Rozdział XVIII

688 47 10
                                    

Jadalnia w tymczasowym domu Riddle'a zdawała się tonąć w panującej wokół ciszy. Nie było słychać nawet uciążliwego tykania starego zegara, który w końcu z powodu swojego wieku prawdopodobnie postanowił zakończyć swój żywot. Możliwe też, że to cierpliwość pana domu się skończyła. 

Wisiał więc teraz smętnie na jednej ze ścian, zapomniany przez świat i domowników. Stojący pod nim fotel miał jednak więcej szczęścia, jako iż w jego miękkim obiciu uwielbiał skrywać się Tom. Była to jego mała, prywatna oaza, gdyż nikt nie podejrzewałby go o siedzenie właśnie w tym miejscu. Gabinet? Sypialnia? Oh tak. Ale jadalnia? Brzmiało to co najmniej absurdalnie, przynajmniej w mniemaniu Riddle'a. 

Przede wszystkim jednak Ślizgon był estetą. I zdecydowanie perfekcjonistą. W połączeniu z nigdy nie używaną, ale gustownie umeblowaną jadalnią, w której każda rzecz miała swoje ściśle określone miejsce, co więcej nigdy nie zmieniane, dawała mu ona poczucie dziwnej stabilności. Tak, ah jakże tego teraz potrzebował! 

Zdawało się, że traci kontrolę. A Tom Riddle nigdy nie traci kontroli.

Nigdy.

Czas, aby wziąć sprawy w swoje ręce.


* * *

Alphard Black nie był człowiekiem, o którym można powiedzieć, że nigdy się nie spóźnia. Co to, to nie! Czasami jego przyjaciele zastanawiali się, czy przypadkiem ktoś nie zrobił chłopakowi głupiego żartu i nie wyciął ze wszystkich słowników słowo "punktualność". Spóźnienie pięć, dziesięć, pięćdziesiąt minut? Nie widział między nimi zbyt wielkiej różnicy. Po sześćdziesięciu pięciu zaczynał przepraszać.

Istniała tylko jedna osoba, na której wezwanie nigdy się nie spóźniał – Tom Riddle. 

Bo gdy on wzywa, musi dziać się coś poważnego. Narzucając na siebie płaszcz nie spoglądał nawet na zegarek. Wyszedł przed dom i tuż przed aportacją pomyślał tylko jedno.

Ale dwie, może trzy minutki nikomu nie zaszkodzą, prawda?


* * *

– Czekasz na kogoś. 

To nie było pytanie. Potter sam był zaskoczony, jak szybko zaczynał rozpracowywać Riddle'a. Rzucił swoje stwierdzenie lekkim, być może trochę ciekawskim tonem zamiast powitania, gdy rankiem następnego dnia, po kolejnej ich kłótni, zastał w kuchni Toma. Chłopak ledwie zauważalnie zerkał przez okno, jak gdyby oczekiwał zaraz kogoś tam zobaczyć, jednocześnie nie zdradzając się z tym. Stał oparty o ścianę naprzeciw drzwi, mimo stojących przed nim sześciu pustych krzeseł i wyglądał, jak gdyby czas zatrzymał się dla niego, by mógł rozkoszować się błogością rozpoczynającego się dnia. Harry jednak widział nerwowe stukanie smukłych palców o kubek z parującą kawą, który Riddle kurczowo trzymał w swoich dłoniach. To przypomniało mu, po co udał się do kuchni.

– Być może – usłyszał wypowiedzianą od niechcenia odpowiedź. 'Nic nowego', pomyślał. 'Nadal niczego się nie dowiaduję.'  Na jego twarzy pojawił się cierpki uśmieszek.

Nie miał ochoty na bezużyteczne podtrzymywanie konwersacji, dlatego w ciszy złapał pierwszy lepszy kubek z zamiarem zaparzenia mocnej, czarnej kawy. Rozejrzał się w poszukiwaniu czajnika, ale jedyne, co zauważył na blacie, to kolejny, identyczny kubek. Ten jednak pełen jego wymarzonego, silnie aromatycznego, czarnego napoju.

– To... To dla mnie? – wyrwało mu się, gdy pozostawał nadal w stanie szoku. Czyżby Ślizgon posiadał jakieś przebłyski miłego usposobienia? 

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: May 12, 2020 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Pętla CzasuWhere stories live. Discover now