Część czternasta

50 4 2
                                    

Loki mógł odpocząć dopiero po całej dobie lotu. Kto by pomyślał, że w pobliżu Końca Świata, na zachód nie ma nic... oprócz niewielkich wysepek Archipelagu, na których nic nie ma. Minęliśmy ich może pięć, a potem była jedna wielka pustka. Kiedy smok w końcu opadł na ziemię, poczułam, jak jego mięśnie się rozluźniają. Od razu opadł na cztery łapy, skrzydła ułożył bezwładnie na ziemi i ciężko oddychał. Był bardzo zmęczony. Mnie też bolało całe ciało. Kończyny miałam zmarznięte i skostniałe. 

- Jak kiedyś uda nam się znaleźć jakiś targ, to kupię sobie ciepły płaszcz. Albo uszyję, jeśli trafimy na jaka. Ty się najesz, a ja ogrzeję. 

Loki spojrzał na mnie i zwinął się w kłębek. Musiał odpocząć. Ja pozbierałam drewna i rozpaliłam ogień. Akurat mój pech polegał na tym, że trafił mi się smok, który nie potrafi zapanować nad własnym ogniem. Po kilku chwilach czułam się lepiej, Loki złapał też kilka ryb i się nimi podzielił. Do zachodu było jeszcze kilka godzin i dlatego postanowiłam zwiedzić wyspę. Kto wie? Może znajdę coś ciekawego?Kiedy Loki zasnął zabrałam ze sobą sztylet, notes z zapiskami ze Smoczej Księgi i cicho wycofałam się do lasu. 

Drzewa rosły w nim dosyć rzadko. Dużo przestrzeni, mało zwierzyny i zero oznak innych smoków. Chociaż... jedyne oznaki, że ktoś tutaj mieszka, to zwalone drzewa, a raczej ścięte, nie połamane. Jakby idealnie zaostrzoną siekierą. Wszystkie równe. Może byli tutaj jacyś ludzie? Zrobiło się jeszcze chłodniej. Słońce schowało się za chmurami. 

Szłam dalej i wyszukiwałam oznak ludzkości, ale niczego nie znalazłam. Paleniska, chaty, resztek jakiegoś schronu... kompletnie nic. Las stawał się coraz rzadszy. Ostrożnie stawiałam kroki, chodziłam jak najciszej, ale ciągle coś strzelało mi pod stopami. Nagle wpadłam na coś plecami, a to zadrżało delikatnie, potem poczułam, ze coś ociera się o moje plecy. Nie odwracając się wyciągnęłam rękę i pogłaskałam ciepły, delikatny, ale sztywny materiał. Chciałabym, żeby to był namiot. Odwracając się uniosłam głowę. Przed sobą ujrzałam wielkie, wężowe ciało z ogromnymi skrzydłami. 

***

Smok nie miał łap. Wyglądał bardzo dziwnie. Zbliżył do mnie małą główkę, powąchał mnie i buchnął mi oddechem prosto w twarz. Nagle zaczął sunąć, wręcz szybować w powietrzu blisko ziemi dookoła mnie. Co chwila się zatrzymywał i znowu obwąchiwał. Stałam w miejscu. Nawet nie drgnęłam. Nie próbował zaatakować nawet w tedy, gdy sięgnęłam do torby aby znaleźć notatnik. Wodząc oczami to na niego, to na notatnik szukałam o nim jakiś informacji, a smok obserwował mnie z zainteresowaniem. Opuścił łeb, aby zobaczyć co trzymam w dłoniach po czym zaczął je trącać. 

Dalej nie reagowałam. Nawet gdy wytrącił mi notatnik z rąk. Jego nos sięgał to torby, pod ramiona i nogi. Przyjmowałam dziwne pozy gdy mnie trącał. Odskoczyłam jednak gwałtownie gdy jego skrzydło przejechało mi po brzuchu i rozdarło ubranie oraz skórę. Przyłożyłam rękę do rany. Ciekła z niej krew. Zasyczałam z bólu i smok gwałtownie się odsunął.

- Ugh, a niech to. 

Na notatnik spadło kilka kropel krwi. Schyliłam się powoli z bólem i wzięłam go do ręki. Niezręcznie, jedną ręką przekartkowałam go, ale w końcu znalazłam odpowiedni opis Drzewokosa. Przeleciałam po nim wzrokiem. I wszystko jasne. Odłożyłam notatnik, podeszłam do niego bliżej i wyciągnęłam rękę. Moja dłoń i jego nos prawie się ze sobą zetknęły, kiedy ciszę przerwał ostry i krzykliwy ryk. Zatkałam uszy i spojrzałam kierunku z którego dobiegał. Loki wyłonił się z zarośli i na dwóch łapach zmierzał w naszą stronę, rycząc przenikliwie. Drzewokos wystraszył się i z piskiem zaczął machać wielkimi skrzydłami. Upadłam na ziemię, aby uniknąć cięć. Loki był wściekły. Wystrzelił bursztynem i trafił drugiego smoka. Lepka substancja zastygła na szyi Drzewokosa przez co ten opadł na ziemię. Pomimo swojego wzrostu musiał być bardzo lekki. Nie mógł się unieść. Zaczął krzyczeć i po chwili pojawiły się kolejne smoki. Niektóre nieco większe, inne w podobnym rozmiarze.

kołysankaWhere stories live. Discover now