- A co jeśli tylko byście cierpieli. - moje uszy rozdarł potworny wrzask. - Ale pomimo zabawy, uważam, że koniec z gierkami. Tym razem wszyscy umrzecie. Tym razem świat spłonie. - mówił aniołek. Podniosłam się wściekła z Ziemi.

- Nie na mojej warcie. - syknęłam mówiąc głośniej. Rozłożyłam ręce i używając mojej mocy zablokowałam działanie Michała na Winchesterów.

- Hej - krzyknął Jack stając przede mną. Chciał zwrócić uwagę wroga, jednak nie dał rady nawet wyjąć noża ponieważ anioł rzucił w niego jakimś zaklęciem, które rozproszyło się na jego piersi. Chłopak wpadł na mnie i  tylko dzięki temu nie wylądował na ziemi.

- Wszystko ok? - zapytałam na co odpowiedział mi kiwnięciem głową. Wyczułam od niego mocno bijącą wściekłość. Uśmiechnęłam się zadziornie kiedy jego oczy zapłonęły złotym światłem. - Do boju. - szepnęłam mu na ucho. Blondyn wyprostował się i spojrzał na Michała.

- Myślisz, że możesz mi dorównać, chłopcze? Moc, którą posiadasz jest niczym, tylko podporą. - Chłopak wściekł się i sama nie chciałabym go denerwować. Aniołowie pstrykają. On tylko wyciągnął dłoń przed siebie, a z niej wykrystalizował się pocisk, który rzucił Michałem na schody. Cóż. On sam też się wściekł i rzucał w nefilima salwą pocisków mówiąc jednocześnie.

- Jak śmiesz. Wypalasz sobie duszę? Niedługo się wykończysz. Powinnam była Cię zabić kiedy miałam szansę. Ja jestem tu dowódcą! Oczyszczam świat! Nie będę walczyć
z dzieckiem!

- Nie jestem dzieckiem. Jestem synem Lucyfera. Jestem łowcą. Jestem Winchesterem! - Jack dotknął głowy wiedźmy, z której wypędził archanioła po czym swoimi mocami dyrygował tak, że została sama łaska, którą pochłonął. Nikt się nie odezwał. Wszyscy byli nie tylko pełni podziwu na swój sposób ale przede wszystkim przerażeni tym co widzieli. Postanowiłam przełamać lody.

- Jack? - zapytałam by choć trochę zwrócić na nas uwagę. Ten odwrócił się i z uśmiechem na ustach przyznał.

- Znów jestem sobą. - przy czym rozłożył swoje majestatyczne skrzydła by to udowodnić. Jedno było wiadome.

***

    Sprawa była prosta. Wróciłam do piekła na jeden dzień by sprawdzić jak wyglądały sprawy cyrografów. Na szczęście dla podwładnych wszystko było jak należy co oznaczało, że mogę teraz iść i wszystko wyjaśnić braciom. Zwłaszcza, że w naszych kręgach pojawił się nowy członek rodziny, który mnie nie znał. Poinformowałam Deana, że zjawię się u nich wieczorem
i szybko pobiegłam zmienić ubranie. To nie miała być jakaś ekstra kolacja więc postawiłam na parę ciemnych jeansów, Które idealnie pasowały z koszulką z logo AC/DC, skórzanymi botkami oraz ramoneską, a wszystko w moim ulubionym czarnym kolorze. Włosy zostawiłam rozpuszczone. Po raz kolejny teleportowałam się do domu łowców. Przez to, że nagle się pojawiłam, Dean zachłysnął się piwem, które pił. Cas natomiast, razem z Jack’iem i Sam’em dopiero wchodzili niosąc ze sobą zakupy. Wszyscy powitali mnie z niemałym uśmiechem.

- Co tam macie? - zapytałam mając nadzieję na zjedzenie czegoś ciepłego i to niekoniecznie pizzy. Podeszłam do Sama biorąc od niego dwa czteropaki piwa, które omal mu nie spadły z rąk. Nic dziwnego przy takim nakładzie produktów.

- Mamy wszystkie składniki na spaghetti. Dean powiedział, że ugotujesz bo Twoja wersja tego dania jest najlepsza. - powiedział dumnie Jack wypinając pierś do przodu. Spojrzałam na brata spod przymrużonych powiek.

- Proszę? - wyskomlał niczym małe dziecko proszące o lizaka. Westchnęłam biorąc od Castiela zakupy i skierowałam swój krok
w stronę kuchni. Chłopak szedł za mną starając się nie potknąć. Ułożyłam wszystkie zakupy na stół. Wzięłam to co potrzebne
i zaczęłam przygotowywać danie.

I'm backWhere stories live. Discover now