Po godzinie wpycham się do windy z pakunkami. Jestem z siebie dumny. Kupiłem nawet szampon dla Julka. Taki, który nie szczypie w oczy! Co za technologia! Dobrze, przyznaję się, kupiłem dwa. Jeśli to prawda, że nie szczypie w oczy, to sam będę używał. Nic nie psuje relaksującego prysznica bardziej niż piana wyżerająca oko niczym kwas. Zrobiłem również zakupy na kolację jak rasowy dorosły. Coś czuję, że upadną przeze mnie dwie pobliskie restauracje, jeśli nie wrócę do starego trybu życia.

W mieszkaniu jest głośno. MTV na ekranie odtwarza top listę hitów stulecia. Pola podryguje z Julkiem na rękach. Nie widzi mnie. Niezauważony idę do kuchni zostawić siatki ze spożywką.

– Ta, ta, ta, ta, ta, ta.

Przed Julkiem nic się nie ukryje, na pewno nie ja. Pola dopada pilota i wycisza muzykę. Julkowe nawoływanie wprawiło ją w zakłopotanie.

– Przepraszam – mówi, a cherubinek wierci się na jej rękach, prosząc, bym go wziął.

Podchodzę do nich ucałować malca. Pomyśleć, że jeszcze kilka tygodni temu unikałem dzieci jak ognia. Biorę poprawkę na to, że znałem tylko córki Emila, a on też ich unika jak pies petardy w sylwestra. Na własną obronę dodam, że raz przyszedł do pracy z cieniem na powiekach. Nawet nie wiedział kiedy go dopadły! Nie chcę sprawdzać jak wyglądałyby moje oczy. Z Julkiem jest inaczej. Może dlatego, że ma fujarkę i podziela moje zainteresowanie Polą.

– Pani Basia przyjedzie jutro, tak? – pytam i przejmuję chłopca.

– Tak.

Pola patrzy na mnie, a dokładniej wpatruje się. Nieswojo mi.

– Mam coś na brodzie? Julek mnie obślinił?

– Nie. – Łapie głębszy oddech. – Nie. Po prostu... – Staje na palcach i całuje mnie w policzek.

– Oj, Pola! – Odsuwam się nieznacznie. – Nie rób tego, nie z wdzięczności.

Zawstydziła się, tak myślę, bo nie podejrzewam, by dostała wypieków od takiego kumpelskiego całusa. Nie zawstydziła! Ona powstrzymuje łzy! Znowu powiedziałem coś nie tak?

– Przepraszam, ja po prostu nie wiem, jak mam się zachować wobec ciebie. Ja... Czego ode mnie chcesz, Teodorze? Podaj mi cenę twojej pomocy.

No i rozpłakała się, a wraz z nią Julek puścił wodospad łez. Kołyszę cherubinkiem i jakoś tak z automatu przytulam również Polę.

– Chcę tylko, żebyście zostali tu do rozprawy. Odrobina zaufania też nie zaszkodzi. Poza tym możesz mnie ignorować.

Z uśmiechem dodającym otuchy ścieram łzę, która ucieka po policzku, a Pola odwzajemnia mój uśmiech. Znów kładę dłoń na jej plecach. Pod palcami czuję, jaka jest spięta. Czuję też piersi dociskane do mnie z każdym wdechem, czuję zapach skóry. Zaraz, zaraz! Teraz mi nie stanął? A to przy matce, to co to niby było? Psycholog potrzebny! I to już!

Julek przyssał się do mojego policzka jak pijawka.

– Znów jesteś głodny, syneczku?

– Na stole są siatki z zakupami. Na pewno znajdziecie coś dla siebie. – Oddaję cherubinka.

– Nie zjesz z nami?

– Popracuję chwilę.

Tak naprawdę to chcę schować się w odosobnieniu, usunąć się w cień i dyskretnie umówić wizytę u lekarza. Coś jest nie tak z fallicznym.

Wpatruję się w maila od klienta. Od czterech godzin elektronicznie negocjuję z kolegą po fachu rozwód dla tego uzależnionego od hazardu debila, a on nagle zmienił zdanie! Wczoraj omalże rozjechał swoją żonę na parkingu pod kancelarią, dziś kocha ją miłością świętą! Jak to możliwe? Zamykam laptopa z rozmachem. Trzask pękającej matrycy wywołuje ruch po mojej prawej, co czujne oko wyłapuje kątem. Dopiero teraz zauważam, że nie jestem sam – Pola zbierała zabawki. Wystraszyłem ją! Jest lękliwa jak dzika sarna. Czy wobec tego ja jestem myśliwym?

Rany Julek! #1 Teo [ZAKOŃCZONY]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz