01

1K 56 23
                                    

[h/c] włosa dziewczyna zebrała swój niewielki bagaż i wysiadła z taksówki kierując się w stronę apartamentu Addisona.

Wakacje to świetny okres, w którym młodzi mogą odpocząć od szkoły, a dorośli od pracy. Rodzice [y/n] [y/s] postanowili w dwójkę spędzić "romantyczne" trzy tygodnie na Karaibach, posyłając na ten czas córkę do jej starszego brata - Roberta, z którym utrzymywała słaby kontakt i z którym nie widziała się ponad dobre trzy lata.

[e/c]oka z westchnięciem otworzyła drzwi do apartamentu i weszła do środka, rozglądając się na boki po przyjemnie urządzonym korytarzu. Zgodnie z instrukcjami jakie dostała, podeszła do windy, którą miała dostać się na piętro na którym mieszkał jej brat.

Kiedy już tam dotarła podeszła do drzwi z numerem 401 i zapukała w nie dwukrotnie. Długo nie musiała czekać na jakąkolwiek reakcję, gdyż chwilę potem drzwi lekko się uchyliły ukazując twarz jej starszego brata.

- [y/n]? Ależ ty wyrosła! Wchodź do środka - młody mężczyzna otworzył szerzej drzwi, pozwalając nastolatce wejść, co też uczyniła.

Rozejrzała się po mieszkaniu, stwierdzając, że "dupy nie urywa". Spojrzała na materac leżący pod jedną ze ścian. Domyślając się, że jest on przygotowany dla niej, podeszła do niego i położyła obok swoją torbę.

- Sorry, ale te trzy tygodnie będziesz musiała przespać się na tym, bo nic lepszego nie mam - powiedział czerwonowłosy, siadając na swoim materacu.

- Spoko, wystarczy - schyliła się do swojej torby wyciągając z niej randomowe ciuchy i kosmetyczkę. - Gdzie łazienka?

-O tutaj - chłopak wskazał drzwi, do których bez wahania się udała.

×××

Zimna kąpiel po kilku godzinach spędzonych w samochodzie były dla [y/n] jak zbawienie. Po tym jak [h/c] wyszła z wanny, ubrała się we wcześniej przygotowane ciuchy i opuściła łazienkę, którą następnie zajął Robert. Dziewczyna nie mając co ze sobą zrobię postanowiła poszwędać się trochę po apartamencie i pozwiedzać.

Ze swojej torby zabrała kilka ołówków i niewielki szkicownik, po czym zawiadomił brata o swoim wyjściu i opuściła jego mieszkanie.

×××

[y/n] błąkała się bez celu po apartamencie, w którym nie znalazła nic ciekawego. Znudzona i zrezygnowana wyszła z budynku i udała się na jego tył, nie licząc jednak że znajdzie tam coś interesującego. Jakie było jej zaskoczenie, kiedy na otwartej przestrzeni za budynkiem ujrzała samotne drzewo, a na nim domek, który przy zachodzie słońca wyglądał niezmiernie ładnie.

Oczarowana widokiem westchnęła i usiadła na trawie jakieś piętnaście metrów od niego i dobywając ołówka zaczęła szkicować go w swoim szkicowniku.

Szło jej całkiem nieźle. Co prawda nie rysował jak Picasso, jednak miała ten swój mały talent, dzięki któremu jej prace wyglądały znośnie. Przynajmniej tak jej się wydawało.

Kiedy była przy końcu rysowania była tak pochłonięta pracą, że nie usłyszała, ani nie zauważyła, że ktoś stanął obok niej.

- Chciałabyś go zobaczyć od środka? - lekko zaskoczona [y/n] podniosła leniwie głowę, patrząc na wysokiego, długowłosego szatyna mniej więcej w jej wieku, który wzrok zawieszony miał na domku.

Nie czekając na jej odpowiedź ruszył przed siebie. Po kilku krokach zatrzymał się jednak i spoglądając na dziewczynę wyczekującym wzrokiem spytał:

- Idziesz?

[h/c]włosa bez słowa wstała i powoli ruszyła za chłopakiem. Szatyn, który dotarł do drzewa jako pierwszy, wdrapał się do domku nie czekając na [y/n], która zbytnio się tym nie przejęła.

Kiedy i ona znalazła się w środku, pozwoliła sobie na dokładną penetrację wzrokową wszystkich znajdujących się tam rzeczy. Z jej skupienia wyrwał ją odgłos odpalanej zapalniczki. [e/c]oka raptownie odwróciła głowę w stronę szatyna, który zaciągnął się, wcześniej zapalonym, papierosem.

Czarnooki, dostrzegając wzrok dziewczyny, wystawił w jej stronę rękę ze skrętem, na co stanowczo pokręciła głową. Chłopak wzruszył ramionami zaciągnął się papierosem i podpierając się na niewielkim parapecie, równie niewielkiego okna powiedział:

- Jestem Larry.

- [y/n] - odpowiedziała stając obok niego, wyglądając na zachodzące słońce.

- Jesteś tu nowa - bardziej stwierdził niż spytał, patrząc na nią kątem oka.

- Przyjechałam tylko na jakiś czas do brata.

- Do Roberta?

- Skąd wiesz?

- Wspominał coś o tym w rozmawię z moją mamą - po raz kolejny wypełnił swoje płuca toksycznym dymem. - Na ile zostajesz?

- Na trzy tygodnie.

- Kurcze, to trochę mało, aby przeżyć dobre love story - chłopak uśmiechnął się szelmowsko, odwracając twarz w stronę [y/s].

- Jeśli się pośpieszymy i postaramy, to będzie ono wystarczająco dobre - na usta [e/c]okiej wpłynął ten sam uśmiech.

Między nimi zapanowała chwili ciszy w czasie, której mierzyli się wzrokami nie ruszając choćby o milimetr. Szybko została ona jednak przerwana, przez ich gromkie śmiechy, które wypełniły cały domek.

- Damy radę - stwierdził bez ogródek Larry, gasząc papierosa o parapet.

Wtedy to dostrzegł w ręku dziewczyny ołówek i szkicownik, który trzymała przy swoim prawym boku.

- Rysujesz - stwierdził po raz kolejny, wskazując wcześnie dostrzeżone przedmioty.

[y/n] zmarszczyła lekko brwi, mając wewnętrzny dylemat nad tym, czy pokazać szatynowi swój rysunek. W ostateczności westchnęła i podał mu swój szkicownik odwracając wzrok.

- Jest nieźle, ale widać kilka oczywistych błędów - oznajmił, oddając [y/n] jej własność. - Ja też rysuje. Jeśli chcesz mogę cię podszkolić.

- Proponujesz mi korepetycje z rysunku?

- W czasie której będziemy przeżywać pośpieszne ale staranne i dobre love story - powiedział Larry, nawiązując do wcześniejszej rozmowy.

- W takim razie jak tu się nie zgodzić?

Wiem, że Robert był czarnoskóry i nie miał ojca, ale to drobne szczegóły😅 Poza tym, akcja odgrywa się jeszcze przed pojawieniem się Sala w Nockfell, kiedy to Larry ma tak z 15 lat i nie jest zamieszany w te wszystkie dziwne sprawy.

korepetycje z rysunku [Larry Johnson × reader] Where stories live. Discover now