«15»

2.8K 158 16
                                    

****

Od sytuacji z Derekiem minął dzień. Następnego dnia późnym wieczorem, wróciłam z Isaaciem do loftu. Czułam się wykończona, chciałam położyć się i zasnąć zapominając o wszystkich problemach tamtego dnia.

Winda dojechała na ostanie piętro i zatrzymała się. Wyszliśmy z Isaaciem i skierowaliśmy się do drzwi loftu. Weszliśmy do mieszkania, w którym panował mrok. Na wielkim metalowym stole leżały nasze torby, a sam ów właściciel mieszkania stał za nim. Poczułam krew, spojrzałam na Isaaca, który najwyraźniej tego nie wyczuł.

— Hej... — odezwałam się.

— Czemu nasze torby są spakowane? — zapytał blondyn, podchodząc do stołu.

— Derek? — spojrzałam na bruneta, cały czas był odwrócony tyłem i nie odpowiadał.

— Macie się wynieś. — odparł bez owijania w bawełnę.

— Co? Nic nie rozumiem. — powiedział Isaac.

— Coś się stało? — zapytałam zmartwiona, wyczuwając silniejszy zapach krwi.

— Nie potrzebuje was obojga. Cora tu mieszka. Znajdźcie sobie inne miejsce, przekażcie Boydowi. — powiedział odwrócony plecami do nas.

— Dokąd mam iść? — zapytał Isaac.

— Dokądkolwiek. — odpowiedział.

— Zrobiliśmy coś nie tak? — zapytałam.

— Nie denerwuj mnie. — wrzasnął w moją stronę — Macie stąd natychmiast się wynieść. — warknął.

— Bez jaj. — powiedział Isaac, śmiejąc się nerwowo.

— Wynocha! — powtórzył się, krzycząc Derek.

— Proszę. — błagał Isaac.

— No idź. — powiedział Derek i podszedł bliżej stołu z naszymi rzeczami.

— Daj spokój. — powiedział Lahey.

— Wynocha! — wrzasnął i rzucił szklanką, która prawie wleciała w Isaaca.

— Zwariowałeś?! — krzyknęłam w stronę bruneta.

Isaac wziął torbę i chwycił mnie za dłoń. Spojrzałam smutnym i niezrozumiałym wzrokiem na Dereka, a potem na blondyna.

— Chodź... — powiedział Lahey.

— Zaraz przyjdę...

Chłopak nic nie odpowiedział, tylko skinął lekko głową. Kiedy wyszedł, spojrzałam na Hale'a. Oczy zapełniły mi się łzami, które później spłynęły po policzku. Szybko je wytarłam.

— Rachel idź. — powiedział spokojniej.

— Dlaczego? Powiedz mi, dlaczego? — zapytałam i podeszłam bliżej — Po cholerę wczoraj mnie pocałowałeś skoro dzisiaj mnie, odtrącasz?! — krzyknęłam — Ten pocałunek... po co to zrobiłeś? — łza spłynęła po policzku, słysząc swoje słowa.

Nic nie odpowiedział. Patrzył się na mnie ze smutnym wzorkiem, jak gdyby to, co robił, było dla niego torturami. Wolnym krokiem podchodziłam do niego.

— Nie potrzebuje was. — skłamał, próbując wymigać się od mojego pytania.

— Kłamiesz. — powiedziałam i zatrzymałam się naprzeciwko Dereka.

— Nie potrzebuje was! Czego jeszcze nie rozumiesz?! — krzyknął, zrobilam krok do tyłu.

— Jasne, jak sobie chcesz. — łza spłynęła po policzku — W takim razie to już nie będzie mi potrzebne. — wzięłam jego dłoń i na wewnętrznej części położyłam klucz do mieszkania, który mi podarował — Myślałam, że się zmieniłeś. Najwyraźniej się myliłam i to bardzo. Jesteś dupkiem, który nigdy się nie zmieni. — odparłam.

Jego mina posmutniała jeszcze bardziej. Wzięłam torbę i ruszyłam w stronę drzwi loftu, którymi trzasnęłam, wychodząc.

~~~~~~~

Zabijcie mnie, za nie regularne wstawianie rozdziałów:/Kolejny rozdział mamy i BUM! Jak się ograne to jutro będzie drugi;)

Stracona | Derek Hale (W trakcie poprawek)Where stories live. Discover now