- Więc mnie kochasz – szturchnąłem go ramieniem wiedząc, że chodzi o przyjacielskie uczucie niemal braterskie – od jak dawna?

- Od jak dawna nie wiem, ale kiedy po raz pierwszy cię zobaczyłem. Chciałem się tobą zaopiekować – powiedział pewnym siebie głosem nie zatrzymując się.

- Czyli przed jedną prawdą, czas na tą – westchnąłem wiedząc, że nie ma powodu dalej uciekać – Czemu do mnie napisałeś? Czemu się ukrywałeś?

- Może zacznę od początku – powiedział patrząc w jakiś punkt przed sobą – Kiedy mój brat poinformował nas o swoich zaręczynach i zbliżającym się dziecku wkurzyłem się. Wiedziałem, że zarywał do jakiejś dużo starszej kobiety rujnując przy tym inną rodzinę. Od zawsze go nienawidziłem, a tym razem w moich oczach był jeszcze większym śmieciem podobnie jak kobieta, która zostawiła dziecko i męża. Trochę mi zeszło, żeby znaleźć twój dom. Nie uczyłem się w Seulu i przyjeżdżałem tu wyłącznie na okres wolnego, ale kiedy w końcu cię odnalazłem twój ojciec zaczął upadać, a mój brat latać szczęśliwy, bo zostanie tatusiem.

- Zrobiło ci się mnie żal.

- Tak – przyznał, a ja wiedziałem, że jego szczerość czasem zakuje w moje serce – Na początku tak. Widziałem chłopaka w moim wieku, który po nocach chodził po mieście i czekał, aż się uspokoi by móc wrócić do domu, dalej słuchać tych krzyków. Jednak to byłeś ty w samotności. Raz udało mi się przyjechać w momencie, gdy trwała szkoła. Przyglądałem ci się i nie wierzyłem. Byłeś oblegany przez wszystkich. Już jako dzieciak idol. Nie widziałem tego smutku. Byłeś tak cholernie dobrym aktorem, że gdybym dzień wcześniej nie widział jak płaczesz, to dałbym sobie rękę uciąć, że byłeś najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.

- Nie chciałem litości, bałem się jej – przyznałem wracając – bo gdyby oni wszyscy odkryli prawdę. Gdyby wiedzieli, że mój ojciec pije, robi awantury. Wszyscy by się ode mnie odwrócili. Wierzyłem, że jeśli nie mogę żyć dla siebie, to chociaż dla innych. Dla ojca, który mnie nienawidził, ale ja dalej go kochałem. Dla kolegów, nauczycieli, którzy widzieli we mnie przykład. Chciałem żyć życiem innych, bo tak mi było łatwiej, tak mniej cierpiałem, chociaż na tę parę godzin, gdzie byłem Seokjinem, królem szkoły, a nie...a nie tym czymś za co się uważałem.

Mówiłem spokojnie. Choć w środku cierpiałem, to mówiłem, opowiadałem najspokojniej w świecie. Czułem się niemal jakbym opowiadał o pogodzie, obcym człowieku. Bo z każdym słowem zdawałem sobie sprawę, że to był stary ja. Samotny, odrzucony, posiadający tylko smsowego przyjaciela, który znikąd niczym bohater komiksów pojawił się i ratował moje kruszące się serce.

Dzisiejszy Seokjin szedł dalej wyprostowany pomimo obaw i strachu. Szukając różnicy nasuwała mi się tylko jedna myśl. Obok mnie był Namjoon, a to dawało mi więcej niż obawy mogły mi podarować. Dlatego prawda między nami już nie powinna być niemym sekretem, a punktem gdzie w końcu będziemy prawdziwymi przyjaciółmi.

- I dlatego napisałem. Bałem się, że w końcu nie wytrzymasz, pękniesz jak bańka mydlana. Obawiałem się, że te ciągłe uśmiechy zabiją cię. Wziąłem z tej kobiety telefonu twój numer i napisałem. A z każdą nową rozmową dowiadywałem się jak silny jesteś. No kurwa byłeś tylko dzieciakiem! A jednak dawałeś sobie radę, nawet jak miałeś załamania to szedłeś przed siebie i pomagałeś innym. Przecież jak ja bym był na twoim miejscu...moja litość zmieniła się w podziw. Podziwiałem cię i postanowiłem cię spotkać osobiście, chciałem się z tobą zaprzyjaźnić, ale jestem jaki jestem.

- Czyli dupek prze wielkie D – zaśmiałem się.

- Dokładnie dupek przez wielkie D. Nie chciałem tego zmieniać, bo nienawidzę sztuczności, ale ty od razu zobaczyłeś we mnie wroga i to mi nawet przypasowało. Nie obchodziło mnie zbytnio co będziesz do mnie czuć. Najważniejsze dla mnie było twoje szczęście i ochrona. A później ty odkryłeś, w którymś momencie moją postać i ukrywałeś to, a ja nie naciskałem.

Mój rywal, moja miłość (namjin, jikook, sope)Where stories live. Discover now