Część trzecia

141 14 3
                                    

Łódź tak bujała, że zasnęłam niemal od razu. Byłam wykończona, spałam prawie dwa dni. Dopiero po tym czasie, siedząc na dziobie zaczęłam sobie przypominać co się wydarzyła na Vasteras. Zaczynałam zalewać się łzami, gdy przed oczami stawał mi obraz ojca. Objęłam się ciasno ramionami i skuliłam. Nie mogłam powstrzymać płaczu. Jonas tylko patrzył na mnie ze współczuciem, ale nic nie mówił. Nie pytał. Zresztą dowie się o wszystkim, gdy ponownie przypłynie na Vasteras.

Byłam ciekawa, czy domyślają się co się ze mną stało i co zrobiłam. A może nie? Po kolejnym dniu dotarło do mnie, ze nie będę mogła już tam wrócić. Nie chcę. Nie odważyłabym się spojrzeć im wszystkim w oczy.

Tak będzie najlepiej. Z resztą byłam na nich wściekła, za moje aranżowane małżeństwo. Byłam z innego świata. I chociaż wiedziałam, że tradycje w jakich się wychowywałam, poglądy, a nawet wygląd odróżniały mnie od mieszkańców Berk, to wiedziałam, ze tam znajdę nowy dom.

***

W końcu tam dotarłam. Berk było niesamowicie piękne. Ale to smoki zabrały mi oddech. Były dosłownie wszędzie. Takie różne i takie wspaniałe. Nad naszymi głowami kilka z nich przeleciało bardzo nisko. A na ich grzbietach dostrzegłam ludzi. W jednej chwili zapomniałam o przeszłości. Odwróciłam się do Jonasa. On również szeroko się uśmiechał.

- Witaj w krainie smoków.

***

Chwyciłam swój niewielki dobytek i wyskoczyłam z łodzi. Kupiec obiecał, ze zanim załatwi swoje sprawy i ponownie odpłynie zaprowadzi mnie jeszcze do wodza Stoika.

Po drodze zachwycałam się wyspą. Było pięknie. Wszyscy mieszkańcy, tacy uprzejmi, witali mnie jak przyjaciela, chociaż nigdy na oczy mnie nie widzieli. Ale najcudowniejsze były latające gady. Musiałam na siebie uważać, ponieważ co chwila przelatywały mi nisko nad głową, biegały radośnie, nie bacząc na przeszkody i smagały ogonami. W pewnym momencie jakiś maluch wpadł prosto w moje ramiona. Zdołałam wydusić jedynie głośne „Ooooooo" gdy maciupeńki Gronkiel spoglądał na mnie tymi wielkimi oczami. Jak można w ogóle myśleć o zabijaniu tak słodkich maluszków?

- Hej, hej, widzę, ze ktoś znalazł przyjaciela.

Uniosłam głowę i dostrzegłam chłopaka, kilka lat młodszego ode mnie na oko. Miał specyficzny strój i protezę na nodze. Szybko się zorientowałam kim jest.

- Wybacz mi, ale ten maluch ciągle nam ucieka i zaczepia ludzi.

Jak na potwierdzenie tych słów Gronkiel zaczął się tulić jeszcze mocniej.

- Och, ale to żaden problem. Takiemu słodziakowi można wszystko wybaczyć.

Oddałam mu malca, a ten wypuścił go, aby móc męczyć kogoś innego.

- Chyba nie jesteś z Berk, prawda? Nie widziałem cię wcześniej. Chyba, ze jesteś jakąś daleką kuzynką bliźniaków. Ich rodzina jest tak wielka, ze sami pewnie nie wiedzą z kim są spokrewnieni.

Zaśmiałam się uprzejmie i podałam mu rękę.

- Nie. Nie sądzę. Jestem Una. Niedawno przypłynęłam. Chciałam zobaczyć Berk i smoki. A ty jesteś Czkawka, prawda? Pogromca smoków?

Skrzywił się w dziwnym uśmiechu, ale miałam nadzieję, że go nie obraziłam.

- Pogromca, to nie jest najtrafniejsze określenie. Ale coś w tym stylu. Tresujemy je. Ale nie tylko. Przyjaźnimy się.

- Naprawdę? Muszę to zobaczyć. W moim domu takie zachowanie byłoby uznane za samobójcze.

- Na pewno nie tylko u ciebie. Skąd jesteś? Zakładam, ze nie przyjechałaś tylko pozwiedzać?

kołysankaWhere stories live. Discover now