«23»

247 9 9
                                    


— Rachel! — Usłyszałam ponownie ten sam głos, lecz trochę bardziej wyraźnie — Rachel! Obudź się! — Był mi bardzo znajomy, aż za bardzo.

Otworzyłam powoli oczy, czyli jednak nie umarłam. Nieznajoma mi osoba stała nade mną, mężczyzna, wnioskując po głosie, lecz twarzy nie mogłam rozpoznać, była jak gdyby wymazana. Rozejrzałam się dookoła, leżałam obok mojego auta, a pode mną czułam mokry i chłodny asfalt. Przejechałam językiem po ustach, czując metaliczny smak krwi, która spływała mi z nosa. Nie widziałam, co się ze mną dzieje, nie mogłam się ruszyć z miejsca, czułam się bezsilna.

— Cholera, chcę do domu — wydusiłam jedynie, zamykając ponownie oczy.

****

Podniosłam się z krzykiem. Durne koszmary.

— Kurwa! — Fuknął ktoś nagle, szybko obróciłam głowę — Witam księżną meneli — przywitał mnie z oklaskami Peter.

— Co jest kurwa?! — Krzyknęłam.

— Ej! Nie tak się wita z osobą, która uratowała twoją upitą dupę z ulicy.

— To byłeś ty? — Zadałam najgłupsze pytanie.

— A kto jak nie ja? Królik Wielkanocny? — Rzucił ironicznie, nalewając wody do szklanki.

Przewróciłam oczami. Spojrzałam na siebie, nie byłam w moich ubraniach, a miejsce, w którym byłam, nie był, ani loftem, ani moim mieszkaniem.

— Gdzie my jesteśmy? — Zapytałam, wstając z łóżka i podchodząc do okna.

Odsłoniłam roletę, za którą ukazał się nie wielki parking, a w tle ciemny, gęsty las. Miejsce wyglądało jak prawie opuszczony motel.

— Nie wiedziałem, gdzie Cię zabrać — wyjaśnił mężczyzna, kiedy rozglądałam się po pomieszczeniu. — Trochę słabe miejsce jak na pierwszą randkę — mrugnął do mnie oczkiem.

— Czy my... — zagryzłam wargę, modląc się, że nic między nami nie zaszło.

— Oh nie — westchnął, kamień spadł mi z serca. — Nie spałem całą noc, musiałem, cię pilnować, żebyś się nie zarzygała.

— Aż tak źle było? — Zapytałam, czując narastający wstyd w sobie.

— Nie wiem, jak to zrobiłaś, że doprowadziłaś się do tego stanu, ale podziwiam — zaśmiałam się lekko.

Chwyciłam mój telefon do ręki, który był na wyczerpaniu baterii. Na ekranie wyświetliło mi się parę połączeń od Scotta i ponad dwadzieścia od taty, westchnęłam jedynie.

— Nie sądzisz, że należą mi się jakieś podziękowania? — Zapytał z tym swoim zadziornym uśmiechem, zwracając moją uwagę.

— Peter, nie prześpię się z tobą — powiedziałam od razu, sama myśl mnie obrzydziła.

— Wielka szkoda — powiedział zawiedziony, w takim razie. Kim jest David? — Zapytał bezpośrednio Peter — Powtarzałaś jego imię i paru innych osób całą noc, przepraszając za wszystko.

— Nie znam nikogo o takim imieniu — odparłam zdenerwowanie.

— Mnie nie okłamiesz Rache — powiedział Peter, podchodząc do mnie. — Uratowałem Cię z tej drogi... Chciałbym znać prawdę, tak wiesz, w ramach podziękowań — westchnął, gładząc mój policzek.

— Ciekawość to pierwszy krok do piekła — rzuciłam, odpychając jego rękę z mojej twarzy.

— Prędzej czy później tam skończę — odpowiedział jedynie. — Lepiej zacznij swoją opowieść, zanim zmienię zdanie.

— Parę lat temu... Skończyliśmy drugą klasę liceum, wszystkie egzaminy zdane, chcieliśmy to uczcić. Pojechaliśmy nad nasze ulubione jezioro w środku lasu. Tamtego dnia nie panowałam nad kontrolą, przez pełnie. — odparłam, a moje ręce zaczęły, się trzęś. — W nocy, kiedy wyszedł księżyc, nie dałam rady. Zmieniłam się, rzuciłam się na nich, moich przyjaciół, jak potwór. Krzyczeli z bólu, płakali, błagali, żebym przestała. Ja naprawdę nie chciałam tego robić. — przerwałam, spojrzałam w stronę mężczyzny, wycierając łzy — Zabiłam ich, wszystkich. Chwile później otrząsnęła się z transu, przemieniłam się w ludzką postać. Podeszłam do Davida, mojego chłopaka, który był moją pierwszą miłością. Leżał w kałuży krwi, nie ruchomo... nie żył, a to wszystko z mojej winy.

****

Weszłam na komendę z nijakim wyrazem twarzy. Kac dalej mi towarzyszył, a do tego wciąż w głowie latała mi rozmowa z Peterem. Wszyscy policjanci przyglądali mi się z uwagą.

— Rachel McCall! — usłyszałam krzyk ojca z drugiego końca posterunku, miałam przerąbane.

Zamknęłam oczy i westchnęłam. Złożyłam ręce jak do modlitwy, licząc, że nie będzie chciał mnie rozszarpać. Przeszłam korytarzem, a wszystkie napotkane osoby patrzyły na mnie ze współczuciem. Byłam głównym tematem na komisariacie, świetnie. Weszłam do jego biura i zamknęłam powoli drzwi.

— Gdzieś ty była? — Zaczął w miarę spokojnie.

— Nigdzie — westchnęłam.

— Powtórzę jeszcze ostatni raz. Gdzie byłaś? — Powtórzył.

— Z jakiej racji mam ci mówić gdzie byłam? — Uniosłam brew do góry, to nie był mój dzień.

— Niepokoisz mnie, odkąd tutaj przyjechaliśmy. Nie odbierasz telefonów! W domu częściej cię nie ma, niż jesteś! Znikasz na kilka dni bez słowa! Co się z tobą dzieje? — Krzyknął.

— Zajmij się swoimi problemami i nie mieszaj się w moje życie — odpowiedziałam.

— Rachel! — Uderzył dłonią o stół.

— Nie mam szesnastu lat. Umiem o siebie zadbać — zakończyłam temat, rzuciłam na biurko jego jedzenie i kluczyki od auta. — Sushi i kawa, tak jak chciałeś.

— Brałaś coś? — Zaskoczył mnie pytaniem, łapiąc za nadgarstek. — Paliłaś? Pytam się!

Wyrwałam swoją dłoń i wyjęłam telefon, który za wibrował dwa razy w kieszeni moich czarnych jeansów. Zignorowałam ojca, który jeszcze bardziej się zdenerwował, omal nie wybuchając z tej złości.

Od: Scott

- Derek żyje.

— Rachel Melisso McCall, czy ty do cholery słucha.. — nie dano, mu było skończyć.

— Muszę iść. Przepraszam — wtrąciłam i szybko wyszłam, trzaskając drzwiami.

Wszyscy skierowali wzrok w moją stronę. Przewróciłam oczami, wtedy interesował mnie tylko on — Derek.

~~~~~~~

Długi rozdział po długiej przerwie, zaraz wlatuje drugi :D

Pozderki dla Was!

PS: Wpadajcie na ig!

𝓝𝓲𝓬𝓸𝓵𝓮𝓺𝔁

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Aug 06, 2023 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Stracona | Derek Hale (W trakcie poprawek)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz