20

1.6K 73 11
                                    


Pov Aimee

Nie potrafię przestać myśleć o tym czego się dowiedziałam o śmierci papcia. Jestem też na siebie wściekła, że wcześniej nic nie zauważyłam. Nie znałam wtedy Louisa, ale łatwo można było zauważyć, że on nie okazywał żadnego żalu po śmierci swojego ojca. Kilka razy nawet widziałam jak się wtedy uśmiechał, ale sądziłam, że on po prostu w inny sposób okazuje emocje. Poza tym wtedy byłam zbyt wystraszona i pogrążona w bólu.

Wiem, że Louis oczekuje iż wszystko między nami pozostanie po staremu. Wiem, że będzie to ode mnie egzekwować, ale ja nie mam pojęcia czy zdołam to zrobić. Przez dwa dni zręcznie go unikałam podając mu coraz to nowe wymówki czemu nie mogę spędzać z nim czasu. On na razie je przyjmuje, ale zdaję sobie sprawę z tego, że długo to nie potrwa.

Wkrótce wybuchnie i zażąda tego co wydaje mu się, że do niego należy.

- Może wezwe lekarza? - zadaje mi to pytanie Marie po wejściu do mojego pokoju. - Nie wyglądasz dobrze, zawsze byłaś blada, ale teraz to już jest niepokojące. Nie jesz też.

Chciałabym tak jak ona móc się przejmować tak błachymi sprawami. Ja niestety mam na głowie te gorsze.

- Nie ma takiej potrzeby, już lepiej się czuje, to tylko chwilowa niedyspozycja - kłamie sądząc, że mi uwierzyć. Jestem dobra w tej sztuce, więc nie powinna mieć jakichś wątpliwości.

- Może poinformuje o tym pana, on na pewno chciałby wiedzieć takie rzeczy.

Cholera, ona nie może tego zrobić. Chociaż jestem osłabiona przez to, że długo nie jadła i tak naprawdę też nie piłam, ale szybko podnoszę się z łóżka.

- Nie zwracaj mu tym głowy. Ma dużo ważniejsze sprawy do załatwienia niż ja. A poza tym to nabrałam wielkiej ochoty na spacer.

Wkładam na usta uśmiech i wychodzę ze swojego pokoju. Może ten spacer to jest dobry pomysł, przynajmniej odetchnę sobie świeżym powietrzem. Docieram do drzwi wyjściowych, ale nie mogę przez nie wyjść, bo przeszkadza mi jedne z pracowników Louisa. To Brian, przyjechał razem z szatynem z Londynu.

- Przesuń się! - rozukazuje mu. Jakoś nigdy nie pałałam do niego sympatią.

- Bardzo mi przykro, ale nie mogę tego zrobić. Ma pani zakaz opuszczania domu, a tym bardziej samej.

Mam ochotę się z całej siły zamachnąć i strzelić go w mordę tak, że zaleje się krwią. Nie robię tego jednak, odwracam się na pięcie i idę do gabinetu Louisa.

Wpadam tam bez pukania, bo on ostatnio robi tak samo. Odrywa wzrok od ekranu laptopa i spogląda na mnie.

- Ogromnie się cieszę, że postanowiłaś mnie wreszcie zaszczycić swoją obecnością. Jestem z tego faktu bardzo zadowolony - on wyraźnie ze mnie kpi chociaż wie jak tego nie znoszę. Nie pozwolę mi dłużej na to.

- Dlaczego nie mogę opuszczać domu, co takiego złego zrobiłam? - zbliża się do niego.

- Ależ nic, po prostu uznałem, że skoro jesteś tak bardzo zajęta, że nie możesz mi poświęcić nawet chwili to nie ma sensu być traciła swój cenny czas na jakieś nieistotne spacery, lepej będzie jak wtedy będziesz przychodzić do mnie - czyli tak zdecydował się mnie ukarać. On dobrze wie, że mam ogromną potrzebę wolności i zdecydował się mi ją ograniczyć.

Ja jednak tak łatwo nie dam za wygraną.

Siadam na krześle na przeciwko niego.

- Ostatnio zastanawiałam się nad moim życiem i doszłam do wniosku, że chciałabym zmienić szkołe i wyjechać do jakiejś, która znajduje się bardzo daleko od naszego domu.

Jak się postaracie i będą konkretne komentarze to następny dostaniecie jeszcze dziś.

Zapach krwiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz