09

450 40 9
                                    

- [y/n] to faktycznie urocza dziewczyna - te słowa padły z ust Lisy Johnson, kiedy wyżej wspomniana opuściła ich mieszkanie.

Larry od razu spojrzał na nią z wyrazem twarzy mówiącym "nie zaczynaj mamo", na co ona zaśmiała się i oparła o kuchenny blat.

- No co? Ja tylko stwierdzam fakty, jednocześnie potwierdzając twoje słowa! - wzruszyła niewinnie ramieniem, w szelmowski sposób uśmiechając się do swojego syna.

- Mamo - Larry posłał jej ostrzegawcze spojrzenie, jednak szybko odwrócił wzrok oblewając się lekkim rumieńcem, który ukrył za kotarą włosów.

- Spokojnie, przecież ci jej nie zabiorę - kobieta nie mogąc się powstrzymać, rzuciła komentarzem który miała na końcu języka. - Zaprosiłeś ją już gdzieś?

- Tak, zaprosiłem i jutro wybieramy się na randkę.

- Już jutro? No, no! Szybki jesteś synu.

- Wakacje nie trwają wiecznie mamo - teraz to on wzruszył ramieniem, posyłając jej uśmiech.

×××

[y/n] siedziała u Johnsonów na tyle długo, by na dworze zrobiło się kompletnie ciemno. Była godzina dwudziesta druga trzy, kiedy weszła do domu i została przywitana słowami:

- Cholera jasna! Gdzieś ty była tyle czasu [y/n]?! I co ty masz na sobie?

Krzyk Roberta zapewne usłyszał cały apartament Addisona. Dziewczyna uniosła wysoko brwi, chwilę zastanawiając się w jaki sposób odpowiedzieć bratu. Nie musiała zastanawiać się wcale długo.

- I kto to mówi?! Wczoraj gadałeś że nigdzie się dziś nie wybierasz i będziesz siedział w domu, a kiedy wróciłam z miasta ciebie nie było i musiałam pocałować klamkę! - podburzona nastolatka rzuciła swoje brudne ciuchy na podłogę, następnie przeczesując włosy dłonią. - A jeśli jest ci to do szczęścia potrzebne, to byłam u Larrego i jego mamy. Po drodze z miasta złapał nas deszcz i Larry dał mi te ciuchy na przebranie.

Robert zmarszczy brwi i otworzył usta chcąc powiedzieć coś jeszcze. Powstrzymał się jednak, jedynie wzdychając ciężko. Przetarł twarz dłońmi i spoglądając łagodnie za swoją siostrę powiedział:

- Wybacz, poniosło mnie. Po prostu się martwiłem, [y/n].

Dziewczyna zrobiła wielkie oczy, aby następnie westchnąć i mimowolnie się uśmiechnąć.

- To miłe, że się o mnie martwisz, ale niepotrzebnie.

Po jej słowach zapanowała między nimi cisza. [w/c]oka usiadła na kanapie obok brata, tak jak on wlepiając wzrok przed siebie. Siedzieli tak i siedzieli, do momentu, aż nastolatka nie powiedziała:

- Wybieram się jutro z Larrym na randkę. Nie masz nic przeciwko, nie?

Kontem oka spojrzała na jego reakcje. Robert gwałtownie obrzucił głowę w jej stronę, robiąc duże oczy. Dziewczyna zdusiła w sobie chęć zaśmiania się z jego reakcji. Mężczyzna otworzył usta, jednak szybko je zamknął. Zrobił tak kilkukrotnie, jak rybka, na co dziewczyna już nie wytrzymała i wybuchła głośnym śmiechem.

- I z czego się tak śmiejesz? - zmarszczył brwi, patrząc na nią spod byka.

Ta zamiast mu odpowiedzieć, zaczęła śmiać się jeszcze bardziej, próbując złapać oddech.

- Słuchaj [y/n], Larry to nieprzywidywalny chłopak. Nie wiem co mam o tym myśleć.

[y/s] opanowała śmiech i przetarła twarz dłońmi. Niespodziewanie wstała na równe nogi, z uśmiechem od ucha do ucha patrząc na swojego brata.

- A ja myślę, że powinieneś przeszukać szafę w poszukiwaniu żelazka, bo już wiem nawet w co się ubiorę. 

Robert spojrzał na nią z zwątpieniem, jednak ostatecznie westchnął głośno i wstał stając obok niej. Wiedział, że nie ważne jak bardzo mu się to nie podoba, nie może jej tego zabronić. Poza tym wiedział iż Larry jest nie tylko nieprzywidywalnym, ale i też dobrym na swój sposób nastolatkiem.


Nie jestem zbytnio zadowolona z tego rozdziału i w sumie mogłam napisać go jeszcze raz, ale co tam, łapcie😂

korepetycje z rysunku [Larry Johnson × reader] Where stories live. Discover now