2.

1.5K 173 19
                                    

Zgodziłem się, na tę część i pierwszą, bo tako i zgoła dziwnie stać przed nim nago niemal... Wyszedł, a też drzwi zamknąłem, żeby więcej teraz takich sytuacji nie było, acz jeśli synka skrzywdził... Taki to już spokojny nie będę nigdy więcej. Szaty zbyt duże, że i obojczyk widać, ramiona... Vali już przyzwyczajony wszak też i innego mnie nie widział... nie poznał i to się z pewnością nie zmieni. Może to tak lepiej?

Czarne dresowe spodnie i zbyt duża bluzka tego samego koloru z logo Stark Industrii wydawały się tylko podkreślać to jak bardzo Loki był teraz wychudzony i blady. Nie zakrywały też zbytnio nie zabliźnionych ran na jego ramionach. Choć te czarne włosy... według Starka lepiej by wyglądały spięte, najlepiej w kok.
- To co? Idziemy, Jelonku?

- Nie nazywaj mnie tak. – Mruknąłem, bo i Vali źle się osłucha i też tako mówić zacznie, a jak tako do Ojca? Nie, na to przecież nie pozwoli, zaś głosu z byle powodu na synka podnosić nie chce... Westchnąłem idąc jego śladem, bo ten gdzie malec jest wie dobrze.

- No nie... – Jęknął Tony udając smutek. – Czemu Rogasiu? Moja księżniczko, Śnieżko, Śnieżynko?

- Przestań. – Warknąłem, na to zachowanie jego, bo i jako śmie podobnie się zwracać? Na to nigdy nie pozwoli, nawet jeśli nie mam sił, to honor wciąż taki sam, a duma jeszcze większa niźli wcześniej... – Jeszcze słowo, a... Wyrwę Ci język.

- Oj, już dobrze... Nie obrażaj się Jelonku. Złość piękności szkodzi.

- Przestań... – Ostrzegłem jeszcze, a słowo jedno i nie wytrzymam, jako wiem dobrze, czym to się skończy.

- Już... Jestem cicho. Chcesz koka? – Spytał pogodnie Tony wchodząc wraz z bożkiem do salonu.

- Co? – Mruknąłem, bo przecie jakie to znaczenie miało, sens, cokolwiek? Nie rozumiałem, ale liczył się Skarb, który bajki oglądał.

- No... Koka? Wiesz to takie spięcie włosów z tyłu głowy. Pasowało by ci i ułatwiło mi znacznie opatrywanie ran. To jak? Dobra. Nie mów. Pójdę po apteczkę, a ty się namyślisz Jelonku. – Mruknął Stark, puścił do bożka oczko i zniknął w drzwiach kuchni.

Westchnąłem, na te słowa i też splątałem w luźny jak to nazwał kok... Dziwnie to i wyglądać musiało, a rany i blizny na karku i szyi odkryło, co synowi zaoszczędzić chciałem. Nie udało się...
- Tata, tu chodź. – Szepnął Vali, a rączką zachęcił lekko.


Tony wziął z kuchni apteczkę, którą kiedyś, po którejś z akcji, zostawił tu Bruce. Profesjonalną i w pełni dopasowaną do opatrywanie przeróżnych ran. Zrobił też herbaty dla bożków i kolejną kawę dla siebie, a kuchnie ogołocił już zupełnie z ciastek, więc polecił Jarvisowi kupić kolejne i inne słodycze, zwłaszcza te zdrowe i dla dziecka.
Wrócił do salonu. Tacę z jedzeniem i napojami postawił na stoliku przed kanapą, a sam usiadł na jej podłokietniku. Jelonek powinien chyba w końcu docenić jego dobre chęci, prawda?
- Czyli chciałeś koka Loki. – Zaczął wynalazca najwyraźniej dumny z siebie. – Odwróć się do mnie plecami Jelonku. – Polecił mu łagodnie. – Misio już doszedł mały? – Spytał naprawdę od dawnych, dawnych czasów  będąc miłym, aż tak długo, ale to była już  zbyt drażliwa sytuacja aby pozwolił sobie na żarty, czy chumory. Cholerny bożek i ten uroczy malec... go roztopili. Ciekawe czy Cap by w to uwierzył? Ale właśnie był przykładnym chrześcijaninem. Powinien być z niego dumny.

Vali... w dłoniach trzymał niedużą maskotkę, ale do prawdy miękką, co też już... zauważyć zdążyłem, bo... czarnowłosy ją do ramienia mojego przykładał, aby na kolana się dostać i tam głowkę na piersi oprzeć... Co do tego nie miał okazji, by tak się wtulić, a oglądać kolorowy ekran. Przyjemne to poczucie, że jest blisko... Zapalnik tylko, w umyśle się włączył kiedy to i palce te po ciastka sięgnąć z zawziętością chciały, bo też... Brzuch rozboli, a... jeszcze o jakie wymioty przysporzy. Nie, On chleba kawałek zjeść już winien... Nie zaś to. Lekuchno westchnąłem na... spojrzenie oczu zielonych, bo i co dalej?
- Tati mogę? – Spytał, ale tako drobnym języczkiem mleczną czekoladę musnął. Skinąłem...

- Ej! Nie ignorujcie mnie... – Poskarżył się Stark niczym małe, obrażone dziecko. – Smacznego Vali, a ty Loki siadaj do mnie plecami. Bo jak zakażenie się wda to będę musiał wołać Bruca, a w tedy może już nie być tak wesoło. – Ostrzegł łagodnie.

- Grozisz mi? – Mruknąłem, bo i racja taka, że... Zdało się to wielce, a nawet... bardziej niż prawdopodobne. Straszyć tu i też synka nie chciałem, to... Nie obróciłem się, ale i tak miał dostęp do pleców. Tak?

- Nie Jelonku. Skąd u ciebie takie brzydkie myśli? A jak cię poproszę to się odwrócisz? Prooooszę. – Jęknął do uszka bożka nim dodał szeptem. – Jak się odwrócisz to oszczędzisz Valiemu tego widoku. Loki... ja chcę dobrze. – Dokończył ciągnąc lekko za jeden z kosmyków czarnych włosów.

- Daj mi spokój. – Warknąłem, z lekka gładząc włos chłopca, który przymierzał się lekko do zjedzenia drugiego ciastka. To ostatnie, więc oko... niejako tu przymknąć mogę, co maluch wyczuł. Wtuliłem syna do się bardziej... Tęskniłem wielce.

- Dam... Jak mnie posłuchasz, miałeś mnie słuchać. Pamiętasz Psotniku? – Spytał cicho zdejmując gumkę z jego włosów, aby samemu zrobić z nich koka. Nie chciał go straszyć... ale powoli tracił wybór. Loki był zdecydowanie zbyt uparty, koziołek.
– Od razu lepiej. - Mruknął przyglądając się swojemu dziełu.

Sam dotyk był okropny, a i w rzeczy samej obcy, tak inny i nieprzyjemny... Chciałbym już odzyskać ten respekt, wiarę i to co ludzi takich jak właśnie Stark odpędzało... Szacunek. Odwróciłem się dla synka...

Geniusz poczuł jak chude ciało spina się lekko i drży pod jego dotykiem, choć udał że nic nie zauważył. Zamiast tego odsunął się trochę od czarnowłosego i ostrożnie podwinął jego bluzkę.
- Grzeczny chłopiec. – Mruknął cicho otwierając apteczkę. – Teraz trochę zaboli Loki, ale muszę ci je przemyć i odkazić. Potem nałożę ci maść ze znieczuleniem i poprawiające szybkość gojenia się ran.

- Tata... boli? – Spytał malec, a znów do ust paluszek z lekka drobny włożył, na tę... chwilę odrywając się od bajki... Rzecz w tym, że nie chciałem by, ten się przejmował. Zbyt młody... Vali jednak, stał się na takie widoki odporny, nie do końca. Słysząc jednak to co działo się na ekranie... Czarnowłosy nie wytrzymał i odwrócił się znów przodem do telewizora. Pocałunek, ze smokiem, który z wyglądu przypomina zwykłą jaszczurkę. Śmiech się cichy przedarł, maluszka tu szczery... Na ustach moich... tako na tę melodię pojawił się uśmiech. Bolało, to i odskoczyłem...

- Loki. Jezu. Spokojnie. – Zawołał Stark widząc jak Vali odskakuje w górę przez nagły ruch ojca. Tym razem Tony mógł pogratulować siły Psotnikowi - bo chłopiec z pewnością spadł by z kanapy i uderzył głową w stół – sobie zaś refleksu, kiedy zdążył go złapać.

Chłopiec spiął się cały, a i do Ojca na kolanka chciał wrócić. Co się działo nie rozumiał, bo bają zajęty skupił... się w pełni na czymś innym. Ten Pan go teraz trzymał... Vali tak z jego ramion na kanapę wskoczył, a znów do taty wrócił. Wina to... Jego Ojca? Przecież. Czemu?
- Tati, co mi robisz? Upadnę. – Poskarżył się na co i tu serce w piersi... zabolało. Nie tak...

- To właściwie moja wina sorku. – Mruknął Tony pakując apteczkę. Nie mógł odłożyć na jutro, czy choćby na kilka godzin opatrywania tych ran, ale na trochę... Musiał. Potrzebował rady od prawdziwego lekarza.
- Wrócimy do tego Jelonku niedługo, więc nie myśl że ci się upiekło. – Ostrzegł pogodnym głosem opuszczając bluzkę czarnowłosego, tak by ponownie zakryła rany na plecach.
- Zaraz wracam. – Mruknął jeszcze wychodząc z salonu. Musiał zadzwonić do Bruca i poradzić się go ile morfiny dał by anorektykowi. Bo powtórki, ani testów na Rogasiu geniusz jakoś sobie nie wyobrażał.

Od Autorki publikującej:
× Jeśli uważasz tą książkę za godną polecenia proszę o pozostawienie gwiazdki.
× Jeśli masz uwagi możesz podzielić się nimi w komentarzu
× Jeśli chcesz mnie zmotywować do pracy i szybszego wstawiania rozdziałów zostaw komentarz i gwiazdkę.
Szkoła męczy, zwłaszcza klasa maturalna dlatego nie denerwujcie się proszę, że tak żadko są rozdziały i zrozumcie, że jeśli chcecie mieć je częściej to musicie mi w tym nieco pomóc. Przygotowania do matury zabierają wiele energii.

Wygnanie | Frostiron Where stories live. Discover now