Pov Aimee- Wyglądasz prześlicznie - mówi do mnie konsultantka ślubna gdy stoję na podwyższeniu ubrana w moją suknię ślubną. Louis siedzi na przeciwko mnie i widać, że nie jest zbytnio zadowolony. Chyba pożałował, że dał mi w tej kwestii wolną rękę.
- A mniej wydekoltowanych i z nieprześwitującym gorsetem to nie było? - spacjalnie zamówiłam taką suknie żeby mu zrobić na złość. A teraz nawet jakby chciał coś zrobić to nie da rady, bo ta sukienka była szyta na miarę i z kolejną by już nie zdążyli. Niech chociaż to mu nie pójdzie po jego myśli.
- W ostateczności pani mogłaby założyć bolerko, ale jest tak wysoka temperatura i nie zapowiada się na zmianę, więc wątpię by czuła się komfortowo - odzywa się kobieta po trzydziestce. Szczupała blondynka najwyraźniej wystraszona złym humorem Louisa. Widocznie doskonale zdaję sobie sprawę z tego kim on jest.
- Aimee musisz się tego dnia czuć komfortowo, więc jeśli jej to odpowiada to ja nie mam żadnych zastrzeżeń - jestem zaskoczona, że tak łatwo odpuszcza. Spodziewałam się większej ilości pretensji. - Przynieś pasujące do tego dodatki, mają być najlepsze.
Blondynka prawie biegnie jak tylko słyszy rozkaz Louisa. Wygląda to dla mnie bardzo komicznie.
- Wykazałeś się ogromnym wyrozumieniem. Wziąłeś jakieś tabletki na nerwy czy co? - nie potrafię się powstrzymać przed zadaniem tego pytania. Robię dzisiaj wszystko żeby tylko grać mu na nerwach, a on zachowuje niepokojący już spokój.
Zupełnie jakby ktoś go podmienił.
- Nie, po prostu się cieszę, że już za dwa tygodnie będzie nasz ślub - akurat mnie tą informacja nie napawa zbytnio optymizmem. - Osiągnę to co już dawno chciałem.
- To żadne osiągnięcie, zwyczajnie mnie do tego zmusisz wykorzystując swoją przewagę... - zatrzymuje swoją wypowiedź, bo wraca konsultantka z welonem i diademem. Na pierwsze mogę się jeszcze zgodzić, ale na te drugie go na pewno nie.
Po dwudziestu minutach spierania się z Louis'em, że wystarczą mi do tej sukni jedynie buty i welon wychodzimy wreszcie z tego salonu. Można powiedzieć, że to ja postawiłam na swoim, bo zgodziłam się jedynie, że założę dodatkowo jeden z moich brylantowych naszyjników. Tak powinno być wystarczająco elegancko.
- I jeśli po dzisiejszym dniu jeszcze raz od ciebie usłyszę, że nie liczę się z twoim zdaniem to chyba ci przyłożę - komunikuje mi Louis jak już siedzimy w samochodzie.
- Jednorazowe sytuacje się nie liczą - co z tego, że pozwolił mi wybrać suknie. Wolałabym żeby tego cholernego ślubu nie było.
- Obyś nie zrobiła się jeszcze bardziej marudna, bo chyba oszaleje. Za bardzo cię rozpieściłem to teraz mam nauczkę - oznajmia, ale po jego tonie i wyrazie twarzy widzę, że żartuję. Ma dobry humor.
- Nie musisz się ze mną żenić. Masz jeszcze czas żeby to odwołać - nie wiem już który raz mu to mówię.
- Zapomnij - a on odpowiada tak samo.
Louis wjeżdża na naszą posesję i widzę dwa ciemne samochody. Wydaje mi się, że już kiedyś gdzieś je widziałam.
- Mamy kłopoty? - pytam Louisa, bo niespodziewane odwiedziny nigdy nie wróżą nic dobrego.
- Nie jestem pewien. Masz swój pistolet?
Na szczęście jak zwykle znajduje się on w mojej torebce.
Im więcej waszych konkretnych komentarzy tym szybciej kolejny rozdział
YOU ARE READING
Zapach krwi
FanfictionNigdy nie czułam żadnej potrzeby zmiany swojego życia. Było mi dobrze, bo nie znałam niczego innego. Było mi dobrze. Aż do dziś