przestań. - odzywa się Camila a Matt odwraca głowę i popija piwo.

Próbuje zamienić się miejscem z Mattem. Ja w tym momencie czuję się oszukana, ale on musi odczuwać to, co ja tysiąc razy bardziej. Pamiętam, gdy prosił o pomoc w sprawie Camili. Kochał ją całą sobą a ona zdradziła go w najgorszy sposób.

- Wiesz, że nie pozwole na to aby ona zakazała mi się z nim spotykać? Nikt mi tego nie zabroni. To był błąd, ale on nie jest temu winien. - mówię a on prycha.

- Jasne, Lauren. To zrozumiałe, że chcesz dostęp do swojego dziecka, które nazywa mnie ojcem! - podnosi głos. - To wszystko wina tej pieprzonej suki! Myślisz, że mnie to nie boli patrząc na niego i widząc w nim ciebie! Jak zdradzała mnie, jak wy mnie zdradziłyście. Byłem twoim przyjacielem a ty tak po prostu miałaś to w dupie! - wydziera się. Żyła na jego szyi uwydatnia się. Podchodzę do niego a on staję naprzeciw mnie. Popycham go tak, że ląduje na szafkach strącając przy tym naczynia.

- To jest powód, żeby podnosić na nią rękę? Jesteś draniem! - oddycham głęboko bedąc w transie. Chciałabym uderzyć go tylko, dlatego, żeby nie czuć w sobie tleniącej się złości.

- Tata? - mój wzrok odnajduje małą postać trzymającą misia i patrzącą w moją stronę z przerażonym wzrokiem. W moment puszczam Matta i odsuwam się czekając aż Camila zabierze Jeogo. Gdy wychodzę i zerkam na Matta widzę w jego oczach łzy. Co ja robie, do cholery!

- Przepraszam za to Matt. To nie było zaplanowane, nigdy nie chciałam Cię skrzywdzić. - mówię prawdę. Zawsze na moim sercu zalegał głaz, który przypominał mi o tym, że on nie powinien być traktowany w taki sposób.

- Wsadź sobie swoje przeprosiny w dupę! Cieszyłem się, jak głupi! Ślub, dziecko, piękna kobieta, wysoka posada! Życie, jak z bajki! I gdy tylko patrzyłem, jak rośnie, jak odziedziczył po tobie te gesty a nawet charakter wiedziałem, że moje piękne życie legło w gruzach. - już nie krzyczy, mówi bez krzty emocji patrząc na mnie swoimi pustymi oczami. To nasza wina i gdybym mogła cofnąć czas, zrobiłabym to.

- Wiem, że cierpisz, ale to się stało! Chciałabym, żeby to wszystko potoczyło się inaczej. Przykro mi. - mówię.

- Chciałem Ci powiedzieć. - odzywa się. - Ale, wiedziałem, że gdy się pojawisz stracę również Camilę. Kocham go, jak własne dziecko i bałem się, że odbierzesz mi wszystko. - przyznaje i odwraca ode mnie wzrok. - Uderzyłem ją tylko raz i o jeden raz za dużo. Czuję się, jak gówno wiedząc, że ją skrzywdziłem, ale ona sprawiła, że nie widzę sensu życia wstając rano z łóżka. -  wstaje i wychodzi zostawiając mnie samą.

Głowa mi pulsuje od wszystkich wydarzeń, które pojawiły się w ten weekend. Gdybym nie wróciła, nie sprawdziła telefonu Tyrona, nie wiedziałabym, że mam dziecko.

- Lauren? - dziewczyna pojawia się na schodach, ale oddalam się. - Proszę, porozmawiajmy. - nalega.

Ostatni raz spoglądam na Camilę i wychodzę z ich domu. Ruszam do hotelu i zasypiam szybciej niż się spodziewałam. Następny dzień spędzam w sądzie, w którym wnioskuję o przeprowadzenie badań DNA. Wybieram numer do Lucy, ale nie odbiera mi. Nie wiem, co mogłabym więcej zrobić aby nie czuć się taką pokonaną. Umawiam się z dziewczynami w Miami. Lot przebiega szybko a gdy spotykam twarz Lucy, która sama odbiera mnie z lotniska już nawet nie kryje się z bólem. Jestem zdziwiona, że jest sama, ale w głębi duszy dziękuję jej za to. Wpadam w jej ramiona. Po chwili jej bluzka jest cała mokra od mojego płaczu a ona stara się mnie pocieszyć.

- Wszystko się jakoś ułoży, obiecuję. - mówi cicho w moje włosy.

mozeee wrzuce jeszcze jeden a moze nie

fascination camren pl (gp) Where stories live. Discover now