Rozdział XXV

9.6K 638 650
                                    

Ron patrzył krzywo jak Zabini naciąga na swoją czarną skórę szkolną szatę, pogwizdując przy tym wesoło. Od Nocy Duchów zachowywał się jakby go ktoś zaczarował. Nie był tak wredny jak zawsze, gdy się odzywał do Weasley'a i ograniczył nawet swoje kąśliwe uwagi pod adresem rudzielca. Ani przez chwilę Ron za tym nie tęsknił, jednak zachowanie Ślizgona było tak podejrzane, że nie wiedział co o tym sądzić. W jedną magiczną przemianę (Malfoy'a) mógł uwierzyć, bo fretka była po ich stronie, ale w dwie? Nie ma takiej opcji.

Odchrząknął, przyciągając na siebie wzrok Zabini'ego.

- Wszystko u ciebie w porządku? - zapytał, nie wierząc samemu sobie, że się tym interesuje.

- Tak, bo co? - warknął Blaise.

Ron wzruszył ramionami. To by było tyle, jeśli chodzi o konwersację między nimi. W ciągu tych kilku tygodni rozmawiali ze sobą może z raz, a i to było wątpliwe.

Zabini poprawił włosy w lustrze i wyszedł z pokoju, mając nadzieję, że uda mu się uniknąć zepsucia sobie humoru przed śniadaniem. Niestety. Mijając pokój Longbottoma i Shmita usłyszał podniesione głosy i co jak co, nie mogły one należeć go Gryfona.

Zbliżył się do drewnianych drzwi, które chyba jako jedyne z projektu Dumbledore nie miały nałożonych wyciszających zaklęć. Wszyscy rzucili je już pierwszej nocy, aby reszta szkoły ich nie podsłuchiwała, jednak nikogo nie dziwiło to, że zarówno Neville jak i Zachariasz o tym zapomnieli.

- Była tutaj! Gdzie ją położyłeś?!

Głos Puchona był tak głośny, jakby grubas stał tuż przy Zabini'm. Za to odpowiedzi nie dało się usłyszeć.

- Jak mam bez niej być komentatorem meczu?! Gadaj ty pieprzony charłaku!

Okay, tego już za wiele, pomyślał Zabini czując jak wzbiera w nim złość. Kopniakiem otworzył drzwi, które z hukiem uderzyły o ścianę.

Zachariasz stał nad siedzącym przy biurku Neville'm i wyglądał jakby miał zamiar nim potrząsnąć. Oczy Gryfona były pełne łez.

- Przeszkadzasz innym się skupić na własnym życiu, Shmit. - warknął nonszalancko Zabini, opierając się o framugę.

- O Blaise, zajebiście, że jesteś! - powiedział Puchon, uśmiechając się szeroko. - Ten debil zgubił moją koszulę komentatora, kiedy sprzątał pokój. Użyj swoich zaklęć tortur, żeby powiedział mi gdzie to położył.

Zielone oczy Neville zrobiły się wielkie jak spodki z przerażenia. Skulił się na krześle obawiając się kary.

- Sprzątał pokój? - zapytał zamiast tego Ślizgon. - Cały czy swoją połowę?

- Oczywiście, że cały. Ten charłak do niczego innego się nie nadaje, co nie? Chociaż nawet sprzątanie mu chujowo idzie. Ostatnio nie doczyścił mi butów, to mu pokazałem jakie kary za to mają skrzaty domowe.- zarechotał, ale po chwili zamilkł, gdy Zabini do niego nie dołączył.

Ślizgon czuł jak złość pulsuje mu w żyłach. Jego ciemne oczy ciskały błyskawice. Dłoń zacisnęła się na różdżce, a pragnienie uszkodzenia Zachariasza było tak silne, że z trudem nad sobą panował. Widział jak Neville kuli się na krześle, pewnie spodziewając się, że mimo tego co zaszło w Noc Duchów, Zabini i tak pójdzie w ślady Puchona, bo przecież znęcanie się nad innymi to najlepsza zabawa na świecie.

- Longbottom. - warknął Ślizgon, a Gryfon podskoczył z przerażenia. - Do mnie.

Drobny chłopak, trzęsąc się jak galareta, podszedł do Ślizgona. Zachariasz stojąc na środku pokoju uśmiechał się złośliwie. Pewnie spodziewał się, że zobaczy Neville leżącego na ziemi i skopanego, tak jak on to zrobił, gdy Gryfon źle pościelił łóżko. Albo jeszcze coś gorszego, w końcu Zabini jest z rodziny w której są śmierciożercy. Pewnie krewni nauczyli go jakiś ciekawych zaklęć.

Potter, do mnie #Drarry ✅Where stories live. Discover now