2. Nie tak ostro.

352 12 0
                                    

- Chłodne powitanie. - powiedziałam nie wyłaniając się z oparów. Sądziłam, że chłopcy rozpoznają mój głos. Nie zrobili tego co szczerze mnie rozczarowało. Czyżbym była dla nich aż taka obojętna, żeby nie być wartą zapamiętania. Sama dla siebie ukryłam to uczucie pod uśmiechem obojętności jednocześnie opuszczając głowę.

- O zawsze tak witamy obce nam osoby. - ironizował najstarszy z braci. W przebijaniu jego jakże denerwujących, choć o dziwo czasem śmiesznych komentarzy, byłam mistrzem. Dobrze pamiętam takie sytuacje. To właśnie te wspomnienia jako jedne
z nielicznych utrzymywały mnie przy tej namiastce człowieczeństwa.

- Oj… - cmoknęłam - Ale przecież nie zawsze tak było. - ich miny wyrażały niezrozumienie. Dotarło do mnie, że element zaskoczenia będzie większy niż przypuszczałam. Zadowalało mnie to. Miło będzie widzieć ich twarze z bliska. Męczyło mnie obserwowanie z daleka. Chociaż przyznać muszę, że kawały które im serwowałam były dość śmieszne. Wreszcie nadszedł ten moment. Chwila w której miałam ujawnić im, że wciąż żyję. Znikąd pojawiła się jednak iskierka strachu. Bałam się reakcji moich braci na wiadomość mojego ciągłego istnienia. Zdenerwuje ich przecież fakt, że ukrywałam się przez cztery lata. Jak Dean zniesie to, że stoi przed nią osoba którą sam zabił. Szybko odsunęłam te myśli od siebie i powoli zaczęłam wychodzić z dymu. W świetle lamp najpierw pokazały się nogi. Krok dalej tłów. Na końcu głowa. Dym zaczął znikać w ten sam sposób w jaki się tu pojawił.

- Witajcie braciszkowie. - przywitałam się pewnym głosem podnosząc kącik ust do góry.

- Marina. - wyjąkał cały Team Free Will.  Ich twarze… wyrażały szok wymieszany ze szczęściem? Stali tak dobrą chwilę, w której Rowena podeszła do mnie uśmiechnięta
i jako pierwsza się ze mną przywitała.

- Cieszę się, że tu jesteś. Będziesz w stanie im pomóc. Wiem to. - subtelnie chwyciła moją dłoń i lekko drgnęła tak jakby chciała okazać mi szacunek. Poklepałam ją po ręce
i odwzajemniłam uśmiech.

- Też jestem szczęśliwa na twój widok. Dawno cię nie widziałam. - znów spojrzałam na moich braci. Jako pierwszy z tego dość długiego szoku otrząsnął się Sam. Bez jakichkolwiek słów, żądań wyjaśnień czy pretensji podszedł do mnie i mocno przytulił. Jego uścisk zdawał się być tak silny jakby nie chciał mnie już nigdy z niego wypuścić. Jednocześnie trząsł się co było sprawione tym że nie do końca wierzył w to, że ściska właśnie mnie. Po moim ciele przeszły ciarki. Już nie pamiętam kiedy ostatni raz ktoś okazywał mi czułość, a mam ku temu powody by stronić od takich luksusów. Po dobrych trzech minutach, które w zwykłym mniemaniu wydają się być krótkie,
w rzeczywistości są dość długim okresem czasu, oderwaliśmy się od siebie.

- Ale… Jak? - to w miarę niepozorne zdanie, wypowiedziane przez Deana, zwróciło na niego całą moją uwagę.

- To… Dość długa... historia. - starałam się powoli i ostrożnie dobrać słowa by przypadkiem nie zdenerwować brata. Ten słysząc moją wypowiedź splótł ręce na piersi i podniósł brew do góry. Patrzył na mnie podejrzliwie. Jego zielone oczy chciały mnie przewiercić na wylot. Zaglądnąć w głąb mojej duszy. Żądał dowodów, a ja nie za bardzo wiedziałam jak mu go okazać.

- Mamy czas. - wzruszył ramionami. Wtem przyszedł mi na myśl fakt, który znałam tylko ja i on. Jedno z moich najprzyjemniejszych wspomnień.

- Pragniesz pewności w przekonaniu i ja Ci je dam. Kiedy byłam mała i uczyłeś mnie strzelać na osobności wyznałeś mi, że robię to dużo lepiej niż Sam. - gdy zobaczyłam ulgę na jego twarzy postanowiłam kontynuować. Ostrożnie stawiałam kroki w jego stronę - Dean. Wiem, że możesz mieć wątpliwości…
i zapewne wszyscy tutaj pragniecie wyjaśnień… Ale postarajcie mi się zaufać. Nim zacznę się tłumaczyć nie lepiej przeżyć wspólną przygodę jak za dawnych lat?

I'm backWhere stories live. Discover now