Rozdział IX

79 11 1
                                    

  Kushina zawsze uważała, że jej drużyna jest nieco szurnięta. Byli tak spokojni, że czasem zastanawiała się czy jeszcze żyją.

Jak zwykle po skończonym treningu siedzieli na cmentarzu. Lubili uchodzić za jednostki aspołeczne, które wywołują niepokój u starszych pań, a przez młode matki są stawiane jako groźby dla krnąbrnych dzieci.

Patrz, Brajanku tak skończysz jak nie będziesz słuchał się mamusi.

Powszechnie sądzono, że przywołują demony. Choć prawda była taka, że raz gdy próbowali przywoływać demony, przyzwali niejakiego Guślarza. Ale widząc ich starszy jegomość pojął, że to dla niego zbyt potężna konkurencja i uciekł.

Teraz, zajmowali się jednak sprawą o wiele mroczniejszą niż jakiejś tam duszki. To były prawdziwe problemy, których nie dało się rozwiązać przy pomocy kilku pentagramów.

– I wtedy ona powiedziała... że możemy zostać przyjaciółmi. – powiedział Fugaku drżącym głosem. – Bo.... ona woli... Inoichiego.

Czerwonowłosa zupełnie nie rozumiała problemu swojego przyjaciela. Gdyby komuś wyznała miłość, a ten ktoś śmiałby nie odwzajemniać jej uczucia – dałaby mu poznać smak swojej pięści i wtedy na zawsze zrozumiałby jak wielki błąd popełnił.

Ale mimo jego ułomności, lubiła Uchihę. Był bardzo wrażliwym i nieco pedantycznym człowiekiem. Czasem zapominała, że jest chłopakiem, bo na temat pielęgnacji ciała i włosów znał się zdecydowanie lepiej od niej. Nie przeszkadzało jej to, wręcz przeciwnie była wdzięczna losowi za takiego przyjaciela, który zastępuje jej całą rzeszę przyjaciółek. I poza tym miał ładne włosy. Na szczęście były tylko ładne, toteż nie musiała go za to zabijać.

Wszyscy w ich drużynie mieli jedną wspólną cechę – byli wyrzutkami, którymi reszta społeczeństwa gardziła. Huyga był młodszym bratem – i tylko dlatego, należał do gorszego odłamu rodziny. Fugaku urodził się ze złym nazwiskiem, Uchiha choć oficjalnie byli szanowani, to w myślach wszystkich mieszkańców Konohy wywoływali strach i pogardę. Ona zaś była obca – przybyła z jakiejś nieznanej wioski, która zresztą już nie istniała. Nie urodziła się w Konosze i to był jej największy grzech. Ludzie na ulicy bali się jej. Tak, więc poczucie niesprawiedliwości i niezrozumienia przez społeczeństwo było tym co spajało ich przyjaźń.

Choć, gdy zobaczyła ich pierwszy raz od razu poczuła do nich nienawiść– po tym jak się sobie przedstawili – zaczęli się ze sobą kłócić. Ale nie tak jak robią to prawdziwi shinobi – poprzez pojedynek, który zmienia cały krajobraz.

Nie, oni musieli gadać, przekrzykując się niczym stare baby na targu.

– Nie tylko ty cierpisz, tylko dlatego, że ludziom nie podoba się w tobie to czego zmienić nie możesz. – powiedział Hizashi

– Chciałeś powiedzieć, że cierpimy tylko dlatego, że inni są debilami i nie potrafią zaakceptować naszej wyższości. – stwierdził Fugaku, który zawsze miał nieco specyficzny pogląd na świat.

Uzumaki nie miała ochoty ciągnąć tej dyskusji, uważała, że jeśli chciała by zostać filozofem to zamieszkała by w beczce, dlatego powiedziała:

– Chodźmy sprać parę wrednych mord!

Pomysł przyjęli z aprobatą – i tamtego dnia i każdego kolejnego. Stało się to ich tradycją. Zawsze, gdy mieli jakieś sprzeczki – szukali kogoś kto zasługiwał na podbicie oka.

Ale tym razem Hizashi był zdecydowanie przeciwny przemocy. Był jedynym głosem rozsądku w ich drużynie, bo jako jedyny potrafił trzymać nerwy na wodzy.

Sok pomidorowyWhere stories live. Discover now