🕷 Rozdział 1 🕷

5.5K 241 80
                                    

8 Maj. Dzień rodziców.
Jeden z najgorszych dni dla Petera Parkera. 
Gdy zaczęła się lekcja matematyki jego antyprzyjaciel - Flash, od razu zaczął robić swoje. Rzeczy takie jak wykrzykiwanie obelg w jego stronę, czy przygniatanie na szafki były dla Petera standardem. Kilka minut przed dzwonkiem, kiedy zazwyczaj dyskretnie pakowali się do wyjścia z klasy, Pan Harrington zatrzymał ich zanim zdąrzyli cokolwiek zrobić.

- Jak wszyscy powinniście pamiętać, mamy dzień rodziców. Z oczywistych powodów nie spotkamy się w weekend, ale będziemy świętować w poniedziałek. Wszyscy bez wyjątków, od 8:45 mają stawić się z rodzicem lub prawnym opiekunem na dużej sali. - słysząc tą wiadomość nastolatkowie zaczęli głośno i przesadnie jęczeć.

- A co z tymi którzy nie mogą nikogo przyprowadzić? - zapytała Cindy.

- Musi ktoś się zjawić. - odpowiedział obojętnie nauczyciel. Chwilę później zadzwonił dzwonek. Peter, jak cała reszta, szybko wyszedł z jego pierwszej lekcji. Jednak odciągnęła go na bok silna ręka na ramieniu, a jego plecy sekundę później zderzyły się z ścianą.

- Co z tobą, Parker? - popychając go nieco mocniej - W końcu ty nie masz nikogo, oprócz tej swojej cioci, ale wkrótce pewnie i ona ucieknie od ciebie. Nie dziwię jej się, też chętnie bym to zrobił gdybym mieszkał z kimś takim jak ...- nie zdążył dokończyć zdania, gdy chuda ręka uderzyła Flasha w szczękę, sprawiając że potknął się do tyłu. 

- Co...? - spytał zdezorientowany, trzymając się za polik który już zaczął sinieć.

- Nigdy więcej, nie waż się tak do niego mówić. - syknęła Michelle, która masowała sobie pięść po mocnym i satysfakcjonującym uderzeniu. Wyższy chłopak spojrzał na nią ostro, chcąc ją przestraszyć, ale gdy zobaczył że nic się nie dzieje cofnął się o dwa kroki. Nie żeby co, ale MJ potrafiła być przerażająca. - Spadaj! - krzyknęła, a on potknął się i ruszył w przeciwnym od nich kierunku.

- To nie koniec, Penis! Dobrze wiesz że każdy kto kiedykolwiek będzie cię lubił, pójdzie w ślady twoich rodziców! - krzyknął, zanim zniknął z pola widzenia.

MJ spojrzała na Petera. - W porządku? - spytała zmartwiona.

- Jasne... - mruknął cicho, wstając i wygładając sweter. - J-ja... muszę już iść. - powiedział i szybko wycofał się się ze szkolnego korytarza, ignorując dziewczynę która zaczęła go nawoływać.

Złapał kurtkę i parę książek ze swojej szafki i wyszedł ze szkoły. Później będzie tłumaczył się May. Jego priorytetem było teraz wydostanie się z tego budynku.

Kilka minut później, zatrzymał się przed budynkiem w którym się wychowywał. Stary, zużyty i ceglany. Jego ciotki najprawdopodobniej nie ma teraz w domu, ponieważ większość czasu spędza teraz na swoich zmianach w szpitalu. Wszedł do klatki schodowej, szukając kluczy do mieszkania w plecaku. Gdy je znalazł, otworzył mieszkanie i tak jak się spodziewał powitała go cisza. Odłożył plecak i pobiegł do swojego pokoju, zamykając porysowane drewniane drzwi na klucz.

Rzucił się na łóżko i kilka sekund później, szloch wstrząsnął jego ciałem.

***

Po jakimś czasie, Peter podniósł się z twardego materaca i poszedł do łazienki opłukać twarz zimną wodą. Gdy wrócił zauważył, że jego telefon wibruje na biurku. Podniósł go i szybko przeczytał nowe powiadomienia. Nie mając siły odpisać, wybrał numer osoby i zadzwonił do niej.

Odebrał po 2 sygnałach.

- ... Panie Stark?

Skończone 21.10.2019

535 słów

Welcome back, PeterWhere stories live. Discover now