17. Kotłownia Glen Capri

Start from the beginning
                                    

Drzwiczki za kontuar były zamknięte, ale Derek poradził sobie z nimi w taki sam sposób, w jaki poradził sobie z drzwiami pokoju Isaaca. Na całe szczęście, drzwi do kotłowni były równie stare co reszta. Kiedy Brett do nas dołączył, Derek odstawiał już skrzydło drzwiowe pod ścianę.

Do kotłowni zeszliśmy po schodach. W środku było ciemno i brudno. Śmierdziało stęchlizną i wyglądało na to, że Glen Capri miało kotłownię rozbudowaną bardziej, niż cały motel. Zapaliłam latarkę w telefonie i ruszyłam za Derekiem, jedną rękę trzymając przy moim pistolecie.

Nie wiem ile czasu szliśmy, ale w korytarzu prowadzącym na lewo nie znaleźliśmy nic prócz martwych szczurów. Wróciliśmy więc do punktu wyjścia a potem ruszyliśmy korytarzem na wprost, który potem doprowadził nas do metalowych drzwi, takich jakie są na statkach. Zamiast klamki miały kręcony właz. Derek i Brett chwycili koło i wtedy to usłyszałam.

Ten krzyk był znajomy. Pamiętam. Słyszałam go, kiedy wyciągałam Isaaca z szafy w domu Zimnych.

- To Isaac. On tam jest. Szybko. – błagałam. – Pospieszcie się.

- To nie chce się ruszyć.

- Jak misie do miodu. Daliście się zwabić. – głos rozszedł się po mojej głowie, wywołując przy tym potworny ból. Osunęłam się po ścianie na brudną podłogę. – Mam nadzieję, że tęskniłaś słoneczko.

Z mojej krtani wydarł się krzyk, którym próbowałam zagłuszyć głos Willa w mojej głowie. Zaciskałam powieki, a on tylko śmiał się melodyjnie w moich myślach. Czyjeś ręce objęły moje ramiona.

- Rosalie? – głos Stilesa zastąpił śmiech Willa. – Rosalie?

- To Will. – powiedziałam, otwierając powoli powieki. Koło na drzwiach ruszyło. – To przez niego Isaac tu jest. Wie, że my tu jesteśmy. Musimy się stąd wynosić!

Oddychałam ciężko, podnosząc się z podłogi z pomocą Stilesa. Stanęłam na prostych nogach i jako pierwsza mogłam zobaczyć co znajdowało się w zamkniętym pomieszczeniu w podziemiach Glen Capri.

Było pusto. Na płaskiej podłodze znajdował się właz. Teraz ja też słyszałam krzyki wyraźnie. Tam był Isaac. Derek zrozumiał to tak szybko, jak ja. Zabrał się do odkręcania włazu. Ten puścił szybciej, niż poprzedni. Koło ruszyło się niemalże natychmiast. Właz otworzył się i krzyk Isaaca wydarł w mojej duszy okropny znak.

- ISAAC. – krzyknęłam zwieszając się z podłogi prosto do włazu.

Był zalany łzami. Włosy miał w kompletnym nieładzie, ubranie brudne od krwi. Wrzeszczał jeszcze dobrą chwilę, nim Derek i Brett złapali go za ramiona i wyciągnęli do góry. Z trudem łapał powietrze. Był taki bezbronny. Spróbowałam do niego podejść, ale cofnął się i o mało nie wpadł tam znowu. Derek złapał go w ostatniej chwili.

- Isaac. Isaac to ja. – powiedziałam spokojnie. Czułam jak łzy napływają mi do oczu, jak ciało zaczyna drętwieć. Oddychałam ciężej.

Isaac patrzył na mnie nieprzytomnym wzrokiem. Był na wyciągnięcie ręki, ale wydawał się być tak daleko.

- Już dobrze. – Stiles przemówił zza moich pleców. – Lahey, wszystko w porządku.

- Will. – powiedział. –Will.

- Wiemy. Musimy cię stąd zabrać, chłopie.

Isaac nie pozwolił mi się dotknąć, a to było najgorsze. Bał się mnie. Byłam córką człowieka, który mu to zrobił. W jego oczach widziałam pustkę, która raniła mnie do żywego. Patrzyłam na Isaaca a on na mnie i wtedy osunął się na ziemię. Znów zaczął wrzeszczeć. Zakrył uszy rękami i zacisnął powieki.

- Will jest w jego głowie.

Pochwyciłam to w lot. Osunęłam się razem z Isaaciem na kolana i złapałam go za ramiona. Przycisnęłam chłopaka do siebie. Leżał na moich kolanach, a ja głaskałam jego głowę, dopóki się nie uspokoił. Łzy ciekły mi strumieniami. Brett pobiegł na górę, powiedzieć reszcie. Nie potrafiłam powiedzieć ile to trwało, ale kiedy się uspokoił spojrzał na mnie swoimi niebieskimi, najpiękniejszymi na świecie oczami i otworzył powoli usta.

- Rosie.

Kiwnęłam głową. Isaac rozejrzał się po pozostałych. Derek i Stiles stali przy wejściu do pomieszczenia.

- Już dobrze Isaac. Chodź. Pomóżcie mu. – powiedziałam do chłopaków.

Pomogli nam wstać i wyprowadziliśmy Isaaca z kotłowni. Nie puszczał mojej ręki. Miażdżył mi palce, ale to się w tej chwili nie liczyło.

Noc była ciemna i przerażająca. Reszta naszych przyjaciół czekała już na parkingu. Razjel trzymał torbę z rzeczami Isaaca, ale minę miał nietęgą.

- Przysięgam, że nic nie zrobiłem z tymi drzwiami. One same wypadły!



KOCHANI! Full Moon jest już cały gotowy. Powiem wam, jestem z siebie zadowolona! 

Nie schodzę jednak jeszcze ze sceny, zapraszam was na nowe opowiadanie! Jedna część jest już dostępna na moim profilu. 

Shapeshifter 


Poznajcie Jane Robin Potter, ostatnią zmiennokształtną. 

Full Moon - isaac laheyWhere stories live. Discover now