1. I'll find it

995 51 5
                                    

Spanie w przydrożnym motelu nie należało do najprzyjemniejszej części życia łowcy, ale miało to swój osobliwy urok. No bo gdzie miał się podziać jak nie tam? Sam smażył się w Piekle, Castiel mimo modlitw również nie dawał oznak życia. Pozostawał Bobby, ale nie chciał być obciążeniem na jego barkach, więc tylko sporadycznie do niego dzwonił.

Niechętnie postawił stopy na ciemnozielonym dywanie, następnie szybko wstał na proste nogi. Nie przemyślał tego zachowania; miał tysiące mroczków przed oczami, przez nie chwilowo stracił równowagę, ale szybko ją odzyskał. Odruchowo podszedł do czarnej torby, leżącej na drewnianym krześle tuż przy okrągłym stoliczku. Wyciągnął z niej czystą bieliznę, koszulkę oraz spodnie. Od mikroskopijnej łazienki dzieliły go centymetry, a jego umysł zaczął płatać mu figle. Ponownie ujrzał nieznaną mu brunetkę. Na odsłoniętej dolnej części pleców ujrzał tatuaż, którego kształt był mu bardzo dobrze znany. Żaden demon nie mógł jej opętać, więc pierwszą myślą jaka przeszła mu przez głowę było to, że musiała być łowcą. Kolejnym szczegółem jaki zauważył to nowa rana na jej przedramieniu. Wciąż krwawiła, więc kobieta musiała się czym prędzej schować, zatamować lejącą się krew, bo stawała się łatwym celem dla potworów. I z prędkością światła Dean ponownie widział starą tapetę. Do tamtej chwili sądził, że to zwykły sen z przekazem podprogowym, ale wtedy uświadomił sobie, że oszalał albo widział wszystko z pozycji anioła stróża. Relacja na żywo, której był jedynym widzem.

Po szybkim i orzeźwiającym prysznicu, z mokrymi włosami, będących powodem mokrej koszuli na ramionach, usiadł naprzeciwko laptopa, uprzednio przesuwając kilka butelek na drugi koniec stołu, tak aby nie przewróciły się przy najbliższej okazji. Wstukał w klawiaturę numer drogi i kilometr.

- Niedaleko miasta Barnett w Missouri. - pomyślał na głos, aby w międzyczasie obliczyć szacowany czas dojazdu w to miejsce. - Przed północą powinienem dojechać. - z hukiem opuścił ekran laptopa, chcąc jak najszybciej opuścić ten rozpadający się motel.

W samochodzie rozbrzmiewał klasyczny rock, który sprawiał, że Dean wystukiwał rytm o kierownicę. Pod nosem liczył numery na kolejnych mijanych słupkach. Niespełna mila od miejsca docelowego. Na jego szczęście o tej porze szosy były tak puste, że mógł pędzić ciągle przed siebie nie zwracając uwagi na zanikające korony drzew. Takim sposobem, wyjechał z gęstego lasu, podświadomie ciesząc się z czarnej płachty pokrytej białymi, jasnymi kropkami inaczej nazywane gwieździstym niebem.

Kątem oka zerknął na karteczkę, która leżała na skórzanym fotelu tuż obok niego, następnie przed siebie na wystający z ziemi pręt, wskazujący te same numery. Zaciągnął ręczny, i żwawym krokiem wyszedł z samochodu, przechodząc tuż przed jasnymi światłami, które były zauważalne z odległości kilkuset metrów. Nic tam nie było, żadnej wyrwy w powietrzu. Tylko beton otoczony piachem.

- To musiał być tylko głupi sen. - pomyślał, odwracając się na pięcie. - Zmarnowane kilka godzin jazdy.

Tuż za nim rozbryzgało się kolejne źródło światła. O wiele jaśniejsze niż żarówki Impali. I bardziej nadnaturalne, ten szum niczym wiatr nad morzem nasilał się z każdą chwilą. Dźwięk stał się nie do zniesienia; zakrywając szczelnie uszy swoimi dłońmi, odsuwał się od źródła krok po kroku, aż znalazł się tuż na drugiej stronie wyniszczonej drogi. Uniósł głowę, a przed sobą ujrzał ludzką posturę.

Dark Past || Dean WinchesterKde žijí příběhy. Začni objevovat