2. Płynna śmierć

684 50 0
                                    



Umyłam się z pomocą Lydii, bo odkryłam pewien niedowład lewej ręki i miałam nadzieję, że szybko przejdzie. Kiedy już wróciłyśmy, Dereka nie było. Lydia pomogła mi się ubrać i rozczesać włosy.

Z rozplątanymi, wilgotnymi pasmami siedziałam na swoim łóżku, a prawie niewładną rękę złożyłam na kolanach. Lydia w tym czasie wyniosła moje ręczniki do łazienki, a kiedy wróciła, uśmiechnęła się szeroko.

- Isaac jeszcze nie przyjedzie, bo pewnie to siedzi w twojej głowie. – stwierdziła, patrząc na moją minę. – Biorąc pod uwagę twoją rękę, powinnaś spotkać się z Deatonem.

- To pewnie tylko efekt uboczny. – wzruszyłam ramieniem. – Dostałam poważnie w głowę.

- Jak chcesz, ale Isaac będzie nalegał. Znaleźli chyba jakiś trop Willa w Prineville.

- Nie wymawiaj tego imienia Lydio. – upomniałam ją. – Możemy już coś zjeść?

Lydia spojrzała na mnie i kiwnęła głową. Zeszłyśmy na dół, a potem wsiadłyśmy do jej samochodu. Jak przypuszczałam, skierowałyśmy się do Macy's, raczej podrzędnej restauracji, w której jedzenie było całkiem dobre. Parking był jak zwykle niemalże opuszczony, kiedy wchodziłyśmy do środka.

Restauracyjka była niezbyt wielka. Ciemne, staroświeckie tapety zdobiły pomieszczenie niemalże tak dobrze, jak ogromne żyrandole, z których sączyło się światło. Tylko dwa stoliki były zajęte. Przy jednym siedział jakiś mężczyzna z wąskim, długim nosem. Drugi zajmowała jakaś zajęta sobą parka.

- Nazywam się Lisa, będę waszą kelnerką. – dziewczyna która do nas podeszła nie mogła mieć więcej niż szesnaście lat. Jej ciemne włosy były krótkie i kręcone a w oczach czaiło się coś bardzo dziwnego. Podała nam karty i pospiesznie odeszła.

Zamówiłam ceviche, a Lydia tarte brokułową. W oczekiwaniu na jedzenie rozmawiałyśmy raczej o błahych sprawach. Opowiedziała mi, że Stiles pojechał do San Francisco złożyć papiery na tamtejszy uniwerek. Pytała, co u mojej mamy.

Cóż, odkąd Will zniknął, Edythe zaczęła spotykać się z kolesiem o imieniu Steve. Lubiłam go. Był miłym facetem, i też agentem nieruchomości, ale w Malibu. Z tego co się orientowałam, zajmował się domami za miliony dolarów, a nie nędznymi nieruchomościami na przedmieściach, jak moja matka. Opowiedziałam Lydii wszystko jeszcze zanim nasze jedzenie stanęło na stole.

- Gdzie twoja mama go wyhaczyła?

- Na konwencie agentów nieruchomości. – dotknęłam swojej niemalże nieruchomej lewej ręki. Zaczęła robić się chłodna, ale tego nie chciałam mówić Lydii, aż nie zjemy. Stwierdziłaby, że koniecznie muszę jechać do szpitala i nawet nie zdążyłabym zjeść swojego dania.

Lydia była jednak bardziej spostrzegawcza, niżbym sobie tego w tej chwili życzyła.

- Twoja ręka. – powiedziała i sięgnęła przez niewielki stół. – Rosalie! Jest lodowata.

- Cicho!

Ale już mnie nie słuchała. Wyciągnęła z torebki banknot dwudziestodolarowy, położyła go na stole i pociągnęła mnie do wyjścia. Chwilę później byłyśmy już u Deatona. Zapadł powoli zmrok, a w klinice paliło się światło.

Doktor Deaton jakby się nas spodziewał. Kiedy tylko wyszłyśmy z samochodu, stanął przed drzwiami z jakąś szmatą w dłoniach. Wyglądał na spokojnego i rozluźnionego. Uśmiechnął się do mnie, kiedy Lydia pchała mnie przed sobą niczym skazańca.

- Dawno cię nie widziałem, Rosalie. – Deaton przepuścił nas w drzwiach. Wymienił z Lydią porozumiewawcze spojrzenia. Wiedział.

Jego gabinet w ogóle się nie zmienił. Usiadłam na jednym z winylowych krzeseł i pociągnęłam nogi pod brodę. Deaton odrzucił kawałek materiału, do tej pory miętolony w dłoniach i podszedł do mnie. Chwycił moją lewą rękę. Powoli obejrzał ją dokładnie dotknął w kilku miejscach, ale tego nie czułam, jedynie widziałam.

- I co to, Deaton? – Lydia niecierpliwie potupywała nogą stojąc na drugim końcu gabinetu.

- Nie zadawaj mi pytań, na które jeszcze nie znam odpowiedzi, Lydio. – odparł rzeczowo weterynarz. – Mówiłaś, że Jordan znalazł ją jako martwą?

- Tak nam się wydaje, że była martwa. Inaczej, jak Piekielny Ogar mógłby ją wytropić?

- Nie ma innej możliwości. – Deaton spojrzał dokładnie w moje oczy. W jego okrągłej, przyjaznej twarzy czaiło się coś enigmatycznego, nieznanego. Oddychałam miarowo, spoglądając to na łyse czoło Deatona, to na jego ciemne rzęsy.

- Czuję się dobrze.

- Do czasu, Rosalie. Mogłabyś odwrócić się tyłem?

Spełniłam jego polecenie. Czułam jego chłodne palce na moim karku, tuż pod linią włosów. Ułożył palec w jednym punkcie, a potem krętą linią doatł do mojego lewego ramienia i do miejsca, w którym czucie się zakończyło.

- Co to jest? Nie widziałam tego wcześniej. – przerażony głos Lydii nie świadczył o niczym dobrym.

- Masz dużo szczęścia. – Deaton odwrócił mnie na krześle. – To coś w rodzaju jadu, ale nie jadu wampirzego. To jest o wiele wolniejsze. Chyba tylko łut szczęścia pozwolił ci ominąć serce, inaczej już byłoby po tobie. – mówiąc to, podszedł do szafki. Wyciągnął z niej strzykawkę napełnioną ciemnofioletowym płynem. Znów podszedł. – To nie będzie przyjemne, ale ochroni serce, przynajmniej dopóki nie znajdziemy dokładnego rozwiązania.

Deaton odchylił delikatnie dekolt mojej bluzki, i bez ostrzeżenia wbił długą, grubą igłę w moje serce. Zawyłam przeraźliwie, a świat zniknął mi sprzed oczu. Poczułam tylko jak moje ciało wygina się w łuk. Zaraz potem gdzieś w ciemności rozszedł się zaniepokojony głos Lydii.

- Nic jej nie będzie. – stwierdził Deaton. – Rosalie. Rosalie, słyszysz mnie?

- Co to było? – spytała Lydia.

- Skład płynu wolę zachować dla siebie, ale mogę powiedzieć tyle, że ochroni serce przed jadem.

- Czy on będzie się rozprzestrzeniał? – Lydia wydawała się być bardzo przestraszona. Deaton nie użył słów, ale prawdopodobnie odpowiedział na pytanie twierdząco, bo z ust Lydii wydobyło się westchnienie, a zaraz potem opadła ciężko na krzesło.

- Lydia. – zmusiłam się do powiedzenia, kiedy świat już powoli objawiał mi się przed oczami. – Zadzwoń do Isaaca. On musi... Musi wrócić.

Tego nie trzeba jej było dwa razy powtarzać. 




Nie wiem jeszcze, jaka będzie częstotliwość rozdziałów, ale na razie chcę szybko przejść do moich ulubionych, bo mam wrażenie, że to będzie petarda! W ogóle, mam wrażenie, że to wszystko będzie petarda, ale nie chcę zapeszać. Na razie, rozdział drugi! 

ENJOY! XxxXXXxxX 

Full Moon - isaac laheyΌπου ζουν οι ιστορίες. Ανακάλυψε τώρα