6. Zostaw moich braci w spokoju!

190 11 0
                                    


Leżeliśmy właśnie na łóżku z laptopem szukając znaczeń swoich imion. Na pierwszy ogień szedł Jack. Chłopak został u mnie na parę dni w czasie których pozwoliłam mu zapomnieć chwilowo o zmartwieniach co mnie cieszyło. Mógł na moment odpocząć jednocześnie nie przejmować się zaistniałymi sytuacjami. Cały czas się bał tego co może go spotkać więc spędzał ze mną więcej czasu. Weszłam na pierwszą stronę jaka się wyświetliła pod zagadnieniem znaczenia jego imienia.

- Imię powstałe od imienia John. Znaczenie to... rzeczownik policzalny. - wybuchnęłam śmiechem. Zaraz po mnie chłopak.

- To dlaczego mama wybrała takie imię? - zastanowił się na co się zaśmiałam.

- Żebyś był rzeczownikiem policzalnym. Nie odpada. Wikipedia to nie jest dobre tłumaczenie sprawdźmy inne portale. - wróciłam do poprzedniej karty i zaczęłam szukać dobrej strony.

- A Ty po kim masz imię? - zapytał chłopak przewracając się na brzuch tak by mnie widzieć. Westchnęłam przypominając sobie o znaczeniach jakie kiedyś czytałam.

- Moja mama była zafascynowana na punkcie legend. Jak się później okazało była łowczynią. Nie wiedzieć czemu do gustu przypadła jej historia La Llorony. Jak dowiedziono kobieta naprawdę nazywała się Marina i urodziła się gdzieś koło 1502 roku w obecnym regionie Veracruz. Miała bogatego ojca ale jej matka zmarła kiedy ta była małym dzieckiem. Tatuś ożenił się drugi raz i po raz kolejny dostąpił zaszczytu macieżyństwa. Macocha była świnią i chciała żeby po śmierci synek dostał cały spadek więc namówiła męża na pozbycie się córki. Facet sprzedał ją handlarzom niewolników dzięki czemu w późniejszych latach nauczyła się języka Majów ponieważ jej rodowy język to Nauthl. Kiedy Cortez zawierał pokój dostał na jego warunkach parę niewolników wśród których była i ona. Indiankę ochrzcili i dali jej imię właśnie Marina. Kobieta w końcu została jego kochanką, a w efekcie matką jego dziecka. Dlatego La Llorona jest z nią kojarzona ponieważ zabiła swoje dzieci czyli doprowadziła do zguby własny lud. - trzeba przyznać, że Jack był znakomitym słuchaczem. Spijał z moich ust każde słowo niczym nektar. Jego oczy zdradzały fascynację. Przysiadł do mnie, znacznie się przybliżając. Wpatrywałam się chwilę w jego lśniące niebieskie tęczówki.

- Pięknie opowiadasz. - wyznał. - Masz jeszcze jakieś legendy? - zapytał, a na mojej twarzy pojawił się uśmiech. W środku natomiast czułam przyjemne ciepło na komplement, który padł z jego strony. W końcu nikt nie powiedział mi czegoś miłego od... właściwie to kupy czasu.

- Mam. Jest jeszcze jedna legenda o tym duchu. To wyjaśnienie dlaczego mam na drugie Mary. - założyłam kosmyk blond włosów za ucho lekko się rumieniąc. Chłopak przybliżył się do mnie jeszcze bardziej.

- Opowiesz mi? - założył kosmyki za ucho z drugiej strony mojej głowy co nasyciło kolor na moich policzkach. Blondyn posłał mi zwycięski uśmiech.

- No więc. W pewnym Meksykańskim mieście przyszła na świat Mary. Piękna dziewczyna wyrosła na jeszcze piękniejszą niż była. Niestety choć opakowanie nie szło w parze z wnętrzem. Dziewczyna miała ohydny charakter. Nie była przez to lubiana w miasteczku. Gardziły nią kobiety, zazdroszczące urody i mężczyźni ze złamanymi sercami. Aż pewnego dnia przyjechał tam chłopak. Młody, piękny, bogaty. Miał w sobie wszystko czego pragnęła Mary. Zakręciła biodrami i w końcu parę miesięcy później był ślub. Troje dzieci przyszło na świat i dopiero wtedy mąż się zorientował, że coś jest nie tak. Wyjeżdżał coraz częściej i spędzał tam coraz więcej czasu. W końcu pewnego dnia zawiadomił, że znalazł kogoś lepszego. Mary w szale zabrała swoje dzieci nad pobliską rzekę i tam je utopiła. Po paru dniach, kiedy zdała sobie sprawę z czynu jaki popełniła sama wskoczyła do tej samej rzeki. I tak straszy do tej pory. Przybierając albo postać rozmytej zjawy ubranej w biel, która majaczy nad brzegiem i przejmująco płacze szukając swoich dzieci albo w postaci kobiety w bieli błądzi po drogach wiodąc niewiernych mężczyzn do zguby. - skończyłam opowiadać. Jack śledził każdy mój ruch. Wstałam więc i podeszłam do stolika z którego chwyciłam butelkę wody.

I'm backWhere stories live. Discover now