2.

4.2K 186 33
                                    


   O ósmej rano, stawiłam się u Dereka na trening. Po wczorajszej sytuacji, odkryciu przez Scotta groźby od watahy Alf, uznałam, że Hale potrzebuje ludzi do walki i obrony.

   Stanęłam naprzeciwko bruneta, ukazując swoje wilcze fioletowe tęczówki. Lekko zdezorientowany kolorem moich oczu, poświecił swoimi oczami i ustawił się gotowy do walki. Rzuciłam się na bruneta, który jednym ruchem ręki zrzucił mnie na ziemię. Warknęłam z niezadowolenia. Zaatakowałam drugi raz, lecz znowu poleciałam na zimny, równo wylany beton. Po kilkunastu minutach byłam już zmęczona, nie miałam siły. Hale wykorzystując z sytuacje, złapał moje ręce i przygniótł mnie swoim ciężarem do ściany. Spojrzałam w jego oczy. Po woli zbliżył się do mojej twarz, lekko dotykając swoim nosem mój nos.

— Derek? — usłyszeliśmy głos Isaaca i obydwoje odsunęliśmy się od siebie jak poparzeni.

****

    Od niezręcznej sytuacji nikt nie odezwał się ani słowem. Dziwnie się czułam, mając na sobie jego wzrok, ja również miałam go na oku.

    Między mną, a Derekiem coś się zmieniło. Tak przynajmniej mi się wydawało. Trzeba przyznać, że Derek jest przystojnym mężczyzną, wiele kobiet oddałyby wszystko, aby spędzić, chodź chwile z nim.

   Brunet siedział przy wielkim stole, jego beta krążyła wokół niego. Issac chodził podenerwowany, Hale jedynie przeglądał starą księgę. Siedziałam na kanapie w ciszy, słuchając ich rozmowy na temat przeglądania w pamięci młodego wilkołaka.

— Nie podoba mi się to. To chyba niebezpieczne. Poza tym, zdecydowanie go nie lubię. — odparł chłopak.

— Nic ci nie będzie. — rzekł Hale.

— Musimy poprosić akurat jego? — zapytał.

— On zna się na tym, a ja nie. On to robi najlepiej. — odparł, podeszłam bliżej.

— Co nie zmienia faktu, że jest to bezpieczne. — wtrąciłam, Hale spojrzał na mnie.

— Scott mu nie ufa, a ja ufam Scottowi. — odparł młody Lahey.

— A mi ufasz? — zapytał Hale, spoglądając na Isaaca.

— Tak. — dopowiedział krótko — I tak go nie lubię.

— Nikt go nie lubi. — odparł Hale.

   Wielkie stalowe drzwi od loftu otworzyły się, robiąc przy tym duży hałas. Spojrzeliśmy, w tamtym kierunku i zobaczyliśmy Petera. Uniosłam do góry brew na jego widok. Nic się nie zmienił, przez dziewięć lat.

— Panowie... i panie. — przewróciłam oczami — Jakbyście nie wiedzieli po zmartwychwstaniu, jestem trochę osłabiony, ale słuch mam dobry. — podszedł bliżej nas. Podszedł do mnie, chwytając moją dłoń i pocałował ją, Derek cicho warknął. — Jeśli macie coś do mnie, mówcie mi prosto w twarz.

— Nie lubimy cię. — powiedział ostro Hale i z hukiem zamknął książkę. — Stul pysk i nam pomóż. — odparł. Peter zaskoczony jego zachowaniem zamarł.

— Isaac miałeś rację. — trójka mężczyzn spojrzała na mnie — Zrobił się strasznie wkurzający.

— Rachel, Rachel, Rachel... Muszę przyznać, że bardzo wypiękniałaś. Byłaś małą, mądrą dziewczynką i ten dziwny przypadek, który ukazał się u ciebie... — odparł, warknęłam.

— Jaki przypadek? — zapytał brunet.

— Nie wiesz? — zdziwił się Peter.

— Peter odpuść. — odparłam.

— W dzień pożaru ona tam była, przybiegła. — zignorował moją prośbę — Wtedy jej oczy stały się fioletowe. Stała się wilkołakiem, nie byle jakim, bo diamond. I to sama.

— Dobrze, o tym wiesz, że to nie jest możliwe. Przyznaj, że ją, ugryzłeś. — warknął Derek, zbierając się na atak.

— Mówi prawdę. — odparłam, stając naprzeciw bruneta — Żaden druid nie zna odpowiedzi na mój przypadek.

𝓝𝓲𝓬𝓸𝓵𝓮𝓺𝔁

Stracona | Derek Hale (W trakcie poprawek)Where stories live. Discover now