77

1K 136 15
                                    

– Stań tu. Albo nie, bardziej w tamtą stronę. Albo może w tę... Albo...

– Zamknij już ryj i stań do szeregu! – krzyknął Luhan, ciągnąc mnie za ramię, abym stanął obok i nie zwracał na naszą trójkę zbędnej uwagi reszty lotniska, na co było już odrobinę za późno.

Od razu po dowiedzeniu się, że Yixing ma wrócić do Korei, powstał specjalny zespół powitalny złożony z naszej trójki. Miałem ogrom pomysłów na powitanie przyjaciela, takie jak wypuszczenie gołębi, kiedy będzie wychodził, albo przyniesienie tyle balonów, ile minęło od naszego ostatniego spotkaniach. Jednak każdy z nich był negatywnie komentowany przez Luhana. Starał się jakoś opanować mój zapał, chociaż niezbyt się to udawało.

Kiedy myślał, że już nic nie wymyślę, dziesięć minut przed lądowaniem samolotu w Incheon, wbiegłem na lotnisko z gigantycznym banerem, wciskając go prosto w twarz biednego Kyu, który wołał się nie mieszać w moją krótką wymianę zdań z Xiao.

Ostatecznie przekonałem go do tego pomysłu, przez co musiał trzymać jeden koniec szyldu na kiju od miotły, rzucając we mnie coraz to nowsze przezwiska.

Do jak zwykle miał na nas wywalone, posłusznie trzymając drugi kij.

– Baekhyun, ja nie chcę nic mówić, ale ostatnio stałeś się dość popularny, więc chyba nie wypada ci zwracać na siebie uwagę – westchnął Han, zerkając na koślawy napis napisany kilka godzin temu. – To ci nie pomoże.

Cóż, starałem się maskować najlepiej jak potrafiłem, jeżeli tak można powiedzieć o zakrywaniu prawie całej twarzy.

Założyłem na siebie czapkę zasłaniającą prawie połowę twarzy, maseczkę i miałem w planach ubranie okularów przeciwsłonecznych, jednak ostatecznie dałem sobie z nimi spokój. Mogłem zwrócić tym na siebie uwagę.

Jeszcze nie było aż tak słonecznie, chociaż dochodziła już połowa maja.

– Bo tylko ja chcę go godnie przywitać – wytknąłem, przeskakując z nogi na nogę. – W domu mam jeszcze babeczki, ciasteczka, upiekłem ciasto, zrobiłem zapas alkoholu i-

– Ale co ja ci mówiłem! Miałeś nic nie szykować! Czy ty chociaż raz mógłbyś się mnie posłuchać?! – wypuścił z rąk kij, przez co baner poleciał na ziemię, prawie przewracając przysypiającego przy nim Soo.

Nie spał prawie całą noc. Oczywiście nie powiedział nam dlaczego, jednak mogliśmy się tylko domyślać, że miało to związek z pewnym przerośniętym murzynem.

– To nie moja wina, że staram się godnie przywitać dawno niewidzianego przyjaciela! Zasługuje na to, a ty nie chcesz jego szczęścia! – Zaczynaliśmy krzyczeć coraz głośniej, zapominając o tym, gdzie tak właściwie się znajdujemy.

– Bo ty zawsze najpierw robisz, później myślisz! Mam tego dość! Dlaczego ty musisz taki być?!

– No i już czuję się jak w domu. – usłyszeliśmy głośny śmiech, który skutecznie przerwał naszą kłótnie.

Zaraz obok nas stał uśmiechnięty Lay, w jednej dłoni trzymając walizkę, drugą zaś obejmując przyklejonego do jego boku Soo.

Wyglądał tak jak zawsze.

Ubrany prawie cały na czarno, jedyne co było w innym kolorze to paski na koszulce pod skórzaną kurtką. Na głowie miał swoje ukochane okulary przeciwsłoneczne, które kupiliśmy mu na prezent urodzinowy jeszcze w liceum, a na twarzy szeroki uśmiech, który sprawiał, że jego oczy były dwa razy mniejsze.

Lu od razu po zobaczeniu chłopaka rzucił się na niego, a ja po prostu stałem z boku, nie mogąc uwierzyć w to, że...

...Że mój kochany, przyjebany jednorożec wrócił na stałe do Korei.

Anti Virgin I Chanbaek I CzatOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz