Rozdział 14

6.7K 212 8
                                    

#mateo


Muszę jej przyznać jedno. Zawsze potrafi wziąć całą odpowiedzialność za rozmowę. Nie muszę się tym przejmować. Czuję pewien dyskomfort, bo jestem dopiero któryś raz w jej domu, a patrząc na jej potargane włosy mogę stwierdzić, że nie spodziewała się mojej wizyty.

- Faktycznie cholernie tu ciemno - mówię dłonią ogarniając pokój. Stoję przy oknie i patrzę na osiedle, równie zatopione w mroku jak jej mieszkanie.

Jennifer zawija się w koc i popija herbatę, kiwając głową.

- Dziękuję.

Odwracam się do niej. Unoszę brew, a ona przewraca oczami.

- No, że przyszedłeś.

Wzruszam ramionami.

- Nie no, spoko - rzucam lakonicznie i wracam na sofę do Jennifer.

Co prawda siedzimy na dwóch jej końcach, ale nie jest to ani trochę dziwne. Oczywiście, że jestem mistrzem uników w dotyku, ale jednak jeżdżąc do szkoły autobusami, zazwyczaj się stykaliśmy ramionami i częściej nogami. Nie mogłem temu zapobiec. Jennifer nie ma takiego problemu, dlatego doceniam to, że w chwili, gdy tu siedzę zachowuje taki dystans.
Sięgam po swój kubek. Herbata już trochę ostygła. Wreszcie nadaje się do picia. Wspólne podróże do szkoły nauczyły nas też jednej niesamowitej rzeczy. Umiemy milczeć.
Nie zawsze trwa do długo, czasem chwilę, jak teraz. Ale nie jest niezręczne. Ona wpatruje się chwilowo w płomień. I czuję się dobrze w tej ciszy. Patrzę jak podciąga nogi, więc robię to samo, a po chwili siedzimy po obu stronach sofy, zwróceni o siebie.

- Trzymaj - mówi podając mi koc.
- Czy ty wiesz, że na dworze jest ponad dwadzieścia stopni? - pytam, ale przyjmuję koc.

Jennifer robi naburmuszoną minę i piorunuje mnie wzrokiem. Upuszczam koc na stopy i unoszę dłonie w geście poddania.
Wzdycha.

- Koc nie ma cię grzać, ma ci być miło - mówi z przekonaniem.
- Miło?
- Miło. Pod kocykiem zawsze jest miło.

Klęka i zabiera koc, który mi wcześniej podała. Zanim się ruszę, zarzuca mi go na kolana, które trzymam zgięte. W konsekwencji zostaję przykryty kocem w upalny wieczór.
Zadowolona z siebie Jennifer wraca na swoje dotychczasowe miejsce i okrywa się cała. Aż po szyję.

- Teraz jest cudownie - wzdycha rozanielonym głosem i patrzy na mnie czekając aż przytaknę.

Nie robię tego, bo przerywa nam dzwonek do drzwi. Wstaje, a ja się odkrywam.

- Kogoś jeszcze zaprosiłaś na randkę? - pytam, gdy jest już prawie pod drzwiami. Uśmiecha się do mnie szelmowsko, a ja nie wiem co to ma znaczyć.

Chwilę później wraca z kartonem pizzy, oczy jej błyszczą w blasku świec, a mi opada szczęka.

- Skarbie, tylko z tobą chcę jeść pizzę przy świecach - mówi puszczając do mnie oczko. Zręcznie trzyma jedzenie w jednej ręce, a drugą odsuwa świeczki ze stolika.
Pomagam jej w tym, a gdy jest już miejsce, kładzie pizzę przede mną i znika w kuchni.

- Chcesz sos? - woła.

- Nie - odkrzykuję.

Wraca z talerzami i tym razem siada dużo bliżej mnie.
- Długo to planowałaś? - pytam spoglądając na pudełko.

- Masz na myśli awarię prądu, żeby cię tu zwabić? Trochę to zajęło, ale kilka telefonów do centrali i się udało. Ma się ten talent - odpowiada i zarzuca włosy w teatralny sposób.

Wykrzywiam usta w uśmiechu i patrzę jak odrywa kawałek pizzy i kładzie go na moim talerzu. Chwilę mu się przyglądam.

- No i się wydało - wzdycham po chwili. - Nie chciałaś mnie tutaj.

- Czemu niby? - Zamiera z kawałkiem pizzy w drodze do ust.

- Na tym jest ananas - mówię i parskam śmiechem.

Na jej twarzy pojawia się ogromny uśmiech.

- A niech to! - piszczy. - Zawsze jesteś dwa kroki przede mną.

- No co ty - mówię. - Jestem kilka kroków przed tobą, a nie tylko dwa.

Robi marsową minę. Ale widzę, że drży jej warga. Chwilę później oboje się śmiejemy. Odkłada talerz i chowa twarz w poduszce.

- Powinnam się, cholera obrazić, ty dupku - mówi, a w kącikach oczu ma łzy. - Ale to było zbyt dobre.

Sam też już się nie mogę opanować.

- Ale wiesz, że żartowałem?

Kiwa głową. Mija kilka chwil zanim się uspokoi.

- Ale co my zrobimy z tym problemem? - Unoszę talerz z kawałkiem pizzy.

Patrzę, że uśmiecha się szyderczo.

- No jak to co? Cała dla mnie.

Zwieszam głowę smutno, zagryzając wargi, żeby znów się nie roześmiać. Po chwili czuję na ramieniu jej palce. Odwracam się, a ona nakazuje mi dłonią bym podał jej swój talerz. Robię to, myśląc, że zje mój kawałek. Wykrzywiam usta w podkówkę.
Widzę jednak, że nie o to chodzi.

- Co robisz? - pytam, gdy sięga po widelec.

- Jak to co? Ściągam ci ananasa.

Patrzy ze skupieniem by odłożyć na swój talerz wszystkie kawałki. Wygląda zabawnie. Aż ciepło mi się zrobiło ze świadomością, że to robi. Robi to dla mnie. Może faktycznie to wszystko sobie dobrze zaplanowała.



//

Bo w życiu warto mieć kogoś z kim się dobrze milczy.

Jestem pod takim wrażeniem liczby wyświetleń, która ciągle rośnie. Za dwa dni będzie miesiąc publikacji i byłoby fenomenalnie dobić do 1000.

Ale to tylko ciche marzenie.

Bo przecież do końca życia mamy na to czas.

Ściskam!


Wasza kochająca ananasową pizzę Jenny.

DON'T TOUCH  [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz