05 || Psychopata

8.1K 442 15
                                    

Jadąc autem wraz z Niallem, czułam rosnące ciśnienie. Atmosfera była niezwykle gęsta i wręcz mogłam usłyszeć jak mocno bije moje serce. Siedziałam wyprostowana, kurczowo trzymając pomiędzy nogami torbę z książkami.

Niall co chwila  patrzył na mnie ukosem i otwierał usta jakby chciał coś powiedzieć, jednak do tej pory żadne słowo nie wyszło z jego ust.

– Pamiętasz, kiedy powiedziałem, że nie musisz się mnie bać? – zapytał, wpatrując się w jezdnie – Nie kłamałem – powiedział, tak, jakby odkrył Amerykę.

Mimowolnie na moich ustach pojawił się uśmiech. Niall zadowolony z siebie, spojrzał na mnie odwzajemniając ten gest.

– Więc, skąd wiedziałeś gdzie pracuję? – zapytałam, gdyż  ta myśl nie dawała mi spokoju.

Zmarszczył brwi zastanawiając się nad odpowiedzią.

– Mamy swoje sposoby – powiedział, jak najbardziej okrążając dosłowną odpowiedź.

– Mamy? – zapytałam.

– Harry ma. – pokiwał głową, chrząkając znacząco.

Och.

Śledził mnie? A może prowadzi jakąś zawziętą kartotekę, na mój temat? Ile jeszcze Harry i Jego Banda o mnie wiedzą? Mój rozmiar buta, stanika?

Przetarłam dłonią oczy, przyswajając zdobyte informacje. Nagle mnie oświeciło. Po co Niall jedzie do Etny? Spojrzałam na niego spod byka, chcąc wydobyć z niego informacje, jednak w tym samym momencie samochód zatrzymał się na parkingu.

Niall przekręcił kluczyk w stacyjce i wyszedł z auta, okrążając go. Gdy odpinałam pasy, on otworzył drzwi uśmiechając się delikatnie.

Czy on naprawdę porwał mnie kilka dni temu? Wygląda na normalnego nastolatka, chodzącego na randki a nie ganiającego z pistoletem.

– Nie wyglądasz na złego – mruknęłam cicho, gdy starałam się wygramolić z samochodu.

Mój brak gracji mi w tym nie pomagał.

– Może nie jestem?

Spojrzałam na niego, zakładając torbę na ramię. Posłałam mu ciepły uśmiech i oboje ruszyliśmy do wejścia.

Etna była zwykłą barową knajpką, przy drodze.  W środku wyglądała, jak stara amerykańska restauracja. Jasne ściany, ciemno drewniana podłoga i zwisające z sufitu brązowe lampy. Przy ścianie naprzeciwko wejścia znajdowała się długa lada, wraz z wejściem na zaplecze. Ogółem, wszystkie miejsca siedzące zostały podzielone na boksy. W każdy znajdowały się minimum cztery miejsca siedzące i metalowy, kwadratowy stolik.

– Trish, skarbie! – usłyszałam lekko zmęczony, ale wyraźnie podekscytowany głos, mojej pracodawczyni, mamy Blazea, pani Jackson.

– Dzień dobry – uśmiechnęłam się do niej.

Knajpa, może i nie była jakiejś wysokiej jakości, ale można było wyczuć tutaj rodzinną atmosferę i osobiście wolałam takie lokale niż jakiś drogie, lśniące restauracje.

– Dzięki za podwózkę – zwróciłam się do Nialla.

 – Nie ma sprawy – powiedział, po czym zajął miejsce w jednym boksie.

Dzisiejszego dnia było dość sporo ludzi. Ich rozmowy zlewały się w jedną całość tworząc tym samy zwykły, głośny szmer. Co jakiś czas ktoś wybuchał śmiechem, lub podchodził do lady z własną sprawą.

Skierowałam się na zaplecze. Szybko powiesiłam torbę na wieszaku, ściągając również skórzaną kurtkę. Chwyciłam za biało czerwony fartuch i ubierając go wyszłam z tyłów knajpy.

Darkness - Harry Styles FanfictionWhere stories live. Discover now