15. You have to find him

253 22 0
                                    

− Pewnie nie uwierzysz... Siedemdziesiąty piąty pułk, znany inaczej jako... − Dean nadzwyczajnie szybko połączył fakty ze sobą, tworząc zwięzłą odpowiedź.

− Rangersi. To ty byłaś tą pierwszą kobietą, o której pisano w gazetach.

− I dlatego nie lubię się tym chwalić.

Przemoknięci od stóp do głów przekroczyli drzwi prowadzące do ich wspólnego pokoju, gdzie zaledwie pół godziny później szykowali się do snu. Tammy obróciła się plecami do mężczyzny. Jednocześnie chciała powiedzieć, że boi się zasnąć, ale również milczenie było opcją. I to tą drugą wybrała. Ponowne spojrzenie w środek ognistej klatki w piekle, powodowało to samo odrętwienie ciała jak w jej przypadku pierwszego wzruszenia na front czy pierwsze godziny przetrwania w Czyśćcu.

Co kilkanaście minut zmieniała pozycję. Prawy bok, lewy, na brzuchu, na plecach, z poduszką po przeciwnej stronie łóżka. Nawet jeśli chciałaby zasnąć, to w tej sytuacji zapewne by się nie udało, a to wszystko przez nawracające wspomnienia z wojska.

Najdłużej jednak leżała na plecach, przyglądając się szarości tuż nad nią. Wtedy musnęła suchymi opuszkami palców tę długą bliznę na klatce piersiowej, przypominając sobie związany z tym ból jej jak i matki. Nie wytrzymała ilości buzujących wspomnień, wyprostowała się do pozycji siedzącej. Wzrok powędrował w stronę leżącego dwa metry od niej mężczyznę, którego twarz była odwrócona w jej stronę. Zamknęła oczy, starając się uspokoić przyspieszony oddech, i to właśnie w tym momencie wsłuchała się w wydychane przez Deana powietrze. Było nierównomiernie, a takie nie powinno być w przypadku osoby w śnie.

− Wiem, że nie śpisz. − wyszeptala, stawiając gołe stopy na chropowatym dywanie. − Czekasz, aby usłyszeć słowa swojego brata. Nic z tego. − leniwie podeszła do starej torby, z której wyciągnęła kilka miedziaków. − Pijesz czarną?

− Tak. − usiadł na materacu, wciąż będąc przykrytym twardą kołdrą. − Jest ciemno, wszystko pewnie pozamykane.

− Automat z kawą przed budynkiem. − założyła ledwo buty, pięta wystawała poza materiał co i tak nie przeszkadzało w poruszaniu się.

Po cichym kliknięciu drzwi, co wskazywało na to, że zostały zamknięte, wstał. Ledwo doczołgał się do krzesła, gdzie zbeształ się za oczywiste intencje względem brata i Tammy.

Łokciem nacisnęła na klamkę, starając się nie wylać czarnej cieczy na siebie czy na klejącą podłogę. Przez piętnaście minut siedzieli tuż naprzeciw siebie, nie wymawiając przy tym ani słowa. Czytali tylko swoją mowę ciała. Cisza została przerwana przez ciągły dźwięk, wychodzący z leżącego na stole telefonu Winchestera.

− Przepraszam, że was budzę. Ludzie mają w zwyczaju spać o tej godzinie. − zaczął szorstki głos.

− Pijemy kawę, Cas. O co chodzi? − wtrąciła znad kartonowego kubka.

− Duchy. − dodał szybko, czekając na reakcję z drugiej strony słuchawki, lecz nie otrzymał odpowiedzi zwrotnej. − Mogą one przywiązać się do rzeczy, pomimo spalenia szczątek.

− Tammy wpadła na to wczorajszego wieczora. − niezauważalnie zerknął w jej kierunku; wciąż wpatrywała się w taflę ciepłego napoju.

− Czyli... − przeciągnął Anioł.

− Podejrzewam ducha mojej mamy. − beznamiętnie stwierdziła, starając się w środku nie popaść w kolejny dół emocjonalny. − Pogadamy później. Zdrowiej. − nacisnęła czerwoną słuchawkę, zrywając połączenie. − Jest kilka minut przed piątą. Sądzisz, że jak przyjedziemy tak po szóstej to oberwie nam się od sąsiadów?

Ubrani w swoje codzienne łachmany, wyszli kilkanaście minut po kolorowym wschodzie słońca. Tammy od razu wsiadła do samochodu, zaś Dean sprawdził czy w bagażniku znajduje się sól i, co ważniejsze, benzyna.

Łowczyni było żal, gdy ponownie znalazła się przed domem. Musiała wziąć żelazny łom i zapożyczoną strzelbę z solą od Deana, aby bronić się przed ewentualnym atakiem od strony ducha własnej matki.

Hardym krokiem zmierzała ku pomieszczeniu, gdzie znajdowała się ukryta klapa. Dean przesunął stare łóżko, chwytając je za wystający kawałek drewna. Skrytka, na pierwszy rzut oka nie była widoczna dla łowcy, ale w momencie podniesienia wieka przez Winchestera, zadawał sobie pytanie jak mógł tego nie zauważyć.

Na karkach dwójki pojawiła się gęsia skórka, a wraz z wydychanym przez nich powietrzem była widoczna mała chmurka. Chwycili mocniej za żelazną broń, po czym dziewczyna nakazała, żeby stanęli do siebie plecami, aby mieć ogląd na otaczające ich zimno.

Prowizoryczny krąg z soli chronił ich przed siłą nieczystą, ale w każdej chwili mógłby on zostać przerwany za pomocą nagłego podmuchu.

Przed oczami Winchestera, tuż przy bezpiecznej granicy, pojawiła się kobieta z wyglądu przypominającą tą, która w bojowym kroku, stała tuż za nim. Delikatnie szarpnął ją łokciem, by mogła zobaczyć twarz swojej mamy, zamierzającą ukarać nieproszonych gości.

− Mamo? To ja Tammy. − wskazała palcami na siebie. − A to Dean, przyjechał tutaj razem ze mną. − stanowczym szurnięciem podeszwy o drewnianą podłogę przerwała linie z soli kamiennej. − Chcę wiedzieć, co kryłaś pod tym łóżkiem.

− Nie rób tego. − wyszeptał wprost do ucha.

Mocny podmuch wiatru przygwoździł Winchestera do wytapetowanej ściany tak, że czubki jego stóp wisiały kilka centymetrów nad podłożem. Zaś łowczyni została nietknięta. Bez dłuższego namysłu stanęła przed Deanem, chcąc skupić na sobie uwagę mściwego ducha.

− Nie krzywdź go za moje winy. To był mój pomysł! −
w myślach wypowiedziała stanowczo te słowa, zaś gdy wyszły z jej ust były one chwiejne.

− Nie zrobię tego, córeczko. − z hukiem ciało mężczyzny upadło, sprawiając, że zabolały go łokcie oraz kolana, które powstrzymały zderzenie twarzy z nawierzchnią. − Chciałam sprawdzić twoje zaufanie.

− Mamo... nie rozumiem. − przebrzydła, spalona skóra oderwała się od twarzy i reszty ciała, ukazując te kontury, które zostały zapamiętane przez Wilkinson.

− Musicie znaleźć kogoś, kto potrafi ją odczytać. − wskazała palcem na materiał, przykrywający rzecz, o której była mowa. − Tkwiłam tu tyle lat, aby ci to przekazać, teraz mogę odejść w spokoju.

− Nie rozumiem.

− Kocham cię i nigdy nie przestanę. − musnęła palcem delikatną skórę na policzku swojej córki. Słona łza popłynęła po nim, spadając na czubek skórzanego trapera.

− Ja... − głośno przełknęła ślinę, starając się wydobyć z siebie sensownie brzmiące słowa. − Będziesz na zawsze w mojej pamięci.

Błysk rozprzestrzenił się po całym pomieszczeniu. Był tak delikatny i piękny; nie potrafili oderwać od niego wzroku, dopóki stał się niewidoczny dla ludzkiego oka.

Dean chwycił za prostopadłościan owinięty ciemną szmatką, następnie zatrzasnął klapę i przesunął łóżko w pierwotne miejsce.

Dark Past || Dean WinchesterWhere stories live. Discover now