Rozdział XXVIII

8.1K 588 295
                                    




- Wyglądasz jak gówno.
- Dzięki. Ciebie też miło widzieć. - warknął w odpowiedzi Ronowi, który opadł na siedzenie obok Harry'ego. Zaraz jednak zalała go fala wyrzutów sumienia. - Przepraszam, nie spałem tej nocy.
- Czemu? - zapytał rudzielec nakładając do miseczki gorącej owsianki i odrzucając owoców.
- Draco nie wrócił na noc. Znowu.
- Znowu?
- Nie widziałem go od soboty przed meczem.  Najpierw myślałem, że się świetnie bawi w pokoju Ślizgonów a w niedziele leczy kaca, ale Zabini powiedział, że go tam nie było.
- To gdzie był?
- Zabini sądzi, że Draco spędził cały ten czas z Pansy w Pokoju Życzeń.
Ron zerknął na przyjaciela ze zdumieniem. Harry wydawał się być opanowany, chociaż na wielkie wory pod oczami i blada twarz mówiła, że jest zmęczony. On nie miał pojęcia jakby zareagował gdyby Lavander dwa dni spędziła w odosobnieniu z jakimś facetem. Pewnie by się rozstali.
- I to cię nie martwi? - zapytał, a Harry rzucił mu takim spojrzeniem, że Ron poczuł się jak idiota. Oczywiście, że go to martwi. Malfoy nie był gejem. Spotykał się z Pansy. A teraz spędził z nią cały weekend. Każdy by się stresował i martwił. - Znaczy się to pewnie nic takiego. - machnął ręką, mając nadzieje że uda mu się naprawić to co zepsuł.  - może musiał sobie zrobić babski wieczór.
- Kto sobie robił babski wieczór? - usłyszeli nad swoimi głowami.
Pansy stała przy gryfońskim stole z uśmiechem od ucha do ucha. Harry miał ochotę ją uderzyć.
- Malf... - zaczął Ron, ale Harry przerwał mu ostrym tonem.
- Czego chcesz, Parkinson?
Dziewczyna uniosła brwi ze zdumienia. Jeszcze nie widziała Pottera tak nieuprzejmego. Nawet w czasach, gdy się nie dogadywali, chłopak był o wiele milszy niż teraz.
- Woo, okres ci się spóźnia, Potter? Chciałam się dowiedzieć gdzie jest Draco, bo mam jego wypracowanie z zielarstwa.
- Chyba ty powinnaś to wiedzieć najlepiej. - Zabini zjawił się przy nich jak duch z Neville'm drepczącym u jego boku.
Ślizgonka rozejrzała się między wpatrującymi się w nią chłopcami.
- Wszystkich was coś ugryzło czy panuje jakaś misja nienawiści do mnie o której nie wiem? Ktoś mi wyjaśni co się dzieje?

-  Przecież spędziłaś z Draco cały weekend. - odpowiedziała jej Hermiona również zjawiająca się znikąd. Piorunowała Ślizgonkę morderczym spojrzeniem, ignorując fakt, że Ron znajduje się tak blisko niej. Mogła sobie pozwolić na to niewielkie pojednanie. Wysłuchiwanie jęków Harry'ego przez niewiele ponad dwie doby było nie lada wyczynem.

Pansy parsknęła śmiechem wywołując tym konsternację na twarzy reszty.

- Nie widziałam się z nim od meczu. - odpowiedziała ze śmiechem.

Hermiona przeniosła wzrok na Harry'ego, który zbladł gwałtownie i Rona, z przerażonym wyrazem twarzy. Cała trójka pomyślała o tym samym. Musiało się stać coś złego.
Weasley przeanalizował szybko wszystko to, czego ostatnio dowiedział się od braci, ale nikt nie wspomniał, że Draco miał się wybrać na misję ratowania świata. Z reguły nie wysyła się młodych czarodziejów, skoro ma się starszych i bardziej doświadczonych. Poza tym Ron wątpił, aby Malfoy był aż tak zaufanym szpiegiem Dumbledore, żeby ten pozwalał sobie na dawanie mu misji poza szkołą. 

- Draco jest w niebezpieczeństwie. - zapiszczał Harry, a zgromadzeni wokół niego zauważyli łzy w zielonych oczach.
- Potter, co ty pieprzysz? Jakie niebezpieczeństwo? Pewnie pojechał na weekend do rodziny. - Zabini machnął ręką, maskując strach jaki odczuwał. Pansy starała się nie patrzeć na czarnoskórego przyjaciela, aby nikt nic nie podejrzewał. W ich głowach paliła się czerwona lampka o kształcie Mrocznego Znaku.
Czy to możliwe, że Czarny Pan wysłał swojego najmłodszego członka na misję? Zazwyczaj używał do tego celu śmierciożerców, którzy mieli jego minimalne zaufanie. Jak rodzice Pansy czy matka Zabiniego. Oboje sądzili, że Malfoy póki co jest bezpieczny, a potem, gdy Voldemort przegra lub wygra, to nie będzie musiał się martwić walką na śmierć i życie.
- Nie! Nie! Wy nic nie rozumiecie! On.... - Harry urwał, widząc jak Hedwiga wlatuje do Wielkiej Sali wraz z innymi sowami. Już z tej odległości widział, że ptak niesie w dziobie list. Wyglądała na przerażoną. Bursztynowe oczy miała szeroko otwarte, a śnieżnobiałe pióra powyginane, jakby ktoś obszedł się z nią wyjątkowo brutalnie.

Potter, do mnie #Drarry ✅Where stories live. Discover now