35 || Pogrzeb

4.5K 328 45
                                    

OKEJ, WIĘC PO PROSTU OSTATNIE ROZDZIAŁY (TAK JAK TEN) SĄ DEPRESYJNE, SMUTNE I TAKIE.. SO SAD. NO, ALE CÓŻ…

W DRUGIEJ CZĘŚCI BĘDZIE MNIEJ TYCH DRAMATÓW ITP.PRZEPRASZAM ZA DEPRESYJNE ROZDZIAŁY :C

Niall Horan zmarł dokładnie tydzień po moich pierwszych i jedynych odwiedzinach w jego sali szpitalnej. Odszedł w śnie, z którego po prostu się już nie obudził. Poinformował mnie o tym dostarczony wczesnego ranka SMS, od Dylana. Podał on również datę pogrzebu.

To była dla mnie naprawdę szokująca informacja. Pierwsze co wtedy zrobiłam, było zejście do kuchni i normalne przygotowanie sobie śniadania. W momencie kiedy chciałam przenieść talerz z kanapkami na stół, upuściłam go pozwalając smutkowi przejąć panowanie nad moim ciałem i myślami.

Niall Horan zmarł. Zmarł przeze mnie.

Siedziałam na zimnej podłodze kuchennej przez godzinę. Nie płakałam, nie wydawałam z siebie żadnego dźwięku. Jednak doskonale czułam niewidzialny kamień na swojej klatce piersiowej.

Cały dzień spędziłam na bezsensownym krzątaniu się po domu. Ojciec był w pracy, więc korzystałam z samotności.

Taki obrót sytuacji jedynie upewnił mnie w przekonaniu co do wyjazdu na studia. Nie mogłam dłużej tu zostać. Udało mi się więc wysłać pełne pewności podanie o przyjęcie do CCNY. Czułam, że była to pierwsza dobra decyzja którą podjęłam od paru tygodni.

– Wszystko w porządku? – spytał Blaze, przez telefon tego wieczora.

– Tak.

– Na pewno?

– Nie. – sapnęłam w słuchawkę, zakrywając dłonią oczy.

– Mam przyjechać?

– Nie, poradzę sobie, naprawdę. – pokiwałam głową, choć wiedziałam, ze nie jest w stanie tego zobaczyć.

– Okej.

– Okej.

Dosłownie taką samą rozmowę przeprowadziłam godzinę później z Elly. Martwili się, a ja tego nie chciałam. Musiałam sama zmierzyć się z tym co się stało i zrobić krok na przód.

Trzy dni później, w dzień pogrzebu, kiedy prasowałam swoją czarną sukienkę, dostałam zaświadczenie mailowe o przyjęciu do Collegu. Mimo ponurego dnia i uroczystości jaka miała się odbyć, czułam szczęście. I możecie myśleć, że było to samolubne, ale ten właśnie mail był moim nowym początkiem.

Około dwunastej, kiedy nad Anglią zebrały się czarne chmury, pod mój dom przyjechał Dylan. Tylko z nim utrzymywałam jako taki kontakt. Pisaliśmy ze sobą, informując o stanie rzeczy.

Ubrany w czarny garnitur siedział za kierownicą. Ja, w swojej luźnej, czarnej sukience, skórzanej kurtce tego samego koloru i trampkach na nogach już po chwili zajęłam miejsce obok niego. Na kolanach trzymałam białą różę.

Jadąc, pomiędzy nami panowała cisza. Zresztą, o czym mielibyśmy rozmawiać? Co tam u ciebie, prócz tego, że właśnie jedziemy na pogrzeb twojego przyjaciela?

Kiedy zatrzymaliśmy się na parkingu pod cmentarzem, poczułam mdłości. Przy małej kapliczce zebrało się już dość sporo osób i mogłam słyszeć dźwięki rozpoczętej ceremonii. Dylan obszedł auto, otwierając drzwi od mojej strony i pomógł mi wysiąść. Musiałam wytrzymać, bez łez i paniki. Minutę później Dylan użyczył mi zgiętej na wpół ręki, a ja chwyciłam go pod łokciem  powoli ruszyliśmy w stronę zgromadzenia. Trzymałam różę tak, że czułam jak jeden kolec wbija się w mój palec, jednak nie przejmowałam się tym. Dylan natomiast w wolnej ręce niósł małą świeczkę i zapalniczkę.

Darkness - Harry Styles FanfictionWhere stories live. Discover now