3 - Balkony, balkony

5.5K 406 59
                                    

Marinette z ulgą zamknęła za sobą drzwi do swojego pokoju. Ta kolacja była koszmarna. Alya była wprost nieznośna. Tak niesubtelnie wypytywała ją o Czarnego Kota, a Adriena o nią, że tylko głupi by się nie zorientował, o co jej chodziło. Całe szczęście, że Nino w końcu ją powstrzymał i mogli w spokoju zjeść wystygniętą już pizzę.

Ale atmosfera pozostała napięta do samego końca. Adrien już prawie się nie odzywał do końca posiłku, a potem wymamrotał, że musi do rana skończyć jakiś skrypt. Po tych słowach wycofał się do siebie. Alya była tak zadowolona ze swoich zabiegów swatki, że pozwoliła się zaciągnąć Nino do ich pokoju. Marinette została sama nad stołem pełnych brudnych naczyń.

Westchnęła i posprzątała. Przynajmniej tyle mogła zrobić, żeby się odwdzięczyć za przygarnięcie jej w tak niecodziennych okolicznościach. A kiedy skończyła, po cichu wymknęła się do siebie.

„Do siebie"... Nie, to nie było jej miejsce. Wiedziała, że jest tu tymczasowo. Jak tylko okaże się, że z domem wszystko w porządku, wróci do swojego mieszkania, swojego pokoju. Tam będzie „u siebie". O ile w ogóle kiedykolwiek będzie mogła tam wrócić...

Aż się wzdrygnęła na wspomnienie tej chwili, kiedy podłoga zatrzęsła się pod jej stopami. Tikki w porę ostrzegła ją przed niebezpieczeństwem, więc Marinette nie traciła czasu. Wrzuciła najpotrzebniejsze rzeczy do plecaka i niewiele myśląc o tym, co potem, pobiegła na balkon. Już-już miała się przemienić, kiedy obok niej zmaterializował się Czarny Kot.

- Dawno się nie widzieliśmy, Księżniczko!

- Nie obraź się, Kocie, ale to nie jest dobry moment na kurtuazyjne gadki... - mruknęła.

- Pojawiam się nie w porę? – spytał, a jej się wydało, że poczuł się nieco urażony.

- Wręcz przeciwnie. Możliwe, że mój dom zaraz runie... - zaczęła, ale nie skończyła, bo natychmiast porwał ją na ręce i przeskoczył na sąsiedni balkon.

Pamiętała ten balkon... To tu przed laty Czarny Kot podarował jej różę, przyjmując jej odmowę. To tu po raz pierwszy odkryła, jak ważna jest dla niego. Jako Biedronka. Bo jako Marinette nie była dla niego nigdy kimś więcej niż znajomą, którą trzeba wyciągać z tarapatów. Mimo że uparcie nazywał ją Księżniczką.

Czarny Kot ostrożnie wypuścił ją z objęć i zerknęli oboje na dom Marinette.

- Jesteś pewna, że może się zawalić? – spytał z powątpiewaniem.

- Gdyby to był jakiś film, to właśnie w tej chwili by runął... - mruknęła ona, a on się roześmiał.

- Skąd wiedziałaś, że coś ci grozi? – zainteresował się nagle.

Marinette zerknęła na niego niepewnie. Nie mogła mu przecież powiedzieć, że źródłem tej wiedzy było jej kwami. Ale po tylu latach ukrywanie Tikki tak już weszło jej w krew, że chyba nawet nie umiałaby mówić o niej otwarcie.

- W pewnej chwili coś tąpnęło i miałam wrażenie, że zatrząsł się cały dom. Nie zastanawiałam się, co robię. Zareagowałam instynktownie.

- I bardzo mądrze, Księżniczko. Wolałbym cię nie wyciągać spod gruzów.

- Mnie też taki scenariusz nie bardzo odpowiada.

- A twoi rodzice? Mam po nich wrócić?

- Nie ma ich. Wyjechali – odparła zdawkowo.

- Jak to?

- Jakieś dwa tygodnie temu moja mama musiała pilnie wyjechać do swojej rodziny w Chinach. Tata też był potrzebny. Nie wiem, o co chodzi, bo nie chcieli mi powiedzieć. Możliwe, że to jakieś sprawy spadkowe, ale nie znam tej części mojej rodziny zbyt dobrze.

- I mieszkałaś sama?

- A cóż to znów za wyzwanie, Czarny Kocie? – zaśmiała się. – Jestem już dorosła. Powinnam sobie radzić sama w życiu.

- Och, no tak... Głupie pytanie... - zmieszał się. – A co zrobiliście z piekarnią?

- Chwilowo jest zamknięta. Nie wiem jednak, czy to się nie przedłuży z powodu tego tąpnięcia. Z drugiej strony... Nadal stoi... - stwierdziła Marinette, zerkając znów na dom.

- Co teraz planujesz?

- Nie mam planów. Zastanawiam się, czy nie uciekłam zbyt pochopnie. Panikara ze mnie. Może powinnam wrócić?

- Nie! – odparł szybko, krótko i gwałtownie, po czym dodał już spokojniejszym tonem: - Zaczekaj kilka dni. Wezwiesz ekspertów, ocenią ryzyko.

- I co? Mam spać tu na balkonie? – spytała ironicznie, na co Czarny Kot spojrzał na nią wymownie.

- Może masz przyjaciół, u których możesz się zatrzymać? – podsunął.

- Moja przyjaciółka wynajmuje z chłopakiem mieszkanie – odpowiedziała po chwili zastanowienia. – Może mnie przenocują...

- To dzwoń do niej czym prędzej. Zaniosę cię tam.

Nie czekając na jej reakcję, porwał ją znów na ręce. Zanim wyciągnęła telefon i dodzwoniła się do Alyi, byli już w połowie drogi. Nawet nie zwróciła uwagi na to, że Czarny Kot pobiegł we właściwym kierunku, nie znając nawet adresu...

I tym sposobem wpakowała się w tę kabałę... Bez planu. Za to z główną, życiową komplikacją za cienką ścianą jej pokoju.

Ciasno, że Kota nie wciśniesz?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz