Rozdział 4

2.6K 111 3
                                    

Szłam sobie spokojnie na chodniku i tu nagle kosmita. No żesz kurna. Chwili spokoju nie ma. Chce mnie zaatakować lecz zanim on to robi walę go w łeb. Nie było to dobrym pomysłem, ponieważ nic mu nie zrobiłam tylko go bardziej wkurzyłam. Szybko wyjmuję pistolet i go zastrzelam. Fuj. Wyszły z niego jakieś gluty. Kiedy się rozglądam to widzę, że te stwory krążą po całym mieście. Wchodzę szybko do mieszkania i zabieram z niego całą broń. Biegiem ruszam do centrum.
***
Widzę jak Avengers walczą z tymi cośkami.
-Co to do cholery jest?- pytam Steve'a strzelając do stworów.
-Chitauri. Armia z kosmosu. Brat Thora, Loki sprowadził je na Ziemię.
-Aha.- odpowiadam.
-Pomożesz nam?- pyta Cap.
-Raczej tak.- mówię.
Chwilę jeszcze powalczyłam tutaj i udałam się do wieży.
***
-Czyżby przyszedł kolejny przebieraniec?- pyta mnie ten cały Loki.
-Wypraszam sobie. Ja tu tylko po nich sprzątam.
-Miło się rozmawiało ale muszę iść.- i tyle go widziałam. Widzę jeszcze Natashę, która rozmawia z jakimś doktorkiem jak zamknąć portal. Później wszystko działo się bardzo szybko. Zauważyłam Tony'ego, który chcę wywalić atomówkę w kosmos. Myśląc sobie, że chociaż raz zrobię coś dobrego, kradnę jakąś latającą deskę kosmity. Spycham Iron Mana tak żebym to ja miała tą atomówkę, później ją wyżucam i zaczynam spadać. Tracę przytomność.
Steve
Dziewczyna odpycha Tony'ego i sama wylatuje w kosmos. Później spada ale hulk ją łapie i kładzie na drodze. Ona się nie budzi. Hulk ryczy.
Alex
Jestem w ciemności. Nic nie czuję. Jest dobrze. Słyszę jak ktoś ryczy. Jestem przekonana, że to moja sąsiadka więc krzyczę żeby przestała drzeć się, że jej syn nie chodzi do kościoła. Po chwili słyszę śmiech. Dopiero teraz do mnie dociera, że nie znajduję się w swoim łóżku. Otwieram oczy. Widzę nad sobą wszystkie twarze Avengers. O matko. Zrobiłam z siebie pośmiewisko.
Tony
Hulk wkurzony zaczął ryczeć.
-Proszę pani i tak pani syn nie pójdzie do kościoła!- krzyczy Alex? To ona żyje?
Wszyscy zaczęliśmy się śmiać.
Ona jakby dopiero teraz oprzytomniała i gwałtownie otworzyła oczy.
-Nigdy więcej tak nie rób!- mówię do niej przytulając ją.
Ona się tylko uśmiecha.
-Dobra. Jak świat uratowany, zapraszam was na wyżerkę!- powiadamiam wszystkich.
***
Alex
Właśnie stoimy na chodniku i żegnamy się że sobą.
-A gdzie jest Barnes?- pytam Steve'a.
-Wyleciał do Wakandy jakiś czas temu. Musiał od wszystkiego odpocząć- odpowiada. Żegnamy się jeszcze i każdy odchodzi w swoją drogę. Z szefem tarczy ustaliłam, że ja kończę z przestępczością a oni mi dadzą spokój. Potem wyjechałam do
małego miasteczka w Anglii. Żeby tylko na tym się skończyło.

I am not enemy//Avengers [zakończone]Where stories live. Discover now