Rozdział VI

70 14 4
                                    

 Kiedy wrócił z misji był bardzo wyczerpany, dlatego, gdy wszedł do kuchni początkowo myślał, że ma omamy z przemęczenia.

Wszystkie szafki oraz podłoga były splamione czerwoną substancją, jakby ktoś wymordował tu jakiś cały klan. A jego uczniowie stali pośród tego chaosu zaskoczeni, że widzą go tak wcześnie.

– Co tu się stało? – zapytał zastanawiając się jak im pomóc w schowaniu zwłok i co powiedzieć policji.

– Robimy sok pomidorowy. – odparł Minato jakby to była najbardziej oczywista rzecz pod Słońcem.

Ale Jirayi nadal niewiele to mówiło. Owszem, tego, że znów wpadli na jakiś głupi pomysł domyślił się od razu. Jednakże wciąż nie wiedział jak bardzo szalony plan jest to tym razem.

– Według mądrości starszych pań, pomidory mają dużo potasu, który wspomaga pamięć. Więc jeśli Kushina wypije ten sok na zawsze zapamięta imię Minato! – wytłumaczył mu Eizo.

Jirayia nie do końca był pewien czy tak to działa. Ale nawet nie zamierzał im sugerować, że eliksir miłosny byłby zdecydowanie bardziej skuteczny. W ich wykonaniu efekt mógłby być zupełnie odwrotny zwłaszcza, że z garnka, w którym dla odmiany sporządzali sok, dobywał się silnie słodki zapach przywodzący na myśl karmel.

– Coś chyba nam nie wyszło. – stwierdził Teuchi drapiąc się po głowie. – Będziemy musieli zaczekać na nowe pomidory.

– Może po prostu pójdźcie do sklepu? – zasugerował mistrz otwierając okno, aby zaczerpnąć świeżego powietrza.

– Ano... byliśmy tam. – odparł Eizo i dodał z trudem ukrywając podziw dla ich własnego dokonania: I tak jakby... wykupiliśmy zapas pomidorów w całej Konosze.

Jirayia uniósł brew do góry zastanawiając się skąd trójka małolatów wzięła taką ilość gotówki. Już otwierał usta by zapytać, lecz stwierdził, że woli tego nie wiedzieć. I tak na jego głowie ciążyło zbyt wiele mrocznych tajemnic.

– Uschnę z miłości, nim te pomidory zdążą zakwitnąć. – powiedział Minato siadając przy stole i patrząc melancholijnie na rośliny stojące w donicach na parapecie.

– Młody, po prostu zaproś ją gdzieś... – zaproponował mistrz chcąc pomóc bezradnemu uczniowi. – Na przykład do jakiejś przytulnej restauracji...

– Ale mnie na nic nie stać. Wszystkie pieniądze wydałem na te pomidory. – powiedział chłopiec rozkładając bezradnie ręce.

Białowłosy rozejrzał się po pomieszczeniu jakby próbował wyliczyć ileż złota zostało przemienione w te okropne czerwone plamy. Faktycznie, z takiej ilości sadzonek to już dawno mógłby zostać zawodowym plantatorem. On sam niewiele mógł mu pomóc. Jego finanse również nie były zbyt zadowalające. Wciąż wisiał jeszcze dużą sumkę Orochimaru, po tym jak w młodości postanowił urządzać wielkie libacje. Zresztą, wątpił czy kiedykolwiek będzie w stanie spłacić swój dług, zwłaszcza, że jego przyjaciel był paskudnym lichwiarzem. Co za bezlitosny i sprytny człowiek.

I wtem nagle pośród mrocznych myśli – doznał olśnienia. Niespodziewanie wpadł na genialny pomysł.

Teuchi i Eizo spojrzeli po sobie widząc szeroki uśmiech na jego twarzy. Z doświadczenia wiedzieli, że zwiastuje to rychłe kłopoty. Jirayia uniósł brew do góry.

– Zaproś ją tutaj!

Sam nie wierzył, że to powiedział. Jego uczniowie przez chwile patrzyli na niego niepewnie, sądząc, że to jakiś słaby żart. Jednak widząc poważną minę nauczyciela powiedzieli:

– My też ci pomożemy.

Blondynowi zaszkliły się oczy.

– Mam najlepszą drużynę na świecie!

*

Przygotowania trwały niezbyt długo. Ot, tylko przy pomocy ninjutsu wyszorowali całe mieszkanie, po czym Teuchi zaczął gotować ramen. Wszystko to zajęło im niecałą godzinę.

O wiele dłużej zajęło im wyczekiwanie na powrót Minato. Wybijała już ósma, a ich dalej nie było. Jirayia z niepokojem patrzył jak Eizo przycina włosy Teuchiemu. Na jego głowie było coraz więcej białych placków. Wyglądał jakby ktoś postanowił przerobić jego głowę na muchomora.

– Ciekawe, co oni robią... – zaczął zastanawiać się na głos Teuchi.

Żaden z nich mu nie odpowiedział. Wszyscy obawiali się najgorszego.

*

Minato zawsze starał się być optymistą, ale w obecnej sytuacji nie potrafił znaleźć ani jednego pozytywnego szczegółu.

Wszystko poszło nie tak.

Wiedział, że wieczorami Kushina zawsze wychodzi na spacer. Nie wiedział po co to robi. Był wspaniałym obserwatorem, przeczytał dziesiątki książek o psychologi, a wciąż nie umiał wyjaśnić jej zachowania. W akcie desperacji postanowił poszukać ninjutsu, które pozwoliło by mu czytać w myślach. Niestety, owe jutsu nie okazało się aż tak proste, a bał się pytać o nie mistrza, co by nie pomyślał, że blondyn do reszty zwariował.

Żałował, że nie jest Uchihą. Wszyscy członkowie mojej rodziny od maleńkości uczyliby mnie panowania nad ludzkimi umysłami. To było by dopiero coś!

Czekał pod jej domem od około godziny. Powinna już dawno wychodzić. Jednakże akurat tego dnia musiał padać deszcz. Obawiał się, że to może zniweczyć jego starannie ułożony plan. Na jego szczęście dziewczyna mimo brzydkiej pogody – wyszła z domu. Ostrożnie opuścił swoją kryjówkę na drzewie i pobiegł nieco dalej – znał na pamięć trasę jej spaceru.

Gdy zobaczył ją wyłaniając się zza zakrętu zaczął iść w jej kierunku. Zatrzymał się i powiedział zestresowany:

– Heejka... Cóż za przypadkowe spotkanie!

Uśmiechnęła się do niego szeroko.

– Hej! Co ty robisz w taką pogodę poza domem? – zapytała zaciekawiona.

– Ano poszedłem trenować! W końcu prawdziwy ninja musi być przygotowany na każdą sytuację! – odparł próbując jej zaimponować.

Szli razem, a ona cały czas paplała o tym jak trudno jest zadbać o tak długie włosy, a jej matka nie pozwala jej ich ściąć. Starał się słuchać jej uważnie, choć głowę zaprzątał mu jego własny plan na ten wieczór. Wiedział, że o tej porze w lesie czyha na nich wiele niebezpieczeństw. Wyczekiwał ich. Będę jej rycerzem, a wtedy na pewno na zawsze mnie pokocha!

Pochłonięty własnymi myślami potknął się o wystający korzeń. Dziewczyna w ostatniej chwili złapała go chroniąc przed upadkiem.

– Powinieneś bardziej uważać. – powiedziała pomagając mu się wyprostować.

– To... prawda... – odparł rumieniąc się silnie. – Ja muszę już iść! Do zobaczenia!

Odszedł nie czekając na jej odpowiedź. Nigdy nie czuł się tak upokorzony.

Marzył o tym by zniknąć. W końcu jednak musiał wrócić do swoich przyjaciół. Wiedział, że martwią się o niego.

Teuchi widząc jego stan dotknął jego ramienia i powiedział:

– Nie musisz nic mówić, zaraz dam ci ramen.

Blondyn uśmiechnął się do niego ciepło. Faktycznie, tylko ta potrawa potrafiła ukoić nawet jego największe smutki.

Tymczasem dwie ulice dalej, pewna czerwonowłosa dziewczyna siedziała na łóżku i wpatrując się w księżyc, myślała o chłopaku.

– Maniek... Mietek... Mirek... jak on do cholery miał na imię?

Sok pomidorowyTahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon