5.

1.8K 136 38
                                    

Niepokojem znów zdjęty lekko oko jedno, potem zaś i drugie uchyliłem... Zmęczenie nadal obecne, acz nie srogie, co też ciało... rozrywa, jedynie... jego cień w poszlakach na skórze się ostał bez zmiany. Jedna ta noc pośród innych przespana i Vali u boku, w pierś wtulony... Skarb, spał spokojnie, o czym i usta lekuchno rozchylone, tu i nosek zmarszczony, a włoski czarne rozwiane, splątane na materiale... To naturalna rzecz, acz obca dla kogoś.... Kto tako krwią splamił nie tylko ręce. W tej chwili nie ma niczego, co bardziej przy życiu od synka trzymało, a On... pociechą nad niebem, światem, życiem. Ten już głodu, chłodu, bólu zaznał, acz tako młody... Z winy Ojca. Kto więc syna krzywdzi? Nikt jeśli to stworzonko nie ślubne. Rączką poruszył, zaciskając piąstki na kocu. Budził się już. Ziewnął, mlasnął usteczkami, by i oczka otworzyć zaspane.
- Tati, mój mami... – Szepnął w tym przekonany. I też nie mylił się... Skinąłem, zgadzając na co ten wtulił się ufniej tako... jeszcze, a to możliwe? Z tym Malcem wszystko... nie nikt tu zaprzeczy. Sam stwierdziłem, iż lepiej teraz póki brunet śpi coś zjeść... Tak też się stało... Ja chleba troszkę, acz Vali tu jajecznicy? Zająłem się... zaś chłopczyk talerzyki roznieść miał na stolik. Coś poszło nie tak... Upuścił, serce stanęło. 

Brzęknęło, upadło, pękły obydwa. A każdy na kilka mniejszych, większych kawałków. Wabiąc do kuchni  gospodarza wierzy, który już za zapachem miłym jak szedł zaspany do niej jak po sznurku.
Stark zamrugał kilkakrotnie stając w drzwiach i oczy przetarł usiłując zrozumieć co właśnie zaszło w jego kuchni. Loki stał nad patelnią smażąc jajecznica, a junior... Talerze robić musiał i stąd rumor powstał. Powinien zebrać te odłamki i sprawdzić, czy mały nie skaleczył się czasem. Zanotował otępiały od snu umysł geniusza. 

- Vali? – Szepnąłem smętnie, bezgłośnie, a usta wykrzywiły się w lekkim grymasie... Mały rozbił, zniszczył, zaś jako je... oddam? Obawiał się, że stanie się mu krzywda, acz kiedy tak gospodarz się tu zjawił... Nie ma nawet pięciu wiosen, a... Zdjąłem z palnika to naczynie, by do synka w dwóch susach przystąpić, objąć, jako ciałem przysłonić. Wystraszył się. On wie jaka jest kara... Skrzywdzi. Wzrok na Starka podniosłem... Oczy zaś mówiły: „Uderz mnie, ale zostaw synka, Niewinny.".

Taki obrót spraw postawił Starka na nogi dużo szybciej niż mocna kawa. Naprawdę? Czy on wyglądał jak jakiś sadysta? Okey... może czasem nie liczył się z uczuciami innych, może często. Ale nie skrzywdził by dziecka. Nie był bohaterem, ale nie był też potworem. Przykucnął przed nimi, przed tą kupką porcelany ze zmarszczonymi brwiami przyglądając się Lokiemu.
- Naprawdę Jelonku? Za kogo ty mnie masz co? Myślisz że co teraz zrobię? Rzucę się na ciebie? Naprawdę, nie jesteś aż taki zły. Wszystko w porządku. Nic się nie stało. Mam dużo talerzy, naprawdę. Ach. I nie szczególnie mi na nich zależy, bardziej na was, dużo. Ym... Hm.. Co dzisiaj na śniadanie Jelonku?

Za te słowa by oddał dużo, ale kiedy tak o tym myślę, to i w tym prawda, czy więc nie jest dobra nowina? Po... to też nie chciałem, by tu przyszedł... ale tu jest i nic nie poradzę. Vali też i zaraz przywitać się ruszył. On odważny, ale zgubić to może...
- To dla Małego... – Mruknąłem bo i taka prawda. Znów chce?


- Oo... A zrobisz mi też? Co Bambi? Ładnie proszę... – Jęknął Stark robiąc minę zbitego pieska.

- Zrobię... – Szepnąłem, a na talerzyk przełożyłem ciepłą... smażonkę, by ją Valiemu tako podać z uśmiechem nikłym, po to aby włoski przeczesać... Usiadł przy stoliku, jak dziecię czteroletnie jadł, z lekka tymi rączkami sobie pomagając... Ja zacząłem znów smażyć...

- A ten talerz już ja posprzątam. – Westchnął Tony cicho wyjmując z szafki zmiotkę. Z resztkami porcelany uporał się szybko. A skoro Rogaś robił im śniadanie... to on powinien chyba zająć się piciem. Tak było w miarę sprawiedliwie, chyba.
- Chcesz Psotniku kawy, herbaty, kakao, mleka, soku...? A ty juniorze mleczka? – Spytał zaglądając lekko małemu przez ramię.

- Mleczka... – Przyznał mały rozbawiony z lekka tym co ten Pan prezentował sobą, bo choć starszy to Vali nie czuł się tu przy nim mniejszy, czy o innej zgoła wartości. Cieszył się, ale jego Ojciec zaprzeczył... Nie chciałem, niczego acz do posiłku woda wystarczy. Tyle.

- Mleczko białe dla aniołka doskonałe. – Mruknął Tony  nim odwrócił się na pięcie zmierzając do lodówki z której wyjął ten że napój, przygrzał go nieco przy okazji włączając wodę na herbatę i ekspres do kawy. Zagrzane już mleko nalał do niebieskiego kubka i postawił przed chłopcem znów swoim zachowaniem, słowami wywołując u niego cichy śmiech. Potem dopiero odwrócił się do Lokiego i nim zabrał się do przygotowywania herbaty szepnął jeszcze stając na palcach do ucha Psotnika.
- Rozumiem że herbata czarna jak twoje myśli Jelonku? No rozchmurz się trochę... No... Ładnie proszę. Dajesz zły przykład.

Wstałem... dopiero co, a już nogi i ciało drży z wysiłku nad którym nie mam panowania... Umysł podsuwa obrazy, te co już przeminęły z pozoru. Sam nie radziłem już sobie z takim ciężarem, a ta bliskość... Ona przeraziła, że i by bronić, ciało odskoczyłem, wpadając tu na jedną ze ścian. Plecy uderzyły w nią mocno... Zawyłem, jęk a coś innego... Trzymało twardo na nogach. Synek malutki to...
- Nie dotykaj mnie... Zostaw! – Jęknąłem, osuwając się tu po ścianie, żeby... objąć kolana przytulone do piersi... Zostaw. Chłopczyk widząc tylko co się stało, wstał od stołu, a wtulił mocno. Musiał pomóc tati, a łzy... otarł kapiące po licach...
- Tu boli? – Spytał wskazując na serduszko. Tak tłumaczył.


Stark nie rozumiał co się właśnie stało. Wyłączył z ognia już usmażoną jajecznice i... Pierwszy raz od naprawdę od... niepamiętnych chyba czasów nie wiedział co zrobić. Powinien zostawić Lokiego w spokoju, czy raczej spróbować uspokoić? Nie wiedział nie mając pojęcia co wywołało tak gwałtowną reakcje Psotnika. Wcześniej wydawał się całkiem spokojny, racjonalny i nagle... Trzask.
A jednak nie był by sobą gdyby nie zadziałał. Podchodząc powoli do Lokiego i kucając przed nim na co ten zwinął się w kulkę, skulił próbując schować przy sobie Valiego. Ale mały był już jednak na to za duży...
Geniusz odgarnął czarne włosy z bladego czoła nawijając jeden ich kosmyk na palec nim ułożył myśli na tyle, aby powiedzieć coś co Psotnika wystraszyć nie powinno.
- Loki nie zrobię ci krzywdy. Naprawdę, Psotniku. Nie jesteś w Asgardzie. Jesteś w moim domu i tu nie spadnie ci włos z głowy... za nic. Obiecuję. Nie będę robił tego czego nie chcesz ale musisz mi powiedzieć kiedy zbliżam się do tej czerwonej linii. Dobrze? Nic ci nie grozi.

Nie zrobi krzywdy? Czy to i obietnica nie do spełnienia? Smutny, bo takie kłamstwo w prostej postaci... Niczym też dobrym. Jeśli wypowiadane... na siłę, nie ma... wartości, tej trwałej w rzeczy samym. Oczy podniósł wymęczone, by na niego spojrzeć. Zbyt wiele się stało, żebym od tak zaufał tu... komukolwiek. Westchnąłem żeby powietrze chwycić w płuca...
- To nie ma znaczenia... Tu? Tam? Wszędzie tylko więzień.


- Loki... Czy ty gdzieś tu widzisz cele, kraty? O co ty mnie znów posądzasz? Jutro powinniśmy iść na zakupy, niedługo będziecie mogli chodzić swobodnie po większej części wierzy i mieście. A to chyba trochę kłóci się z twoją wizją więzienia Rogasiu. – Mruknął Stark przyglądając mu się ze zmartwioną miną. Okey... rozważał różne opcje. Ale... w końcu postanowił dać mu tą drugą szansę w pełni. A jeśli on coś postanowił to choćby świat stał mu w tym okoniem i tak to zrobi. Zawsze był uparty i zawsze osiągał swój cel, więc mógłby mu trochę zaufać.

Kłóci? Tak... być może, ale to nie zmienia faktu, iż od tak na ulicę wyjść..? Nie, ludzie za to co zrobiłem zlinczują... Minęło wiele lat, acz nic się tako nie zmieniło. Gniew po stracie. On wciąż tak samo silny. Dziwne, postronne uczucie rozpaczy, a samotności popycha ich do czynów nie na miejscu, te zaś nie takie by o nich myśleć...
- Więc pozwolisz mi odejść? Nam... – Spytałem, a z oka już spłynęła jedna łza... Kolejna, za nią i tak bez końca... Koło.


Teraz już Starka całkiem skołowało. To miał ich w końcu puścić, czy trzymać? Czy...
- Psotniku... Doceniam twoją wolę samostanowienia, naprawdę. Ale wiesz co się stanie jeśli zostaniesz rozpoznany na ulicy, prawda? Z resztą co ci szkodzi tu zamieszkać, co? Wiem że nie masz magii, ale nauką też można zrobić iluzje i w tej iluzji będziesz mógł bezpiecznie chodzić po mieście nie rozpoznano. Tylko daj mi trochę czasu. To jak? Wciąż jest to dla ciebie przykre Śnieżynko?

Tak to źle, że chcę być taki jaki jestem? Nie odmienny? A jako dla synka? Zmęczony już tym wszystkim jestem... Vali On jedyną pociechą. Nigdy nie chcę, nie mogę go tracić. Zaś tu wiem co zrobią jeśli złapią, acz o tym myśleć... nie chcę.
- Zamieszkać? Z tego co wiem sam tu nie mieszkasz... Oni z pewnością nie będą tacy jak sądzisz... Wiesz co się stanie, jeśli tu mnie złapią? Wiesz...

Wygnanie | Frostiron Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz