24

1.5K 81 6
                                    


Pov Aimee

Louis swoją wściekłość przelew na moją dłoń którą niemiłosiernie ściska. Zaciskam zęby i nie pokazuje swojego bólu, dobrze robię, bo szatyn po krótkiej chwili się opamiętuje i poluźnia swój uścisk dodatkowo kciukiem rozmasowuje wierzch mojej dłoni.

- Oczywiście, że nie za tego nieudacznika. Aimee zasługuje na kogoś dużo lepszego, a to oznacza, że na mnie - Marie robi zaskoczoną minę, a jeszcze zupełnie tak niedawno mówiła, że Louis powinien się ze mną ożenić. Niektórym naprawdę jest ciężko dogodzić.

- Z ogromną przyjemnością się tym zajmę. Jednak myślę, że to Aimee powinna podejmować wszelkie decyzję związane z tą uroczystością.

- Pani Aimee - poprawia ją Louis. - Z dniem dzisiejszym Aimee staje się moją narzeczoną i chcę żeby okazywano jej należy szacunek, a nie jak dotychczas - szczerze to nie mam pojęcia o czym on mówi. Pracownicy od zawsze zwracali się do mnie po imieniu, bo właśnie ja sama ich o to prosiłam. Od wszystkich jestem młodsza, więc głupio by to wyglądało gdyby tytułowali mnie per pani. - A teraz kochanie pójdziemy do jadalni na śniadanie, to nie jest miejsce, w którym powinniśmy spożywać posiłki.

Dlaczego on musi taki być? Wolałabym go bardziej wyluzowanego.

Idę jednak razem z nim do tej jadalni. Wiem, że on lubi jeść w spokoju, ale dziś nie będzie mu to dane.

Siadamy na tych samych miejscach co zawsze.

- Nie wiem czy zauważyłeś, ale żyjemy w dwudziestym pierwszym wieku i obecnie już nie zmusza się kobiet do ślubu. A tym bardziej w tej sytuacji, w której się znajdujemy, przecież masz mnie na wyłączność i ta farsa nic ci nie da - próbuje mu logicznie wytłumaczyć, że to małżeństwo nie ma sensu. A przynajmniej na razie.

- Ale tobie da. Poza tym ostatni nawet słowem się nie chciałaś do mnie odezwać, a teraz rozmawiamy. Wolę już wysłuchiwać twoje pretensje niż znosić obojętność - jego tok myślenia jest zadziwiający, nigdy czegoś takiego jak on bym nie wymyśliła.

- Obiecuję, że już normalnie będę z tobą rozmowiać, ale odwołaj to wszystko. A jeżeli aż tak bardzo zależy ci na tym ślubie to możemy się przecież pobrać za jakieś pięć lat - będę wtedy miała dwadzieścia dwa lata. Chociaż moim zdaniem to i tak będzie zbyt młody wiek na wiązanie się na całe życie.

- Zapomnij - odpowiada, a następnie bierze się za jedzenie, które przyniosła Marie.

Biorę głęboki wdech, ale to mi w ogóle nie pomaga. A może jeszcze bardziej rozdrażnia.

- Skoro tak to będziesz musiał mnie zaciągnąć przed ołtarz, ale nawet jeśli przystawisz mi pistolet do głowy to nie usłyszysz z moich ust słów przysięgi! - nie powinnam tego mówić tak głośno i to jeszcze w towarzystwie naszej służącej, ale nie mogę już tłmasić w sobie tych negatywnych emocji.

On chyba nie rozumie mojego nastroju, bo chwyta mnie za ramię, a następnie pociąga w swoją stronę tak, że prawie spadam z krzesła.

- Jeśli tylko odwaliłabyś coś takiego to mimo tego, że kocham cię jak cholera to udusiłbym cię gołymi rękoma na oczach wszystkich przy których mnie upokorzyłaś.

Im więcej waszych konkretnych komentarzy tym szybciej kolejny rozdział. Nie wykluczam, że nawet dziś.

Zapach krwiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz