16. Motel Glen Capri

Start bij het begin
                                    

Pukanie do drzwi powstrzymało mnie od przerzucania kanałów. Spojrzałam na Lydię, która akurat malowała paznokcie. Kiwnęła głową i otworzyłam drzwi.

Stał w nich Stiles. Wyglądał na poważnie przestraszonego, kiedy przepchnął się koło mnie w drzwiach i stanął na środku pokoju.

- O ile nie ma tu tojadu, wszystko będzie dobrze. – orzekł w końcu.

- Zapomniałeś chyba o odliczaniu. Na recepcji licznik ruszył się o około pięćdziesiąt dziewięć osób. – Lydia usiadła na łóżku.

- Jaki licznik? – zamknęłam drzwi i przeszłam obok Stilesa. Z lodówki wyjęłam kubełek na lód. – Czemu macie takie miny? Byliście tu kiedyś?

- Raz, przejazdem. Nic takiego. – Lydia zmarszczyła nos i wskazała palcem kubełek w moich rękach. – Co z tym robisz?

- Cóż, miałam zamiar włożyć to sobie na głowę jak hełm i pójść szukać mojego psychopatycznego ojca. – stwierdziłam wzruszając ramionami. – Na dole jest maszyna do lodu.

- Miałaś się ode mnie nie odłączać.

- To, możesz iść ze mną, albo uwierzyć, że nie zrobię niczego głupiego. – spojrzałam na Lydię, potem na Stilesa i kiwnęłam głową. – Wracam maksymalnie za pięć minut.

Opuściłam pokój i zeszłam na dół. Maszyna do lodu stała przy parkingu. Otworzyłam ją i nabrałam cały kubełek kostek nierównej wielkości. Potem zamknęłam to wiekowe urządzenie i spojrzałam na audi Isaaca. Stało tak blisko.

Rozejrzałam się, czy nikt z moich przyjaciół nie idzie i przebiegłam przez parking. Ostawiłam kubełek na asfalt. To zdecydowanie był jego samochód. Szarpnęłam za klamkę, spodziewając się, że jest zamknięty. Drzwi jednak ustąpiły przy niewielkim wysiłku. Wślizgnęłam się na fotel pasażera ignorując to, że auto było otwarte od niewiadomo jak dawna.

W środku pachniało Isaacem. Lasem i deszczem i tym typowym dla niego zapachem perfum. Zaciągnęłam się porządnie, i rozejrzałam dookoła. Wszystko wyglądało ekstremalnie normalnie. Skórzana tapicerka, deska rozdzielcza, przyciski. Tylna kanapa też była czysta. Jak zwykle w środku nie walały się żadne papierki czy opakowania po jedzeniu na wynos. Wszystko było schludne, czyste, niemalże sterylne. Bardzo typowe dla Isaaca.

Już miałam wysiadać, kiedy spostrzegłam czerwony ślad na jasnej kierownicy. Krew. Była to jedynie drobna kropka, ale to wystarczyło. Potem zaczęły pojawiać się kolejne. Ściekały po kierownicy i spadały na dywanik kierowcy. Tak jakby krew skapywała z czegoś. Spojrzałam na podsufitkę przesiąkniętą krwią. Wypadłam z auta na asfalt zdzierając przy tym kolana. Zerwałam się na równe nogi, zatrzasnęłam drzwi samochodu i wbiegłam na piętro, do pokoju mojego i Lydii.

- Co się stało? – spytał Stiles, patrząc na moją bladą, przerażoną twarz.

- Krew. Jest tam, na dole. – wydusiłam. – Samochód Isaaca.

Spojrzeli po sobie z Lydią i Stiles wybiegł z pokoju a panna Martin zamknęła mnie w szczelnym uścisku i usadziła na łóżku. Głaskała moje poplątane włosy. Straciłam poczucie czasu. Nie wiedziałam, ile tak ze mną siedziała, ale kied Derek i Maureen weszli do naszego pokoju, a Stiles wrócił, nie trzęsłam się już.

- Nie było żadnej krwi. Wydawało ci się, Rosalie. – stwierdził Stilinski pocierając moje plecy. – Samochód jest czysty. I znalazłem wasz kubełek, ale lód się roztopił.

- To może przynieś nowy? – zaproponowała szorstko Maureen. Stiles wyszedł z urażoną miną. Kiedy zamknął za sobą drzwi, usiadła na krześle przy stole. – Co ty tam robiłaś?

- Chciałam... Poczuć się...

- Mówię o lesie z Raekenem i Malią. – warknęła ostrzegawczo. – Miałaś siedzieć w Tower.

- I gdybym siedziała, nie mielibyście pojęcia o Jeremym. – odparowałam. Nie wiem skąd znalazłam w sobie tę siłę i odwagę na sprzeciwienie się Maureen. Jej nikt się nie sprzeciwiał. Tak jak Derekowi, i to akurat oni byli w opozycji. Lydia chyba postanowiła zostać Szwajcarią.

- Skądś byśmy się dowiedzieli. – Maureen wywróciła oczami.

- Byłoby za późno! Jeremy ma obsesje na moim punkcie. Nie mam pojęcia jakim cudem on w ogóle żyje. Wiesz, ile był gotów poświęcić, żeby oddać mnie Willowi?

- Nic mnie to nie obchodzi! Rosalie, to jest niebezpieczne!

- Przestańcie się zachowywać, jakbyście wiecznie musieli się mną opiekować! – krzyknęłam w końcu. Nawet Lydia się odsunęła, jakbym zaraz miała wybuchnąć. – Potrzebuję przyjaciół, nie nianiek! Chcę znaleźć Isaaca, i żeby ten koszmar się już skończył. W ciągu tego roku szkolnego byłam już martwa, prawie martwa, umierająca i bliższa śmierci niż kiedykolwiek.

- To tylko pokazuje, że nie umiesz o siebie zadbać sama. – stwierdziła Maureen już całkiem spokojnie.

- Chodziło mi tylko o ratowanie najbliższych. – rzuciłam od niechcenia i sięgnęłam po pilota. Zaraz zwróciłam się do Dereka. – Idziemy dziś szukać?

Derek kiwnął głową, a Maureen wydawała się być niesamowicie obrażona. Zrobiła naburmuszoną miną i wyszła, jak tylko Derek się przesunął. Powiódł za nią wzrokiem a potem usiadł na drugim łóżku.

- To ten motel tak działa?

Lydia potwierdziła jedynie skinieniem. Stiles wrócił z kubełkiem pełnym lodu. Postawił go na stole i przyjrzał się nam.

- To ty tak krzyczałaś?

Znów na darmo pykałam kanałami. Telewizor śnieżył. W głębi duszy wiedziałam, że Maureen chce dla mnie dobrze. Tylko coś nie pozwalało mi w ogóle jej zrozumieć. Chciała chronić najbliższych, ale ja nie byłam jej bliska. Byłam niejako obca. Choć może ona traktowała mnie jak kogoś bliskiego. W końcu opowiedziała mi o Billym.

Dla Maureen Kavanaugh znaczyło to więcej niż przysięga krwi.

Full Moon - isaac laheyWaar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu