07

470 37 3
                                    

Nastolatkowie siedzieli w pokoju Johnsona. Przed sobą postawione mieli sztalugi, na których stały średniej wielkości, białe płótna.

- Sprawa wygląda następująco - odezwał się Larry, który odłożył tubkę z czerwoną farbą, którą chwilę wcześniej wylał na palete leżącą na małym stołku pomiędzy sztalugami.

- Tak

- Będziemy malować.

- Tak

- Co chcemy.

- Co chcemy - powtórzyła dziewczyna przytakując. - W takim razie powodzenia ci życzę - nabrała na pędzel czarnej farby i nie zwracając już uwagi na szatyna, zaczęła sprawnie jeździć pędzlem po płótnie.

Larry, nie zwlekając dłużej, poszedł w ślady dziewczyny, instynktownie mocząc pędzel w czerwonej farbie, następnie przekładając go do płótna i zaczynając kreślić na nim jakieś kształty. 

Nie mogąc się jednak skupić na tej czynności, zerkał co chwilę na [h/c]włosą która, pochłonięta malowaniem, nie zwracała na niego najmniejszej uwagi.  Larry przyglądając jej się z boku zauważył, że dziewczyna, ręką bez pędzla, trzyma płótno ani na chwilę go nie puszczając, jakby bała się że ucieknie. Chłopak zaśmiał się w duchu ze swojej myśli, po czym sięgnął ręką do tej dziewczyny, ściągając ją z płótna.

Wyrwana ze skupienia [e/c]oka wzdrygnęła się, spoglądając na twarz Larrego, a następnie rękę za którą ją trzymał.

- Spokojnie [y/n], płótno nigdzie ci nie ucieknie - zaśmiał się, tym razem na głos, Larry. - Lepiej mnie potrzymać za rękę.

- A co, masz zamiar mi uciec czy coś? - [y/n] przybrała rozbawiony wyraz twarzy, śmiejąc się cicho.

- Tobie? Najmniejszego - z głupkowatym uśmiechem pokręcił stanowczo głową, złanczając razem ich palce. - Powiedzmy że to level up w naszym love story.

- Ooo~ To już jesteśmy na tym etapie?

- W sumie to przed tym powinna być chyba randka na którą cię nie zabrałem - zamyślił się na sekundy Johnson, przybierając bliżej nieokreślony wyraz twarzy. - Ale luz! Nadrobimy to.

- No ja mam nadzieje Lar-Bear.

- Lar-Bear?

- Tak. Tak będę cię teraz nazywać.

- Co? Bez urazy, ale to brzmi obciachowo.

- Na wiem - zaśmiała się dziewczyna, posyłając mu znaczące spojrzenie. - Dlatego pasuje do ciebie idealnie.

- Aha, ok i dzięki [y/n] - na jego twarz wpłynęła obojętność, w której złączył usta w wąską linię. - No ale wracając.

- Wracając do? - spytała, jakby nie była w temacie.

- No do naszej randki - przypomniał Larry szerząc się. - Co powiesz na jutro? 

- Już jutro? O jejku! Ale ja nie zdążę pójść do kosmetyczki i fryzjera, już nawet o kupnie sukienki nie mówiąc! - udając panikę powiedziała to takim tonem, że Larry mimowolnie się zaśmiał.

- Ależ nic z tego nie jest ci potrzebne. Jesteś piękna taka, jaka teraz jesteś.

- Ale słodzisz Larry, ale słodzisz - [h/c]włosa pokręciła lekko głową z rozbawieniem. - Mimo wszystko dzięki, to chciałam usłyszeć.

Szatyn w odpowiedzi posłał jej szczery uśmiech, który odwzajemniła. Po tym oboje wrócili z powrotem do malowania. 

×××

Następna godzina minęła im w ciszy i spokoju. Oboje skupili się na swoich pracach, które dobiegały końca. 

- Finish - oznajmił Larry z uśmiechem, patrząc na swoje, już zapełnione, płótno. - A jak tam u ciebie?

[h/c]włosa zrobiła jeszcze dwa szybkie ruchy pędzlem, następnie kładąc ręce na kolanach.

- U mnie również finish - powiedziała, a szatyn pochylił się w jej stronę patrząc na jej dzieło.

Chwilę mierzył je wzrokiem, patrząc na kształt i kontury, po czym parsknął cicho śmiechem.

- Banan? - spytał, unosząc jedną ze swoich brwi do góry. - Dlaczego banan?

- A dlaczego jabłko? - odbiła pałeczkę, patrząc na malunek owoca na płótnie szatyna.

- Bo tak.

- No to u mnie też "bo tak" - wzruszyła ramieniem, szczerząc się do przyjaciela.

Johnson spojrzał na nią z miną mówiącą 'serio?', na co ona posłał mu wzrok mówiący 'serio'. Mierzyli się chwilę swoimi spojrzeniami, po czym oboje wybuchnęli gromkim śmiechem, przez który nie mogli złapać oddechu.

Po chwili śmiech szatyna przerodził się w niepohamowany kaszel, w którym dalej można było usłyszeć jego śmiech. Dalej nieopanowana [y/n] zaczęła poklepywać go po plecach, co nie przyniosło żadnych efektów. Przynajmniej nie zamierzonych. 

- T-t-to serio było aż t-tak śmieszne? - spytała pomiędzy śmiechem [y/s], której wzrok rozmazały łzy rozbawienia, które pojawiły się w jej oczach. 

- N-nie wiem - wydusił z siebie, cały czerwony, Larry kręcąc głową.

Pokój Johnsona jeszcze przez chwilę wypełniał gromki śmiech, aż w końcu oboje zdołali się opanować. 

[y/n] z policzkami mokrym od łez rozbawienia, a Larry  czerwony na twarzy z braku tchu. Oboje zdyszani opierali się o siebie nawzajem, jeszcze cicho chichotając pod nosami.

- A może mogę pośmiać się z wami? 

korepetycje z rysunku [Larry Johnson × reader] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz