Rozdział XV

716 60 5
                                    

– Co masz na myśli, mówiąc, że Harry nie daje znaku życia? 

Głos Toma był cichy i niebezpieczny, przez co Alphard po raz pierwszy od kilku lat zaczął się go bać. Gdy obserwował Riddle'a wpadającego w jeden z takich humorów, to najczęściej nie był on skierowany na niego, a przynajmniej nie głównie, a i tak były to, lekko mówiąc, nieprzyjemne doświadczenia. Tym razem jednak, nie licząc Harry'ego, który nie chciał się nikomu pokazać, był on jedyną osobą w pobliżu, na której Tom mógł wyładować swoje napięcie. Mógł tylko modlić się do wszelkich bogów, aby wyszedł z tego cało.

– No, ja... – zaciął się, zdjęty przerażeniem. Szare oczy Riddle'a rzucały na niego gromy, a przesadnie wyprostowana sylwetka i pozorny spokój nie wróżyły zbyt dobrze. Przełknął rosnącą gulę w gardle, która utrudniała mu oddychanie. – My rozmawialiśmy... I cóż, nie poszło nam zbyt dobrze, tak myślę? – Urwał, nie wiedząc co mógłby jeszcze powiedzieć, aby nie zdenerwować bardziej dziedzica Slytherina. Podrapał się niezręcznie po karku, uciekając od jego ciężkiego spojrzenia.

– Wyjdź.

– Słucham? – Alphard nie był pewien czy dobrze usłyszał – czy Riddle naprawdę właśnie go wyprosił? Nie mógł w to uwierzyć. Ostatni raz usłyszał ten rozkaz, rzucony tak twardym i zimnym tonem na ich czwartym roku. Bądź co bądź, Tom zawsze traktował swój wewnętrzny krąg z podobnym szacunkiem, jak oni jego. Nie tak samo, oczywiście, bo wszyscy wiedzieli, że jest on ponad nimi, ale był uprzejmy. Przynajmniej dopóki porządnie nie zaleźli mu za skórę. 

– Wyraziłem się jasno. Masz wyjść.

Nie pozostawiało to młodemu Blackowi zbyt wielkiego wyboru – nie mógł nie wykonać tak jasno wyrażonego rozkazu, nie ważne jak bliski zdawał się być Tomowi. Jedyne co mu pozostało, to posłusznie usunąć się z zasięgu dziedzica Slytherina, aby nie rozjuszyć go jeszcze bardziej, niż do tej pory. Było mu to co najmniej na rękę, więc w ciszy opuścił mieszkanie Riddle'a, pozostawiając go samego z radzeniem sobie z Potterem.

Tom odetchnął głęboko, starając się uspokoić swój puls, który nabrał niezwykle szybkiego tempa. Nie miał pojęcia, skąd brały się u niego te dziwne odruchy, ale kimże on był, jeśli nie zapanowałby natychmiast nad nimi? Postanowił odłożyć tę sprawę na później, kiedy sytuacja z jego nowym lokatorem się wreszcie ustabilizuje.

Właśnie – Harry. Zostawił chłopaka z Alphardem tylko na dwie, może trzy godziny! Co trzeba zrobić, żeby sprowadzić go do ucieczki i odcięcia się od świata w tak krótkim czasie? Wiedział, że musi poważnie rozmówić się nad ten temat z Blackiem, jednak nie chciał zaprzątać sobie tym głowy już teraz, kiedy nie wiedział dokładnie, co się w ogóle stało. Musiał najpierw rozeznać się w zaistniałej sytuacji, co doprowadziło go prosto pod drzwi Pottera. Za żadne skarby nie przyznałby się, że kierowało nim coś więcej, niż chęć poznania prawdy, potrzebnej do przeprowadzenia chłodnej kalkulacji nad zachowaniem Alpharda i Harry'ego. Przecież Tom Riddle nie martwi się o nikogo oprócz siebie i nie odczuwa czegoś tak odrażającego, jak troska. Salazarze, broń! Tom wzdrygnął się na samą myśl o tym, jednak ziarno niepewności zostało już zasiane w jego umyśle i nie mógł się go pozbyć. Nie miał zamiaru jednak zamartwiać się nad sobą, dlatego postanowił zająć swoje myśli czymś o wiele ciekawszym.

Stanął przed drzwiami prowadzącymi do pokoju zajętego przez Pottera, pławiąc się przez chwilę w mroku cichego korytarza. Ukoiło to lekko jego nadszarpnięte nerwy, więc z oczyszczonym umysłem mógł wreszcie zapukać do ciemnych drzwi, takich samych jak wszystkie inne w domu. 

– Harry? – zaczął cicho, nie chcąc wystraszyć chłopaka. Merlinie, naprawdę chciał z nim porozmawiać, nie ważne co próbował sobie wmówić. – Wiem, że tam jesteś.

I była to prawda, bo wyczuwał w pomieszczeniu aurę drugiego czarodzieja, która była wyjątkowo znajoma. Wyczuwał w niej jakieś zmiany, jednak nie potrafił jeszcze określić na czym one polegały. Najważniejsze, że chłopak tam był, i to w całkiem przyzwoitej kondycji.

– Harry, przestań się ukrywać i wyjdź, chcę z tobą porozmawiać.

Ponownie nie otrzymał odpowiedzi. Postanowił dać mu ostatnią szansę.

– Jeśli z łaski swojej nie otworzysz tych drzwi, to sam sobie z nimi poradzę. I na pewno nie będzie to zwykła Alohomora – rzucił, używając trochę ostrzejszego tonu niż zamierzał.  Postanowił odczekać dokładnie trzy sekundy i jeśli drzwi przed nim nie zostaną otwarte, to nie zawaha się rzucić Bombardy. Nic się nie stało, więc Tom wyciągnął różdżkę. – Sam do tego doprowadziłeś. Bomba–

Co z tobą nie tak?! – krzyknął Harry, gwałtownie otwierając drzwi. Według Toma stanowił on wtedy obraz absolutnie sprzeczny z jego etykietą. Rozbiegane spojrzenie, głębokie cienie pod oczami, włosy w całkowitym nieładzie. Skrzywił się na ten widok, a głośne zachowanie chłopaka tylko powiększyło ten grymas.

– Oh, więc to ja odcinam się od wszystkich, zamykam się w swoim pokoju nie dając znaku życia i udając, że nikogo w środku nie ma? To ja mam jakiś problem, tak? – rzucił Tom, nie do końca panując nad ironią w swoim głosie. – Słuchaj – wtrącił szybko, zanim Harry miał jakikolwiek czas na reakcję – nie mam pojęcia, co zaszło między tobą, a Alphardem i szczerze mówiąc nie wiem, czy mam siłę aby teraz się tym zajmować.

– Nie wymawiaj przy mnie jego imienia. Podstępny szpieg! – Ostatnie słowa Harry'ego były wypełnione tak dużą ilością jadu, że zostały niemal wyplute. Wtedy Tom poważnie zaczął się zastanawiać, co musiało się wydarzyć, żeby w tak szybkim tempie zniszczyło to całkiem dobrze prosperującą relację Blacka i Pottera.

– Nie przerywaj ludziom, kiedy mówią. To nieuprzejme – rzucił Tom, na wpół świadomy efektu jaki mogłaby wywołać ta wzmianka na młodym Gryfonie, jeśli nie byłby w tamtym momencie tak wściekły. Na szczęście, tym razem wybuchowa reakcja została mu oszczędzona, a zyskał tylko jedno miażdżące spojrzenie. Uniósł na to jedynie brew. – Poza tym, nie myślisz teraz jasno. Idź spać, rano poczujesz się lepiej. Jeśli nie zrobisz tego samodzielnie, chętnie pomogę ci w tym eliksirem – dorzucił jeszcze, zamykając drzwi do pokoju chłopaka, aby ten nie zauważył zadowolonego uśmieszku wypływającego na jego usta. 

O tak, już dawno nie mógł sobie bezkarnie pogrozić Harry'emu. Brakowało mu tego uczucia.


–––––

Ta historia chyba ma coś w sobie, że nie pozwala się pisać bez przerwy. Jednak będę z nią walczyć, nie pozwolę jej znowu wygrać ponad rocznego urlopu.

I do wszystkich z Was, którzy nadal czytają tę historię – podziwiam Was za wytrwałość i cierpliwość i dziękuję, że jeszcze się nie poddaliście z wyczekiwaniem kolejnych rozdziałów. To wiele dla mnie znaczy, szczególnie biorąc pod uwagę to, ile musicie czekać. Dziękuję!

Rozdział wyżej pisał się jakieś... Dwa miesiące? W każdym razie, początek na pewno powstał od razu po wstawieniu poprzedniego. No cóż, nie jestem z niego za bardzo zadowolona, ale chciałam w końcu coś wstawić, aby pokazać, że nadal żyję. Chcę w końcu przyspieszyć z akcją w tym fanfiction, więc następne powinny być już ciekawsze. 

Miejmy więc nadzieję, że w końcu uda mi się odczarować tę historię i na następną część nie będziecie musieli czekać Merlin sam wie ile.

Do następnego ~

Pętla CzasuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz