Rozdział 45

467 36 22
                                    

Przyćmiony sporą dawką leku, zostałem w domu, choć mogłem być przy swoim ojcu w trakcie przeprowadzania akcji, nie czułem spokoju, ale i nie był to strach, ani radość, ani żadna inna emocja. Trwałem w zawieszeniu, które niby było niepokojem, a jednocześnie niczym. Umysł wciąż się bronił, sygnalizując mi, że powinienem był się martwić, jednak ja chciałem tylko spać.

Trzymałem się tylko i wyłącznie dzięki kawie, którą zabrałem z kuchennej szafki Nayeon.

Nayeon... Nie potrafiłem zrozumieć, a nawet nie chciałem, powodu, dla którego siedziała ze mną cały ranek pogrążona w cichym oraz ciemnym zakątku pokoju. Udawałem głęboki sen, gdy tylko się przebudziłem. Nie chciałem z nią rozmawiać. Zresztą kto by chciał. Mógłbym w tym czasie wysłać parę wiadomości do Jimina, którego cholernie mi brakowało, jednak nie potrafiłem zasygnalizować swojej pobudki, dopóki w pewnej chwili potrzeba nie pogoniła mnie do toalety.

- Jungkook - zaczepił mnie cicho tata. - Od tego co się wydarzy, a właściwie od tego co się wydarzy w związku z Aidanem, zależy twoja przyszłość. Jimin musiał tam pójść.

- Nie zasnę. Będę czekał. - Może moja odpowiedź nie była na temat, jednak tacie to nie przeszkadzało. Jemu nic nie przeszkadzało. Akceptował mnie takim, jakim byłem i nie negował niczego, co nie wykraczało poza jakąś jego policyjną moralność, choć i ją bardzo mocno naginał, przez wzgląd na to, co właśnie robił. Był kimś, kogo potrzebowałem przez wszystkie lata spychania przez mamę na margines społeczny. - Mogę patrzeć? - Skinieniem głowy wskazałem na monitor, odbierający sygnał z kamerki Soyeon. 

- Nie.

- Byłem obok tego tronu - argumentowałem cicho. - Miałem go na wyciągnięcie ręki, zresztą sam dołożyłem tam swoje cegiełki. - Miałem ochotę parsknąć śmiechem przez porównanie ludzkich ciał do przedmiotów, ale nic nie chciało się ze mnie wydobyć poza głębokim ziewnięciem - Ten widok nie zmieni niczego.

Mężczyzna rozejrzał się po pomieszczeniu, w którym aż roiło się od policjantów, którzy nie mogli usłyszeć moich słów. Tylko tata i Seokjin wiedzieli komu mogli ufać na tyle, by powierzyć tę szalenie okrutną tajemnicę. Jego pokerowa twarz nie pokazywała żadnych emocji, przez co nie miałem pojęcia jak mogłem odczytać jakąkolwiek reakcję. Był dla mnie zamkniętą na kłódkę księgą, dlatego czekałem z założonymi rękami na jego odpowiedź.

- W razie czego mogą dowiedzieć się od razu - dodałem jeszcze ciszej. Wiedziałem, że to szantaż, a po jego delikatnym skrzywieniu zorientowałem się, że właściwie nie był potrzebny, ponieważ on już podjął decyzję.

- Dobra. - Klasną w ręce na tyle głośno, żeby zwrócić na siebie uwagę wszystkich tu obecnych, nie dając po sobie niczego poznać. - Jungkook uparł się, że tu zostanie - ogłosił wszem i wobec. - Gdybym to ja go wychował, pojechałby ze swoją mamą do hotelu.

Przez chwilę nie rozumiałem jego intencji, jednak po jednym, krótkim spojrzeniu wiedziałem co powiedzieć, żeby zagrać w jego grę oszustów.

- Ale tego nie zrobiłeś. - Wzruszyłem obojętnie ramionami, po czym ziewnąłem. W tej chwili byłem pewien, że Drugi da o sobie znać, ale w głowie nie zostało nic innego poza nic nieznaczącym przeciągiem, choć pewien szum mógł przypominać jakieś słowa, lecz nie do końca byłem pewien.

Gdy tata na mnie spojrzał, skinął niemal niewidocznie głową z uznaniem. Zagrałem w tę grę dokładnie tak jak zachciał, bo już po chwili usłyszałem pomruki niezadowolenia, popierane argumentami mojej diagnozy. Mimo wszystko w końcu wszystko umilkło, a atmosfera poważnie zgęstniała. Wszyscy skierowali spojrzenia na średniej wielkości monitor, gdy Soyeon oznajmiła, że zaraz będą wchodzić do domu Aidana, więc i ja to zrobiłem, rozsiadając się w wygodnym krześle. Chwyciłem za kubek z czyjąś, jeszcze nie tkniętą kawą, aby móc w spokoju walczyć z sennością narzuconą przez tabletki.

|| Dead Inside | jjk + pjm ||जहाँ कहानियाँ रहती हैं। अभी खोजें