Rozdział XXVII

8.9K 597 378
                                    

- Ja nadal nie potrafię tego zrozumieć, Harry, ale chyba nie będę się nawet starał. - powiedział Hagrid, zdejmując imbryk z ognia.  Hermiona przewróciła oczami za plecami olbrzyma. Oboje nie wiedzieli ile jeszcze czasu musi minąć, aby ich przyjaciel wreszcie zaakceptował to, że Harry, wbrew jego kazaniom, wybrał Draco. Był jak zacięta stara płyta, ciągnąca usilnie tylko jedną piosenkę i zarzynając ją. Ale brunet nie miał zamiaru się z nim sprzeczać. Już swoje powiedział, a jaki jest sens szukać zrozumienia jak się go nie znajdzie?
- Żeby akurat z nim. - wielka głowa mężczyzny obróciła się z rozczarowaniem, gdy stawiał na stoliku trzy wielkie kubki z herbatą, w tym dla Harry'ego z miodem, bo po wczorajszym śpiewaniu w pokoju wspólnym Gryffindoru, chłopaka bolało gardło. - No nic, co zrobisz jak nic nie zrobisz? Zjecie obiad ze mną? Ominęliście ten w zamku, a ja zrobiłem bardzo dobry wieprzowy udziec.
Podziękowali uprzejmie, znając aż za dobrze kucharskie zdolności Hagrida i porzuciwszy temat Draco, zaczęli rozmawiać o przyszłości.

Hermiona wygłosiła długi monolog o tym, kim by chciała się zajmować jak już skończy szkołę, ale z jej wypowiedzi zrozumieli tylko tyle, że chce robić wszystko, bo wszystko ją ciekawi. Harry mruknął coś o karierze aurora, na co Hagrid zareagował aprobatą, wyznając im, że jak był w szkole na pierwszym roku to też chciał być aurorem. Żadne z Gryfonów nie potrafiło sobie go w tej roli wyobrazić, ale od czego są marzenia? 

- A myśleliście już gdzie chcecie mieszkać? - zagaił olbrzym, ocierając usta po obiedzie.

- Chciałabym w jakieś czysto magicznej miejscowości jak Hogsmeade, ale wiem, że nie ma ich za wiele. - powiedziała Hermiona. - W Magiczna historia Wielkiej Brytanii i Irlandii czytałam, że jest tylko dwadzieścia wiosek i jedno niewielkie miasteczko w całym państwie, w którym większość to czarodzieje, a Hogsmeade jest jedynym, w którym czarodzieje to sto procent. Nie chcę się ukrywać całe życie między mugolami i nie móc patrzeć jak moje dzieci latają na miotłach czy coś.
- Moi znajomi mówią, że dobrym rozwiązaniem jest dom na uboczu. - odpowiedział Hagrid. - A ty, Harry?
- Nie wiem, nie myślałem o tym. Mam dom po Syriuszu, ale nie chcę tam wracać. Jest straszny, przepełniony czarną magią i miłością do Voldemorta.
- Pewnie będziesz szukał czegoś z tym pomiotem szatana. - rzekł olbrzym jak tylko wyszedł z szoku, po usłyszeniu imienia Voldemorta.

Harry skrzywił się w myślach, wzruszając ramionami. Kończył się listopad. Nie wiedział jak długo uda się jemu i Draco zwodzić Czarnego Pana, nie wiedział jak to wszystko się zakończy, ale mógł być pewny jednego – gdy w czerwcu skończy się ich szósty rok, to on i Draco na pewno już ze sobą nie będą. Cała szopka się wyda. Malfoy pójdzie w swoją stronę, a on zostanie ze złamanym sercem.  

- Wątpię, aby nasz związek przetrwał dwa lata?

- Dlaczego?
Poczuł ukłucie złości, gdy usłyszał nadzieję w głosie Hagrida. Czy naprawdę nikt się nie cieszy na ten związek, nawet jak jest tylko udawany? Czy tylko on – Harry – uśmiecha się sam do siebie zapominając o tym, że nic nie jest prawdą? Czy tylko on drży ze szczęścia, kiedy Draco go dotyka? Czy tylko on mówi słowa  „kocham cię" bo są odzwierciedleniem jego prawdziwych uczuć? I czy tylko on w całym zamku, a może i w całym czarodziejskim świecie naprawdę się cieszy?
Miał ochotę płakać. Co za pieprzenie! Miał ochotę coś rozwalić!

Otworzył usta, aby zwymyślać Hagrida, jednak w tym samym momencie drzwi do chatki olbrzyma się otworzyły i w progu pojawiła się postać Rona.
- Cześć wszystkim. - powiedział, tak jakby nie było między nimi niedomówień i tak jakby wszystko było w porządku. Hermiona uniosła sceptycznie brew, a w Harrym jeszcze mocniej zawrzał ogień złości. - Szukałem was po całym zamku. Dobrze, że wiem, gdzie masz mapę Huncwotów, bo inaczej to bym łaził i do usranej śmierci.

Potter, do mnie #Drarry ✅On viuen les histories. Descobreix ara