Część 6

2.5K 201 92
                                    

– Dzień dobry. – Witam się i całuję chłopca. Wkraczam do kuchni stęskniony widoku Poli.

– Chyba nie masz nam za złe, że przyjechaliśmy. – Moja mama najwyraźniej wprosiła się na wizytę.

– Oczywiście, że nie.

Cmokam mamę w policzek na przywitanie, po czym odruchowo całuję też Polę. Przyszło mi to tak po prostu, tak naturalnie. Nawet Pola nie zauważyła w moim geście nic dziwnego. Dopiero po chwili przestaje mieszać sałatkę i spogląda na mnie zdezorientowana. Nie wiem, czy mam się tłumaczyć, czy przepraszać, czy... No stało się! Wzruszam ramionami w odpowiedzi. Przecież nie będę przepraszał za coś czego nie żałuję.

– Teodorze, potrzebujesz tego jeszcze czy mogę sobie pożyczyć? – Dziadek wychodzi z łazienki, trzymając paczkę prezerwatyw nad głową i puszczając oczko do pani Basi. Faraona się nie spodziewałem! Może dlatego, że nie zauważyłem na parkingu jego sarkofagu na kółkach.

Mama spogląda to na mnie, to na Polę, z uśmiechem. Nie rozumiem tej sensacji, czy dorosły mężczyzna nie może mieć w domu paczki prezerwatyw? Biedna dziewczyna, peszy się i ze skrępowaniem opuszcza wzrok. Ale za jej rumieniec wstydu jestem skłonny mamie podziękować.

O dziaduniu! A jeśli Pola pomyślała, że ja te prezerwatywy kupiłem na okoliczność zamieszkania jej u mnie? Noga mi dygnęłą! To ten strzał w kolano, którego się obawiałem.

– To co? Mogę je sobie pożyczyć? – Dziadek do cierpliwych nie należy.

– Możesz dziadku. Jeśli obawiasz się, że w wieku stu lat zrobisz mi wujka albo ciocię, to możesz je sobie wziąć. Tylko nie oddawaj!

Z dziadkiem nie należało dyskutować. Im mniej się udzielał, tym lepiej. To znaczy mniej wstydu i lepszy wizerunek naszej skromnej trzyosobowej rodziny.

– Nie mam jeszcze stu lat, smarkaczu! – oburza się staruszek, po czym człapie do fotela.

Na co mu te gumki to ja nie wiem. Naciągnie je na kapcie, żeby były wodoodporne i nie nasiąkały poranną rosą gdy wychodzi zapalić fajkę?

– Mamo, czy nie sądzisz, że trzeba dziadkowi znaleźć dom spokojnej starości? – Proponuję szeptem.

– Mnie też tam umieścisz, gdy będę stara? – obrusza się.

– Nie narzekaj, Teodorze – wtrąca Pola, ale nie mam jej tego za złe – Jak na swój wiek, to twój dziadek jest całkiem sprawny. – Śmieje się, zerkając na zaloty Edwarda do jej babci. – Umyj ręce proszę, zaraz siadamy do stołu.

Posłusznie wykonuję polecenie.

W moim mieszkaniu jeszcze nigdy nie było tak tłoczno i gwarno i... W końcu zdaję sobie sprawę, że w moim domu panuje rodzinna atmosfera. Wpatrzony we własne odbicie podziwiam skrajność swych myśli. Rodzina. Do trzydziestki uważałem, że jestem za młody na zakładanie rodziny. Zależało mi na budowaniu marki wokół nazwiska i kancelarii. Potem byłem zbyt zajęty przelotnymi romansami. Przeleciałem co drugą klientkę, którą rozwiodłem, a to też pochłania sporo czasu. Niektóre jeszcze przed wydaniem wyroku. Było mi tak dobrze, ale teraz... Czyżbym był gotowy na poważny związek? Związek z Polą? Dlaczego z nią? Przez Julka? W sumie to całkiem wygodne: żona i dziecko w pakiecie.

Nie. Mina mi zrzedła. Nie mogę być z Polą. Ona potrzebuje kogoś młodszego. Poza tym, ze mną byłaby tylko z wdzięczności.

– Teo, czy wszystko w porządku? – Pola puka do drzwi. – Przepraszam cię. Muszę umyć Julka, żeby jego aromacik nie odebrał wszystkim apetytu.

Julek wierci się na jej rękach niespokojnie. Wpuszczam oboje do środka i szukam schronienia w sypialni. Zdejmuję marynarkę, rozwiązuję krawat, który nagle zaczął mnie dusić. Rozpinam kilka guzików koszuli przy kołnierzyku, ale nie czuję ulgi. Moje własne myśli mnie duszą, nie ubranie.

Rany Julek! #1 Teo [ZAKOŃCZONY]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz