Rozdział 12

6.6K 206 0
                                    

- Cholera - mruczę sama do siebie.

Stoję przed skrzynką z bezpiecznikami i patrzę na przełączniki. Za cholerę nie wiem, który co oznacza, ale wszystkie są zwrócone w jednym kierunku. To chyba znaczy, że nic z tym nie mogę zrobić. Ale głowy nie daję. Jednak im dłużej nie ma światła, tym bardziej się martwię.

Prądu nie ma już od czterech godzin, a ja dopiero teraz wpadłam na pomysł, by sprawdzić bezpieczniki. Niestety nie zaowocowało to niczym, ale nie spodziewałam się cudów. Słyszałam wcześniej, że u sąsiadów też jest nienaturalnie cicho. Nie gra żadne radio ani nic. Teraz gdy nadciąga zmrok robi się coraz mniej przyjemnie. Nie boję się ciemności, pomimo że tak twierdzi Mateo, ale też kompletnie nie chcę siedzieć sama. Wyglądając przez okno widać, że cała dzielnica skąpana jest w mroku. Właściwie to patrząc przez okno z salonu, widzę tylko balkon. Cała reszta jest ciemna, bo ani w mieszkaniach, ani na ulicy nie świeci się żadne światło.

- Nie ma źle - cały czas powtarzam sama do siebie.

Cóż, nie najlepiej radzę sobie w samotności, a jeszcze gorzej w ciszy. Ruszam do telewizora, ale w momencie, gdy chwytam pilota, uświadamiam sobie jak głupi to pomysł. Mimo to, próbuję go użyć, ale ani telewizor, ani radio się nie włącza.

Wzdycham ciężko. Sprawdzam stan baterii w telefonie i stwierdzam, że na szczęście wytrzyma dość długo z baterią na poziomie sześćdziesięciu procent. Gorzej z internetem. Starcza mi jedynie by wysyłać wiadomości na messnegerze.

Włóczę się po domu, sama nie wiedząc, co ze sobą zrobić. W ostateczności chwytam za książkę, którą i tak odkładam, zdając sobie sprawę, że jest za ciemno by czytać.

Wracam do salonu, gdzie zostawiłam dwa ulubione kocyki.

Mateo nie odpisał.
Przewracam oczami. Czego innego mogłam się po nim spodziewać.
Piszę do Alice, ale jest w pracy. Jejku, czuję się tak samotna dziejszego wieczoru. Becca pojechała do dziadków na cztery dni.

Cholera.

Nie mogę oglądać telewizji ani czytać książek. Zostało mi jedzenie. Wędruję do kuchni ciągnąc nogi po podłodze. Chciałabym powiedzieć, że w lodówce jest tylko światło, ale szczerze powiedziawszy, nawet tego nie ma.

Wzdycham kolejny raz. Ile już tak wytrzymałam? Spoglądam na zegar i liczę prędko w głowie. Około czterech godzin i piętnastu minut.

Dobra, zamawiam pizzę. Dzwonię pod dobrze znany numer i tradycyjnie zamawiam tę jedną z kurczakiem i ananasem. Jedyny plus tego, że siedzę sama, to to, że nikt nie obraża mnie za upodobanie do tego owocu.
Becca i Alice nigdy nie chcą zamawiać z ananasem, a Mateo i Isaak na samą moją propozycję zwykle puszczają wiązankę, że to herezja niszczyć pizzę owocami.
Sympatyczna pani mówi mi, że dostawca powinien być za jakieś czterdzieści minut. Nieźle. Cieszę się, że będę miała się do kogo odezwać. Zwykle wszyscy moi przyjaciele śmieją się ze mnie, że zbyt łatwo nawiązuję kontakty, ale po prostu lubię rozmawiać z wszystkimi dookoła. Szczególnie z kierowcami autobusów, ale jest to całkowicie zrozumiałe, gdy jeździ się z Emmeline End do szkoły na drugim końcu miasta. Wracając zazwyczaj wysiadam jako ostatnia osoba w całym pojeździe. Ostatnia wraz z Mateo.

Dupek z niego, że nawet nie odpisał.

Kręcę głową na samą myśl i wyłączam internet w telefonie, żeby nie marnować baterii. Idę zmyć makijaż i związać włosy. Zakładam najwygodniejsze luźne spodnie, a do tego bluzkę na ramiączkach. Strój idealny do leżenia zawinięta w koc.

Zanim jednak się położę, wstawiam w kuchni wodę na herbatę. Chwała Panu, że mam kuchenkę gazową, a nie płytę indukcyjną.

Wyciągam z szafki tealighty i zapalam wszystkie możliwe świeczki. Ustawiam je na stole w salonie, postanawiając, że właśnie tam spędzę romantyczne sam na sam ze sobą.

Wracam do kuchni. Z zamrażarki wyciągam niedojedzone pudełko lodów. Myślę, że to doskonała przystawka przed pizzą. Lody o smaku tiramisu rozpływają mi się na języku. Postanawiam zmarnować kilka procent baterii puszczając muzykę z telefonu.

Siadam na blacie, a z głośnika rozbrzmiewa "Baby... One more time" Britney Spears. Kołyszę nogami i pomiędzy kolejnymi łyżkami lodów, śpiewam tekst. Zawsze chciałam odtworzyć ten teledysk.

Zanim piosenka się kończy, rozbrzmiewa dzwonek do drzwi. Niewiele się zastanawiając, idę w rytm melodii by otworzyć. Zaskoczona tym nagłym przybyciem dopiero przy drzwiach orientuję się, że w dłoniach ciągle dzierżę pudełko z lodami i łyżeczkę.

Już chcę dostawcy powiedzieć, żeby zaczekał sekundkę, ale na progu nie widzę mojej ananasowej pizzy.

Widzę Mateo.



//

Będzie ogień!

Chciałabym powiedzieć (napisać), że gorąco Was pozdrawiam z Bahamów, na których leżę z całą opisywaną przeze mnie paczką.

Ale nie ma tak dobrze.

Co nie zmienia faktu, że pozdrawiam Was tak samo gorąco (a nawet bardziej) z Władysławowa!

<3

Buziaki!

Jenny


DON'T TOUCH  [ZAKOŃCZONE]Where stories live. Discover now