03

518 40 5
                                    

Larry siedział pod oknem w swoim domku na drzewie. W jednej ręce dzierżył papierosa i ołówek, w drugiej zaś swój lekko postarzały szkicownik, na którego pożółkłej kartce malowała się postać jego nowej znajomej. A konkretnie [y/n] sprzed parunastu chwil, która siedziała lekko pochylona nad swoim szkicownikiem i którą zapamiętał w takiej pozie sam nie wie dlaczego.

Wiedział za to dobrze, że choć nie znali się długo, to dziewczyna go oczarowała. W sumie można powiedzieć, że nie znali się prawie wcale. Przynajmniej nie tak jak chciałby tego szatyn. Dlatego postanowił poznać ją bliżej i brnąć w to "love story", chcąc zobaczyć jak to się potoczy.

Zaciągając się papierosem zmazał obojętność którą namalował na twarzy [y/s] i zastąpił ją lekkim uśmiechem, z którym było jej o wiele bardziej do twarzy. W tym samym momencie klapa w podłodze otworzyła się z rozmachem, ukazując głowę lekko rozchwianej [h/c]włosej, która krzyknęła:

- Mamy się Larry!

Zaskoczony chłopak, nie panując nad swoimi ruchami, rzucił szkicownik za siebie, wywalając go przez okno na trawę pod domkiem.

- Emmm... Co to było? - spytała zdezorientowanym tonem, nie ruszając się z miejsca.

- Mój szkicownik.

- No ok. Aaaa... dlaczego wywaliłeś go przez okno?

- A taki kaprysik - wzruszył ramionami, uciekając wzrokiem w bok.

- Mam po niego zejść?

- Nie! - Larry poderwał się z miejsca, wyglądając za okno. - Jeśli coś kochasz daj temu wolność - zaśmiał się nerwowo, pocierając dłonią po karku.

- Eeeee... Ok? I tak bym po niego nie zeszła - powiedziała dziewczyna, niezgrabnie wchodząc do środka.

- Trochę chamsko [y/n] - chłopak z powrotem opadł na swoje miejsce, przeczesując włosy ręką.
       
- Nie ma za co.

- Co? - spytał zdezorientowany szatyn, aby chwile później dostać mufinką prosto w twarz. - Ała! Co do cholery?

- Znalazłam w kuchni Roberta ukrytą szafkę wypełnioną słodyczami. Takie cudowności w niej znalazłam! - [y/n] rzuciła przed Larrego plastikową torbę pełną słodkości.

Czarnooki zaglądnął do niej. Były w niej w dwie paczki żelków, trzy paczki kolorowych pianek, cztery tabliczki czekolady. Poza tym luzem rozsypane kolorowe cuksy i lizaki.

- Robert nie zauważy takiego ubytku?

- Tego tam jest masę! To co zabrałam to nie jest nawet jedna dziesiąta tego co tam jest - machnęła niedbale ręką, siadając na podłodze, opierając się o metalowy regał. - No chyba że jednak zauważy i mnie ukatrupi. Ryzykuje życie żeby się z tobą podzielić! Dalej chamsko?

- Dalej, tylko trochę mniej - zaśmiał się Larry, odpakowywując słodycz i wgryzając się w nią.

- [y/n] [y/s]!

- Co?

- Zapamiętaj sobie to! Kiedyś będziesz widywał obrazy warte miliony właśnie tak podpisane!

- Zapamiętam jeśli nauczysz się poprawnie rysować gałęzi i liście.

- Umiem je rysować! Tylko ty czepiasz się szczegółów! - [y/n] wskazała na niego oskarżycielsko palcem, w drugiej ręce gniotąc papierek po mufince. - Daj mi kartkę i ołówek.

- Nie mam tu - szatyn wzruszył ramionami uśmiechając się beztrosko.

- W takim razie jednak przejdę się po ten szkicownik - [h/c]włosa złapała się regału chcąc wstać, jednak zatrzymał ją nerwowy ruch ręki Larrego.

- Dobra, poszukam czegoś - Johnson wstał gwałtownie, podchodząc do regału o który opierała się dziewczyna.

[h/c]włosa zadarła głowę do tyłu, patrząc jak ręce chłopaka błądzą po metalowych półkach zawalonych rzeczami. Larry marszczył przy tym brwi i robił niemrawą minę, co rozbawiło [y/n] która nie mogła powstrzymać cichego chichotu. Szatyn  słysząc go przerzucił na nią dyskretnie swój przenikliwy wzrok i zmierzył ją nim. W myślach stwierdził, że dziewczyna ma naprawdę ładny uśmiech i że naprawdę jej z nim do twarzy.

- Powinnaś uśmiechać się częściej, [y/n] - powiedział, odchodząc od regału i podchodząc do metalowej, zielonej szafki. - Poza tym masz uroczy chichot. Chyba zacznę rozbawić cię częściej.

- Przestań tak słodzić bo cukrzycy dostanę - burknęła [y/n], zanurzając rękę w torbie.

I w duchu dziękując, że Larry jest odwrócony do niej tyłem i nie widzi mocnych rumieńców, które wpłynęły na jej twarz.

W końcu doszło do tego, że Larry niczego nie znalazł i oboje musieli się przejść po swoje szkicowniki. 

korepetycje z rysunku [Larry Johnson × reader] Where stories live. Discover now