Zmiana

265 12 0
                                    

Sandor
Ptaszyna kwitła z uśmiechem na ustach gdy Król wyjechał. Nie dziwi mnie to, gdybym musiał ciągle być przy takim cholernym idiocie również byłbym szczęśliwy w trakcie jego nieobecności. Ptaszyna z dumnie uniesioną głową siedzi obok Króla. Na szyi Ptaszyny widać delikatne zadrapania, Król najwidoczniej nie bez powodu ma brodę... Sam nie jestem pewien, w którym momencie dziewczyna się zmieniła. Gdy przybyła tu z Ojcem i siostrą...od tamtej pory zaszła w niej spora zmiana, tyle, że jednocześnie nie zmieniło się wszystko. Ptaszyna nadal używa tej pieprzonej dyplomacji i tych cholernie mdłych regułek. Jednak te pare lat wcześniej, nie ukrywała swych emocji. Z czasem się tego nauczyła. Doszła do tego etapu, że tym co ją spaja jest chłód. Cóż, dziewczyna w końcu jest z Północy...

Sansa
- Dobrze, Wasza Wysokość -mówię składając delikatny pocałunek na policzku Joffreya. Mam nadzieję, że to spotkanie zajmie go na dłużej... powolnym krokiem ruszam w stronę komnaty. Gdy Joff wyjdzie zapewne skierujemy się do Septu, durne obowiązki...
- Wasza Miłość - Z zaskoczeniem zwracam wzrok na Ramsaya, nie powinno go tu być. Łapię go za dłoń i wchodzę do pierwszej komnaty obok ciągnąc go za sobą. Puszczam go i wymijam zamykając drzwi. Rozglądam się po komnacie, to komnata Tommena.. odwracam się w jego stronę, przybliża się do mnie.
-Jest na naradzie - mówi patrząc mi w oczy. Jedna z jego dłoni wsuwa się pod material sukni i wędruje powoli ku górze zatrzymując się na moim biodrze.
- Czy postradałeś rozum do reszty? - pytam wzdychając. Ramsay nie odpowiada. Jedynie się nachyla z zamiarem pocałunku. Moja dłoń wędruje na jego klatkę piersiową i odsuwa go od siebie. Nie zabrał ze mnie jednak swoich dłoni - Ramsay - powtarzam poddenerwowana. Ten jedynie posyła mi delikatny uśmiech i nachyla się składając pocałunek na moim obojczyku. Wzdycham głęboko.
- Dlaczego? - pyta patrząc mi w oczy, przykro mi Snow, smutny wzrok na mnie nie działa.
- Jestem Królową - odpowiadam odsuwając go dłonią delikatnie od siebie - Zrozum, że muszę być przy Królu jako jego Królowa...
- Dla niego jestes tylko ofiarą - jego ton jest ostrzejszy. Pokrzykujesz na mnie?
- Nie tym tonem Bękarcie - jest zaskoczony. Jeszcze nigdy nie nazwałam go w taki sposób - Zrozum, że jestem Królową i nie mam takiego luksusu jak ty - mój ton również jest ostrzejszy - Dopóki Robb niczego nie zrobi, a zanosi się, że skupi się na spłodzeniu potomka, muszę być przy nim
- Nie wierzysz w to, że On ci pomoże? - pyta unosząc brwi ku górze.
- Nie mówię, że nie pomoże. Po prostu jestem w stanie zrozumieć, że może wybierze komfort zamku w Winterfell oraz ciepły uśmiech Margaery zamiast wojny krwi i śmierci - ślepo wierzysz w szczęśliwe zakończenie Bękarcie...
- Król romansuje z innymi prócz Ciebie, dlaczego mu to wybaczasz? - zadaje coraz durniejsze pytania.
- Dlatego, że lepiej się czuje bez jego obleśnego uśmiechu, drapiącej brody i tego ciągłego wymuszania mojego gniewu- skupiam swój wzrok na jego spojrzeniu - Zabił mojego Ojca, przez niego moja Matka nie żyje, naprawdę sądzisz, że przejmuję się tym, że chodzi do burdeli? Przynajmniej nie muszę go wtedy oglądać - twarz Snowa przybrała smutny wyraz - Muszę mu tylko dać dziedzica, potem będzie prościej...
- Sansa - nachyla się nade mną - Uda się, potem będziemy mogli...
- Dystan, trzymajmy dystans - mówię wzdychając.
- Sansa...
- Dystans i koniec - dlaczego to Ciebie musiał wysłać Robb, Bękarcie...

Cersei
Upodabnia się do Roberta. Może się starać, póki co tak samo jak on jeździ na polowania... jednak w przeciwieństwie do Roberta nie szepcze Sansie do ucha imienia innej. Nigdy nie był zakochany. Jednak cóż, zawsze był inny. Dziwię się, że Starkówna nie wyskoczyła jeszcze przez okno z komnat. Biedna delikatna ptaszyna... zawsze była uczuciowa, na samym początku Joffreya bawiło to jak błagała go o litość dla swojego brata. Teraz zamiast wykorzystywania jednak wykorzustuje ją w inny sposób. Nasza kochana sierota z Północy stała się zimna i chłodna. Zero uczuć, uśmiech rzadko pojawia się na jej bladej twarzy. Nie zaskakuje to jednak nikogo. Starkowie z reguły gdy są w Stolicy rzadko posyłają uśmiech do kogokolwiek...

Sansa
- Wasza Wysokość - Joff w odpowiedzi przybliża się do mnie i rozpoczyna pocałunek swymi robakowatymi ustami, uwielbiam... - Jak minęła narada? - pytam posyłając mu delikatny uśmiech, ten sam wyćwiczony od lat uśmiech...
- Nic interesującego, same brednie - no tak, to tylko narada, która dotyczyla twojego Królestwa, oczywistym jest więc iż obchodzi cię to tyle co końskie łajno... - Rozmawiał ze mną ten Bękart z Północy
- Nadal nie ma nazwiska Ojca? - pytam unosząc brwi ku górze.
- Chcę go pomęczyć, bawi mnie to jak pojawia się na każde skinienie palca. Kazałem mu iść jutro na patrol po Stolicy, w końcu zapozna się z ciepłym klimatem - mówi ze śmiechem, w odpowiedzi posyłam mu delikatny uśmiech. Joffrey ponownie rozpoczyna pocałunek. Jego dłonie wędrują na moją talię. Kładę ręce na jego ramionach, lubi gdy to robię. Nie cierpię tego wszystkiego. Nienawidzę Joffreya, jednak jak mówiła Cersei, nie muszę kochać Króla, ale pokocham jego dzieci...

You Have ToWhere stories live. Discover now