Część dziesiąta

82 11 1
                                    

Stał zaledwie kilka kroków ode mnie. Patrzył prosto na mnie. Otworzyłam szeroko oczy. Panował mrok rozwietlany jedynie ogniskiem i gwiazdami. Lunął deszcz. Nie widziałam go za dobrze. Nie tak jak bym chciała. Prawie się nie ruszał. 

Kilka metrów od nas uderzył piorun. Krzyknęłam, a smok stanął na tylnych łapach przez co był jeszcze większy. Uniósł wysoko głowę i zaryczał. Wykorzystałam to i rzuciłam się do ucieczki między drzewami. Ten zaraz za mną. Ledwo go widziałam. Zaledwie zarys. Cień.
A może to...

Nie ma na to czasu, przyspieszyłam. Potrafiłam biegać naprawdę szybko. Wpadłam w część lasu gdzie drzewa rosły bardzo gęsto. Miał bardzo zgrabną sylwetkę, ale ogromne skrzydła uniemożliwiły mu przedostatnie się dalej. Usłyszałam ryk. Obróciłam się. Smok zniknął. Zaczęłam się rozglądać, obserwowałam korony drzew. Ani śladu. Odczekałam chwilę nasłuchując. Po prostu zniknął. Ale to nie był Zmiennoskrzydły. Obawiałam się wyjścia na pusty obszar, ale nie mogłam też ciągle chować się w lesie.

W końcu nabrałam odwagi i wróciłam do obozu, gdzie wszystko było na swoim miejscu. Pomimo deszczu ognisko dalej płonęło. I całe szczęście bo byłam przemarznięta.

- No nieźle, poluje na ciebie obcy gatunek, a ty martwisz się mokrym ubraniami.

Ręka bolała mnie jeszcze mocniej ale musiałam wziąć łuk i w razie czego go użyć. Szybko nastrugalam kolejne strzały.
Za drzewami znowu pojawił się ruch. Tym razem nawet się nie starał. Najpierw dostrzegłam szkliste, lśniące oczy. Spojrzenie miał groźne ale zaciekawione. Pomału wychylalo się z lasu jego wielkie cielsko. 

Poruszał się wolno i z gracją. Kiedy chwyciłam za łuk, ten zastygł w miejscu z jedną łapą uniesioną. Niczym... głaz. Tym razem nie utraciłam wigoru. Złapałam jeszcze trzy strzały. Smok wreszcie się poruszył. Okręgiem. Próbował obejść ognisko, aby się do mnie zbliżyć. O nie, nie tak łatwo. Zaczęła poruszać się tak jak on. Obchodziłam ognisko, aby nie mógł się do mnie zbliżyć. Naprężył się, a ja na ten ruch napięłam cięciwę i nałożyłam strzałę. Mogłam strzelić w każdej chwili. Przypomniała mi się scena na polanie. Gdy trafiłam w ojca. Ale nie chciałam. A może? 

- Potrafię celnie strzelać. Mogę cię trafić w dowolne miejsce.

Ale nie chcę. Nie rób nic głupiego. Odejdź. 

Smok zareagował na moje słowa. Na chwile jakby się rozluźnił, ale zaraz wrócił do postawy łowcy. Zaczął wydawać gardłowe dźwięki. Nie znam go, nie wiem kiedy zaatakuje. Lepiej nie kusić losu.
Wycelowałam i strzała przeleciała obok jego głowy. Zadrżał, nastrzosyzł się i zaryczał ukazując więlki pysk pełen zębów. Coś co przypominało uszy rozłożyły się jak wachlarz. Zaczął machać ogonem. Dalej kołowaliśmy dookoła ogniska. Prawie się potknęłam. Zaczęłam stawiać nogi krzyżem. Wycelowałam drugą strzałę pod jego łapy. Znowu gniewny ryk. Tym razem rozłożył wielkie skrzydła. W lekkim blasku ognia zobaczyłam, że smok jest pełen barw. 

- Hao! - Krzyknęłam. Myślałam, ze go spłoszę. Skoro on na mnie ryczy, to ja na niego pokrzyczę.

Napięłam ostatnią strzałę. Znów na niego krzyknęłam. W odpowiedzi zaryczał i znowu, znowu. Krzyczeliśmy na siebie na zmianę. Nic to nie dawało. Bawił się? Prychnęłam z roztargnieniem. Myślałam, ze zaryczy, ale on zmienił dźwięk. Znowu prychnęłam, tym razem specjalnie. Nie był to ryk, ani syczenie. Bardziej jakby kichnięcie, ale melodyjne. 

Spróbowałam naśladować dzikie koty z Vasteras, które syczały na ludzi jak się denerwowały. Powtórzył mój głos. Również zasyczał. Popatrzyłam mu w oczy, w których nie było już grozy i agresji. Jedynie cciekawość i wyczekiwanie. Nie wiem kiedy przestaliśmy się ruszać. Patrzyła na mnie i czekał na mój kolejny ruch, kolejny dźwięk. 

kołysankaWhere stories live. Discover now