8.

1.3K 123 14
                                    

- No nie wiem, Psotniku... Ten projekt jest pilny i... - Zaczął Stark, początkowo na nich nie patrząc, lecz kiedy zwrócił swój wzrok na Valiego, a potem twarz Lokiego... Westchnął głęboko wiedząc, że nie powinien odchodzić. Chłopiec przecież nadal był mały, a Psotnik anorektycznie chudy i lekko niestabilny psychicznie, więc mógł się trochę poświęcić i z uśmiechem pomóc utulać bożkowi malca, co zresztą zrobił.

Niecałe pół godziny później zamykał już drzwi od pokoju Lokiego, wraz z tymże mężczyzną, bożkiem u boku.

- No to jak, Jelonku? Nadal mam zostać? Bo ja mogę... Jeśli przeniesiemy się na kanapę. Inaczej sobie pójdę. - Zastrzegł. 

- Tak, dobrze... - Mruknąłem tu i z lekka zawiedziony, tą nieco inną niż zaledwie... przed jedną chwilą postawą... Pomógł co prawda z Valim, ale źle, że nagle chłodny. W tym problem, taki... On chyba wie, tylko czy wykorzysta też wiedzę? Ale...Taki chce czegoś więcej? Tu zaczyna się problem... Nie wiem.

Poszedłem z nim do salonu tako i siadając jak zawsze w rogu niemałej kanapy. Milczałem...

- Nie podoba mi się to, Lolo. - Oświadczył Tony, siadając na kanapie ponad metr od Lokiego, z kubkiem kawy w dłoni.

Whisky... cudowne whisky nie miał już w dłoni od ponad dwóch tygodni. Wino... od tygodnia. A o drinku nie miał nawet co marzyć. I to wszystko dla kogoś, kto reaguje alergicznie na nawet najmniejszy jego dotyk. Bo co złego jest w zwykłym rozmasowaniu zbyt długo spiętych mięśni?

Stark westchnął ciężko, podając bożkowi czarny kubek z zieloną herbatą, której ten nie chciał, dopóki nie dostał i tak było z większością rzeczy, które mu dawał. Bo Loki nie chciał niczego dla siebie, a jedynym, kto się tu liczył, był Vali. I to nie było dobre i sprawiało, że jeszcze trudniej było dostrzec, kiedy coś było nie tak dla samego Psotnika. W kuchni tak właśnie było, i teraz również. Tylko tak trudno jest dostrzec co że aż korciło Starka, aby po prostu zejść na dół, upić się, zapomnieć o całym zdarzeniu, a rano znów być... dobrym gospodarzem. Tyle, że wtedy też coś będzie nie tak, tylko... Co? Co?! Co?!!

- Loki... Powiesz mi w końcu, czego chcesz? Czego oczekujesz? Ja nie gryzę, naprawdę. A może nawet postaram się ci to dać... Właściwie jestem prawie pewien, że ci to dam. Nie mogę co prawda zrobić wszystkiego, ale mam naprawdę duże możliwości, geniusz... Zależy mi Psotniku żebyś czuł się tu lepiej i uśmiechał czasem. Szczególnie do mnie. No to? Wyobraź sobie, że jesteśmy w bajce, ja jestem złotą rybką, a ty rybakiem. Albo ja Dżinem, ty Aladynem. I jak w tej drugiej możesz mieć wiele życzeń, ale jedno musi być tym najważniejszym. Co to będzie Śnieżko?

Czego? Życia... Takiego jak przed laty, nim rozpocząłem... przeklęty atak, który zaciągnął mnie na to samo dno i nie pozwala się wybić. Celu jednego, maleńkiego, co... i przez mrok zaprowadzi... Sensu nawet nikłego, mogącego zmienić takie postrzeganie i przywrócić wierne szczęście raz na zawsze. Oddać bezpieczeństwo, którego... ja już na skórze nie czuję... Czego? Snu spokojnego, czystości ciała, by tu ten ból ustąpił, nie katował swoją formą i myślą. Czego? Siły, a tako słów, co się same... na usta cisną, nie powstrzymane przez niczyje spojrzenie, ręce czy mowę ciała... Czego? Łez utrzymania w swych kanałach, tak by nie płynęły nigdy bez zezwolenia... Masek licznych, zacierających ból i chyba odwagi, która pozwoli władać... na powrót kłamstwem, sprzeciwem. Krzyku, co tako opanuje płuca i Starkowi wykrzyczy prosto w twarz. Czego tak naprawdę chcę... To tu wiele?

- Nie chcę już niczego, Anthony...

- Loki. - Szepnął Stark wręcz czule, odkładając swój kubek na blat stołu, żeby mieć wolne ręce, choć nie dotknie nimi Psotnika, by go nie wystraszyć. Niech to szlag. Naprawdę nie wiedział, co ma zrobić.

Wygnanie | Frostiron Where stories live. Discover now