Rozdział VIII

2.1K 155 4
                                    

Gdyby przynajmniej wiedział, jak znalazł się w kolejnej dziwnej sytuacji z Tomem w roli bohatera, chyba całowałby wszystkich bogów po stopach.

Popołudnie zapowiadało się dość obiecująco, bo jako pierwsze pracowite godziny od czasu, kiedy siedział bezczynnie w Dziurawym Kotle, zastanawiając się nad tym, co robić. Pewien czas oznaczał raptem dwa dni, ale dla Harry'ego i tak to było za dużo. Podejmując wyzwanie, które sam sobie rzucił, postanowił odnaleźć tamten mugolski hotel, w którym znalazł się po ucieczce od Riddle'a i oddać pieniądze, należne za czas jego pobytu. A było to wyzwanie dlatego, bo przecież nie znał do niego drogi. Nie znał nawet jego nazwy, dzięki której ktoś mógłby mu pomóc i wskazać drogę. Wiedział, że ta eskapada na pewno skończy się źle, ale mimo tego, zdeterminowany do działania, wyruszył. Ale czy ktoś nie wspominał już, że Harry definitywnie ma szczęście tylko wtedy, kiedy Los jest w dobrym humorze? A najwidoczniej tamtego dnia musiał być w okropnym nastroju.

Idąc przez kolejne uliczki usiłował odtworzyć w pamięci przynajmniej skrawki wspomnień drogi, jaką przebył. Mimo tego, że szło mu to dość marnie, nie przerywał swojej drogi i zdecydowanie pokonywał kolejne metry, które z czasem zmieniły się w kilometry, kiedy błądził po całym mieście. Nie zwracał uwagi na upływ czasu ani mijanych ludzi, więc po paru godzinach jego umysł tylko przelotnie zarejestrował, że powoli zaczęło się ściemniać. Zapuszczał się coraz dalej, w coraz to bardziej opuszczone i zapyziałe ulice. W pewnym momencie natrafił na ślepy zaułek, przez który jego umysł wreszcie otrzeźwiał i chłopak rozejrzał się dookoła. Ze zdziwieniem stwierdził, że musiał nastać dość późny wieczór, bo jego wyciągnięta dłoń była już tylko ciemnym zarysem ręki. Zaklął cicho i przyspieszył kroku, aby jak najszybciej wydostać się z tej części miasta.

Jego kroki stawały się coraz dłuższe, a on gorączkowo myślał nad sposobem, dzięki któremu jak najszybciej prowróciłby do Dziurawego Kotła. Nagle pomysł wpadł mu do głowy niczym grom z jasnego nieba, a on miał ochotę od razu się zabić za swoją głupotę. Nawet nie zauważył, że przez swoje zdziwienie się zatrzymał. Jak mógł być tak głupi? Przecież jest czarodziejem! Przecież umiał transmutować coś w mapę - oszczędziłby sobie całego dnia bezsensownego krążenia po mieście, jeśli zrobiłby to wcześniej. Westchnął ciężko i zaczął się rozglądać za czymś, co będzie odpowiednie do przemiany, kiedy usłyszał kobiecy krzyk. Wydawało mu się, że dobiegał z miejsca, w stronę którego właśnie się udawał.

Jego kroki delikatnie szeleściły na żwirowej uliczce, mimo tego, że starał się iść jak najciszej. Musiał pomóc tej osobie, nie potrafił jej tak po prostu zostawić, kimkolwiek była. I tak jak się spodziewał, za zakrętem, w małej uliczce zobaczył zarys postaci, najprawdopodobniej kobiety, której wrzask do niego dotarł. Kiedy dłużej się przyjrzał, zdołał wychwycić jeszcze cień drugiego człowieka, jak przypuszczał mężczyzny, przypierającego dziewczynę do ściany jednego z domów. Widząc taką sytuację, poczuł impuls i nie mógł już dłużej tylko się przyglądać.

- Hej! - krzyknął i ze zdziwieniem zauważył, że usłyszał jakby echo swojego głosu. Po chwili mężczyzna nagle upadł, a przerażona kobieta znów krzyknęła.

Harry rozejrzał się gwałtownie i dopiero wtedy dojrzał jeszcze jedną postać na drugim końcu uliczki. O dziwo, nawet z dość dużej odległości i w tak słabym świetle wyglądała wyjątkowo znajomo. "Witaj, Riddle."

Pętla CzasuWhere stories live. Discover now